Siedzimy w przytulnym saloniku przedwojennej willi na peryferiach Wrocławia. Sprzęty codziennego użytku, sofa, stolik i krzesło, na którym siedzę, pamiętają rodzinny dom w Poznaniu. Wokół ściany książek, kolekcja polskiej klasyki. Ponadosiemdziesięcioletnia pani domu siedzi naprzeciwko mnie, w fotelu. „O czym jeszcze mogę pani opowiedzieć?” – powtarza co jakiś czas, trochę bezradna wobec ogromu wspomnień z życia wielkopolskich muzykologów, poznańskiej inteligencji.
Barbara Zakrzewska z domu Surzyńska, jest polonistką i żoną fredrologa profesora Bogdana Zakrzewskiego. Ojciec, Leon Surzyński, znany lekarz kardiolog, działacz towarzystw muzycznych i polityk – poznański piłsudczyk, był ostatnim wicemarszałkiem Sejmu II RP, działaczem Polonii londyńskiej. Dzisiejsza opowieść, na której przekazaniu mojej rozmówczyni zależy szczególnie, będzie tą jedyną. Bo nie wielkopolska, ale wschodnia, lubelska…
[srodtytul]Ucieczka z wakacji[/srodtytul]
Leon i Helena Surzyńscy oraz ich córki, 17-letnia Basia i 14-letnia Maryla, mieszkali przy placu Wolności numer 18 w Poznaniu. Tu w czerwcu 1939 roku dziewczęta oglądały wraz z rodzicami swoje świadectwa gimnazjalne: właśnie w trzydziestym dziewiątym Basia zdała małą maturę. Stąd w lipcu Surzyńscy całą rodziną wyruszyli na swoje ostatnie wspólne wakacje.
W Tatrach dotarła do nich informacja o powszechnej mobilizacji. Z letniska jechali pędem przez Polskę. Już nie do Poznania, zagrożonego przez Niemców, ale do Warszawy. Jechali prywatnym chevroletem ojca, a przedsięwzięcie udało się tylko dlatego, że ojciec mógł po drodze kupić benzynę, okazując swoją legitymację sejmową. Jadąc tak, patrzyli przez okna i widzieli popłoch i panikę, grupki cywilów wykupujących żywność w sklepach.