Dowództwo Legionów Polskich oraz II i III Brygady objęli inni, co drobiazgowo przypominamy w dzisiejszym zeszycie. Ale co to za nazwiska?! Kto dziś pamięta jakiegoś Durskiego, Puchalskiego, Zielińskiego, Kuttnera czy Grzesickiego? Kim w takim razie był sam Piłsudski? – rodzi się pytanie. Był oczywiście dowódcą I Brygady, jednej z trzech, a całością nie dowodził nigdy. Czy więc pamięć zbiorowa, tradycja i legenda mijają się z rzeczywistością? Formalnie rzecz ujmując, terminu „Legiony Piłsudskiego” nie powinniśmy używać. Ale w głębszym znaczeniu jest on trafny, bo oddaje dziejową istotę zjawiska.
Myśl o stworzeniu polskiego wojska bijącego się w wojnie ludów u boku Austro-Węgier zrodziła się w umyśle naszego bohatera, a nie kogokolwiek innego. To on ją upowszechnił wśród społeczeństwa, zaszczepił zapał wśród młodzieży, stworzył oddziały strzeleckie i na ich czele wkroczył do Kongresówki. Niebywały upór i niepowszednia osobowość pozwoliły mu przetrwać pierwsze niepowodzenia i zyskać dla idei legionowej poparcie galicyjskich oraz zgodę austriackich polityków. Bez niego nie powstałyby Legiony Polskie już jako formacja c.k. armii.
Choć nie został ich zwierzchnikiem, to jednak z powodzeniem wprowadzał polską komendę, odznaki i sztandary. On, a nie jego formalni zwierzchnicy, pułkownicy i generałowie, którzy wprawdzie byli Polakami, ale lojalność wobec cesarza w Wiedniu przedkładali ponad sprawę polską. Kiedy Niemcy i Austriacy chcieli sprawę cynicznie wykorzystać ze stratą dla Polaków, Piłsudski odmówił współpracy i został aresztowany. C.k. oficerowie służyli nadal. Legenda Komendanta, prawdziwego polskiego wodza, powodowała, że nie tylko żołnierze I Brygady, ale i legioniści ze wszystkich oddziałów identyfikowali się z nim właśnie.
Ów brygadier miał też w sobie coś takiego, co mają tylko wielcy wodzowie. – Czemu tak wrzeszczysz? – podobno zwrócił się do strzelca, któremu granat urwał nogę. – Jak ci urwie głowę, to dopiero krzycz! A żołnierze go kochali.
[ramka][b]Maciej Rosalak[/b]