[b]Rz: Właśnie wrócił pan z podróży do Kanady, przedtem był pan w białoruskich Baranowiczach. Wszędzie tam spotyka się pan z polskimi kombatantami. Jakie są ich oczekiwania wobec kierowanego przez pana urzędu?[/b]
Janusz Krupski: Kombatanci pragną, by Rzeczpospolita pamiętała o ich walce o niepodległość, a także o ich towarzyszach broni, którzy zginęli za Polskę. To życzenie wspólne dla wszystkich kombatantów – zarówno mieszkających w kraju, jak za granicą. Staramy się, by polscy weterani znajdowali uznanie jako symbole walki o wolność, która trwała przez kilka pokoleń i zakończyła się sukcesem.
[b]Kombatanci czują, że dokonuje się dziejowa sprawiedliwość?[/b]
Tak myślę. Wielu z tych, którzy pozostali na emigracji, w okresie PRL nie utrzymywało kontaktu z polskimi władzami. Uważali je – słusznie – za nielegalne i niesuwerenne. Natomiast ci, którzy żyli w kraju, byli często represjonowani. Po 1989 r. nie zadbano o nich tak jak należało. Teraz przyszła wreszcie pora, by zwrócić na te osoby uwagę, oddać im należny hołd. Moi pracownicy i ja staramy się więc dotrzeć do żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych czy Armii Krajowej. Robimy, co w naszej mocy, by służyć pomocą kombatantom, który to obowiązek nakłada na nas konstytucja. Niezwykle ważną dziedziną tej pomocy są sprawy zdrowotne, średnia wieku kombatantów to 85 lat. Choć na taką opiekę, jakiej byśmy wszyscy chcieli, nie pozwala trudna sytuacja budżetu państwa. W najtrudniejszej sytuacji znajdują się kombatanci oraz ofiary represji, żyjący na dawnych polskich Kresach Wschodnich. To grupa licząca kilkanaście tysięcy osób. Po 1945 r. zdecydowali się pozostać w rodzinnych stronach bez względu na to, co miałoby ich tam spotkać. Staramy się im pomagać w większym stopniu, niż to czyniono po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
[b]Czy któreś ze spotkań zapamiętał pan jako szczególnie przejmujące?[/b]