Reklama
Rozwiń
Reklama

Afrykańsko-włoski poligon

Winston Churchill oczywiście chronił interesy imperium, nalegając na skumulowanie wysiłku wojennego aliantów w Afryce i we Włoszech. Ale w istocie dobrze radził Amerykanom: zanim wylądujecie we Francji, nauczcie się bić z Niemcami w Tunezji!

Publikacja: 11.09.2009 11:24

Historia walk afrykańskich i włoskich z przełomu lat 1942/1943 dowodzi bowiem wyższości praktyki nad teorią, armii zaprawionej w licznych bojach nad wojskiem ćwiczonym jedynie na manewrach, żołnierza ostrzelanego nad nieostrzelanym...

Zwłaszcza jeśli jest to żołnierz niemiecki, a nie włoski – ktoś mógłby złośliwie dodać. Ostrożnie z tymi przytykami. Chętne poddawanie się Włochów w tamtym okresie wynikało z jeszcze innej prawidłowości: motywacji do walki czy też jej braku. Włosi mieli już po dziurki w nosie swojego duce, jego Imperium Romanum

i bezsensownej wojny. Dlaczego Niemcy – aż do znudzenia nazywani cywilizowanym narodem poetów i kompozytorów – tak długo gotowi byli się bić za kreaturę u władzy i jej obłędną ideologię? Od 70 lat próbuje się wyjaśnić do końca tę ponurą zagadkę, a końca nie widać.

W tym zeszycie stwierdzić należy natomiast – z ogromną przykrością! – że nie tylko gotowi byli się bić, ale też potrafili się bić znacznie lepiej od przeciwników. Dotyczy to zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i dowódców wszystkich szczebli, pododdziałów, oddziałów, związków taktycznych i operacyjnych, wszelkich rodzajów wojsk, ich współdziałania i organizacji oraz uzbrojenia. Ich armia była nadzwyczaj skuteczną piekielną maszyną.

Natomiast nieporadność Amerykanów w tamtym okresie – zwiększana jeszcze przez doświadczonego, ale zawistnego Monty’ego – przypomina słynną filmową groteskę Stevena Spielberga „1941”. Potworny bałagan i demolkę czynią w Kalifornii sami Amerykanie, zanim ujrzą choćby jednego Japończyka u wybrzeży. – Ta wojna długo potrwa... – mówi z rezygnacją w finale komedii amerykański dowódca, który zresztą musiał wcześniej z rozpaczą przerwać oglądanie ukochanych kreskówek Disneya.

Reklama
Reklama

I ta wojna długo trwała, o wiele dłużej, niż wynikałoby to z prostego zestawienia sił osi i sprzymierzonych. W końcu jednak Rosjanie oraz Anglosasi nauczyli się bić Niemców i ten fakt – a nie tylko i nie przede wszystkim przewaga w ludziach i sprzęcie – zadecydował o wyniku największej z wojen.

[i]Maciej Rosalak, redaktor „Batalii największej z wojen”, dziennikarz „Rzeczpospolitej”[/i]

Historia walk afrykańskich i włoskich z przełomu lat 1942/1943 dowodzi bowiem wyższości praktyki nad teorią, armii zaprawionej w licznych bojach nad wojskiem ćwiczonym jedynie na manewrach, żołnierza ostrzelanego nad nieostrzelanym...

Zwłaszcza jeśli jest to żołnierz niemiecki, a nie włoski – ktoś mógłby złośliwie dodać. Ostrożnie z tymi przytykami. Chętne poddawanie się Włochów w tamtym okresie wynikało z jeszcze innej prawidłowości: motywacji do walki czy też jej braku. Włosi mieli już po dziurki w nosie swojego duce, jego Imperium Romanum

Reklama
Historia
Pamiątki Pierwszego Narodu wracają do Kanady. Papież Leon XIV zakończył podróż Franciszka
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Materiał Promocyjny
Jak budować strategię cyberodporności
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama