Rozbiór Francji

Po klęsce Francji czekały ją cztery lata niemiecko-włoskiej okupacji. Rany nie zabliźniły się do dziś. Powstanie państwa Vichy, jego służalczość wobec Niemiec czy ochocze prześladowanie własnych obywateli (żydowskich i innych) długo tłumiono w pamięci w imię narodowego pojednania. Przypominano (i słusznie) heroizm i cierpienia tych Francuzów, którzy powiedzieli „nie”, ale też chętnie przyjęto tezę o „podwójnej grze” chroniącego rodaków marszałka Pétaina. Ze złudzeń obdarły opinię publiczną badania historyków. Daleko odeszliśmy od szyderczego żartu czyniącego z Francuzów naród 80-milionowy. Dlaczego? Skoro w 1940 roku było 40 mln pétainistów, w 1944 roku tyleż milionów gaullistów, a jedni nie mogli być drugimi…

Publikacja: 06.11.2009 05:19

Terakotowe popiersie marszałka Pétaina, ok 1941 r.

Terakotowe popiersie marszałka Pétaina, ok 1941 r.

Foto: Rzeczpospolita

Po rozejmie z Niemcami zawartym 22 czerwca 1940 roku armia francuska została zredukowana do 100 tys. ludzi w metropolii i 120 tys. w koloniach, flotę rozbrojono i zablokowano w portach, a wszystkie fortyfikacje przejęli okupanci. 2 miliony jeńców wojennych miały pozostać w Niemczech aż do podpisania ostatecznego pokoju. Francuzi mieli zaś wydać uciekinierów z państwa Hitlera, zwłaszcza niemieckich Żydów.

Francja została rozebrana na części. Alzacja i część Lotaryngii (z Metzem) wróciły do Rzeszy, w której przeżyły już lata 1871 – 1918. Reszta Lotaryngii, część Ardenów oraz terytorium Belfortu mianowano tzw. strefą zakazaną, do której nie wolno było wracać uciekinierom, gdyż osiedlić się mieli w niej niemieccy rolnicy. Północny skrawek wraz z Arras podporządkowano niemieckiemu dowództwu w Brukseli.

Cały pas wybrzeża atlantyckiego również stał się podlegającą ostrym rygorom strefą zakazaną. Drobne rejony na pograniczu alpejskim „skubnęli” Włosi. Część północną dawnej republiki wraz z Paryżem okupowały wojska niemieckie, a granica okupacji biegła na południe, ku Pirenejom, wzdłuż linii Tours – Poitiers – Angoulźme – Langon – Mont de Marsan. Południową, odciętą od Atlantyku tzw. wolną strefę (zone libre) pozostawiono Francuzom, którzy stolicą uczynili znany dotychczas z wód mineralnych kurort Vichy.

Stan ten przetrwał do listopada 1942 roku, gdy po alianckiej inwazji na Afrykę Północną wojska niemieckie zajęły całą zone libre, południowo-wschodnią jej część oddając Włochom.

[srodtytul]Marszałku, oto jesteśmy![/srodtytul]

Skala klęski oszołomiła Francuzów, tak dumnych z tragicznej, ale zwycięskiej obrony kraju podczas poprzedniej wojny. To samo pokolenie nie było w stanie znieść po raz drugi tak krwawego dramatu – 1,4 mln zabitych, 2 mln weteranów uznanych (w różnym stopniu) za inwalidów, setki tysięcy sierot i miliona nienarodzonych dzieci zabitych w latach 1914 – 1918 ojców. Mimo propagandowej zasłony i upływu 22 lat to wszystko nadal ciążyło.

10 lipca 1940 roku Pierre Laval, reprezentujący polityków obwiniających za katastrofę „słabą” Trzecią Republikę, zebrał w Vichy deputowanych i senatorów. Wezwał ich do głosowania tylko nad jednym punktem nowej konstytucji, który całą władzę oddawał w ręce marszałka Philippe’a Pétaina. Padło 569 głosów „za” i tylko 80 „przeciw”. Tak narodziło się Państwo Francuskie (État français), którego symbolem stała się franciska – topór o dwóch ostrzach używany przez Franków.

Sędziwy, liczący 84 lata marszałek – popularny, gdyż ceniący życie żołnierzy zwycięzca spod Verdun – jawił się jako zbawca. Zbawca, który swe chwalebne życie i dumę poświęcił narodowi. Wokół jego osoby powstanie prawdziwy kult, którego najsławniejszym przejawem była pieśń „Maréchal nous voilą!” (Marszałku, oto jesteśmy!), nieformalny hymn państwa Vichy. Dzieje tej pieśni uznać można za symbol reżimu. Przypisujący sobie autorstwo muzyki André Montagnard (był też autorem słów) i Charles Courtioux ukradli ją pochodzącemu z Polski kompozytorowi operetek Kazimierzowi Oberfeldowi, który jako Żyd trafi do Auschwitz i tam umrze w 1945 roku.

Częścią rozliczeń z odpowiedzialną za klęskę „przegniłą republiką” stało się aresztowanie jej znanych polityków, w tym byłych premierów: Édouarda Daladiera, Paula Reynauda i Léona Bluma. Ich pokazowy proces w Riom (1942 rok) nie skończy się wyrokiem, zostaną jednak wydani Niemcom i zesłani do kacetów. Marszałek i jego zwolennicy mieli wolną rękę w budowie nowego, lepszego – jak mniemali – państwa.

[srodtytul]Módl się i pracuj![/srodtytul]

Hasło republiki „Wolność, Równość, Braterstwo” zastąpiono dewizą „Praca, Rodzina, Ojczyzna”, z którą na sztandarze ludzie Vichy zamierzali wzniecić „rewolucję narodową”. Celem było państwo autorytarne, paternalistyczne, katolickie i korporacyjne. „Praca” to zaprzeczenie panującego jakoby wcześniej „ducha przyjemności”, a wprowadzeniu zacierającej konflikty między pracodawcami i pracownikami Karty pracy (październik 1941) towarzyszyły zakaz strajków i delegalizacja związków zawodowych. Walki klas nie ma i nie będzie!

Rodzina, podstawowa komórka społeczna budowana na więzach krwi, staje się w propagandzie dobrem szczególnym. Zwłaszcza zaś rodzina wielodzietna (po stratach z pierwszej wojny światowej Francja przeżyła gwałtowny spadek urodzin) i niepracująca zawodowo matka. Państwo wprowadza dzień matki, praktycznie uniemożliwia rozwody i grozi ciężką karą za przerwanie ciąży.

Ojczyzna ma dobrotliwą twarz marszałka, a kojarzyć się winna z tradycyjnymi wartościami „ziemi przodków”. „Ziemia nie kłamie” – mawiał Pétain, przeciwstawiając żyjącą zgodnie z rytmem natury prowincję skorumpowanemu miastu. Żeby ją lepiej poznać, młodzi powoływani są do pracy w obsadzanych przez wojskową kadrę obozach, w których uczą się dyscypliny i oduczają indywidualizmu (chantiers de jeunesse). Zakazana jest wszelka propaganda polityczna z wyjątkiem kultu marszałka.

[srodtytul]Kolaboracja z Hitlerem[/srodtytul]

Kolaboracja rządu Vichy z Rzeszą rozpoczyna się uściskiem dłoni Pétaine’a i Hitlera na stacji Montoire-sur-le Loir, do którego doprowadzili Laval (formalnie tylko wicepremier, ale faktyczny spiritus movens systemu) i niemiecki ambasador Otto Abetz. Jednym ze skutków będą prawa antyżydowskie; pierwsze z nich, z października 1940 r., zamknęło Żydom dostęp do administracji publicznej, prasy i nauczania oraz wykluczyło ich z innych stanowisk w armii niż szeregowe. Otwarto drogę do aryzacji dóbr porzuconych przez żydowskich właścicieli i do represji wobec Żydów bez obywatelstwa francuskiego.

Pieczę nad tym procesem sprawował Komisariat do spraw Żydowskich, kierowany przez adwokata Xaviera Vallata. Ten jednooki i jednonogi weteran wielkiej wojny znany był z działalności w radykalnych ruchach katolickich i z antysemickich wypowiedzi. Jego instytucja doprowadzi w czerwcu i lipcu 1941 roku do uchwalenia dyskryminacyjnego statutu Żydów (mieli być policzeni i wykluczeni z handlu i przemysłu, a w wolnych zawodach wprowadzono niskie limity – „numerus clausus”) oraz prawa ułatwiającego konfiskatę dóbr. Zwalczający żydowską obecność na wyższych szczeblach państwa i gospodarki Vallat nie miał jednak obsesji rasowej i nie nakazywał stosować przemocy wobec Żydów. Uznany za zbyt ugodowego, zostanie pod naciskiem Niemców zastąpiony w 1942 roku przez Louisa Darquier de Pellepoix. W strefie okupowanej liczenie Żydów i zabór ich mienia trwał od 1940 roku, aresztowania od roku następnego, od lata 1942 roku zaś obowiązywał nakaz noszenia na ubraniu żółtej gwiazdy Dawida.

Sprzeciw Pétaina wobec otwartej kolaboracji i agresywnie antyżydowskiej polityki wyrastającego za wysoko Lavala skończył się dymisją tegoż w grudniu 1940 roku i zastąpieniem go przez admirała Darlana. Pod presją Hitlera Laval wróci na fotel premiera wiosną 1942 roku, akcentując to „ochotniczą” mobilizacją robotników do pracy w Niemczech w zamian za powrót jeńców wojennych (w proporcji 3:1). Akcja zakończyła się klapą – zamiast żądanych przez Niemców 350 tys. robotników zebrało się ledwie 17 tys.

Wprowadzone we wrześniu 1942 roku prawa zmuszą do wyjazdu 250 tys. ludzi, a po rozciągnięciu okupacji na całą Francję Laval przestanie się bawić w pozory wolontariatu – utworzona w lutym 1943 roku Obowiązkowa Służba Pracy (STO) obejmie roczniki niepowołanego nielicznego wojska. W latach 1942 – 1944 do pracy w Niemczech wyjechało ok. 650 000 francuskich pracowników (z tego najwyżej 1/3 ochotników), w tym 70 tys. kobiet, co czyniło z Francji trzeciego (po ZSRR i Polsce) „dostawcę” darmowej siły roboczej dla Trzeciej Rzeszy. Pierwszego zaś, jeśli chodzi o robotników wykwalifikowanych. Do tej liczby doliczyć trzeba 250 tys. jeńców wojennych „przekwalifikowanych” (dobrowolnie lub nie) na robotników latem 1943 roku. Straty wśród zmobilizowanych do STO oblicza się na 25 – 30 tys. ludzi.

Zajęcie wolnej strefy przez Niemców i Włochów w odpowiedzi na lądowanie aliantów w Afryce pozwoliło dojść do władzy radykałom kolaboracji: Philippe Henriot obejmie tekę propagandy (zwanej informacją), Joseph Darnand (współorganizator LVF – Legionu Ochotników Francuskich przeciw Bolszewizmowi) – porządku publicznego, a Marcel Déat – pracy i solidarności narodowej. Potrzebę wspólnej z Niemcami i „nową Europą” walki z „judeomarksizmem” głosić będzie Francuska Partia Ludowa innego współtwórcy LVF, byłego komunisty Jacques’a Doriota – w szczytowym okresie miała 300 tys. członków. Władze Vichy mogły też swobodniej rozwiązywać „kwestię żydowską” – policja wyłapie 76 z 300 tys. żyjących we Francji Żydów. Pojadą do niemieckich obozów śmierci, wróci zaledwie 2,5 tys.!

[srodtytul]Przeżyć pod okupacją[/srodtytul]

Zróżnicowane strefy okupacyjne komplikują – zwłaszcza do listopada 1942 roku – obraz życia Francuzów w wojennych latach. Ogromna większość wspiera Pétaina, chętnie wierząc, że między nim a dowodzącym z Londynu tzw. Wolnymi Francuzami zbuntowanym (i wyjętym w Vichy spod prawa) generałem de Gaullem panuje cicha zmowa. W końcu – mimo różnicy wieku i statusu – przyjaźnili się, a przyszły zwycięzca spod Verdun jeszcze przed 1914 rokiem patronował karierze młodego oficera jako jego dowódca pułku. Plotka uparcie czyniła też z Pétaina „świeckiego ojca chrzestnego” syna de Gaulle’a, skądinąd też noszącego imię Philippe.

Konserwatyzm marszałka, człowieka ukształtowanego w XIX wieku, oraz jego wojenna legenda otwierały mu drogę do serca zagubionego po upadku państwa „zwykłego” Francuza. Jak pisał (złośliwie) Paul Johnson: „Pétain szybko stał się najpopularniejszym francuskim przywódcą od czasów Napoleona. Uosabiał antyromantyzm, dążenie do porzucenia historycznych i ogólnoświatowych powinności, tęsknotę za cichym i bezpiecznym życiem, jaka wówczas ogarnęła Francję”.

Życie codzienne nie było łatwe. Niemieckie rekwizycje, aliancka blokada morska, niedostatek siły roboczej i energii, a w końcu brytyjskie i amerykańskie naloty (na zakłady przemysłowe, stocznie i porty) hamowały gospodarkę. W odpowiedzi na kryzys władze wprowadziły kartki żywnościowe (na chleb, mięso, ryby, tłuszcze) i przemysłowe (sprzęt domowy, ubrania). Racjonowano też tytoń oraz (co za zgroza we Francji!) wino. Każdy otrzymał wyznaczoną przez wiek, płeć i rodzaj pracy kategorię, której odpowiadały racje zaopatrzenia. Nie dojadały zwłaszcza miasta ratujące się uprawą pogardzanych wcześniej warzyw (np. topinambura), kawę zastępowano prażoną cykorią itd. Napęd na węgiel drzewny zastąpił benzynę w samochodach, a paryskie elegantki stukały o bruk drewnianymi podeszwami; skórę zdarli na potrzeby wojny Niemcy. Bujnie rozkwitł ignorujący kartki czarny rynek, spekulowano też rozkradanym mieniem żydowskim.

Po zapadnięciu zmroku obowiązywała godzina policyjna i zaciemnienie. Policja francuska (i niemiecka żandarmeria) często sprawdzały tożsamość. Przekraczanie granicy między strefami wymagało dodatkowych dokumentów, ale rozwinęły się siatki nielegalnych szmuglerów. Prasa i propaganda działały pod kontrolą rządu Vichy i Niemców. Spragnionym informacji pozostawały nasłuchy radiowe. Ze szkolnictwa wyrzucono Żydów, masonów i komunistów (wielu uwięziono i zamordowano), jednak system edukacyjny przetrwał bez większych zmian. Programów (wyjąwszy kult Pétaina) nadmiernie nie modyfikowano. W prywatnych szkołach katolickich przechowano i uratowano tysiące żydowskich dzieci.

Zerwanie dużej części narodu z Vichy nastąpiło po utworzeniu STO. Przed wywózką uciekło ok. 200 tys. młodych ludzi, z których co czwarty trafi do tworzącej się właśnie partyzantki. Tropić ich oraz Żydów będzie utworzona 1 stycznia 1943 roku Milice Française Darnanda, która zaciekłością i okrucieństwem przewyższy niejednokrotnie patronów z niemieckiego gestapo.

[srodtytul]„Wolna Francja”[/srodtytul]

Po wojnie wielu Francuzów twierdziło, że słyszało radiowy apel, z którym nieznany szerzej generał Charles de Gaulle zwrócił się do nich 18 czerwca 1940 roku z Londynu. Przypominał, że przegrana bitwa nie oznacza przegranej wojny, dodawał ducha rodakom i wzywał ich do przyłączenia się do walki o wolną i znów wielką Francję. Nawiasem mówiąc, apel znamy z nagrania z 22 czerwca, a wahający się jeszcze w postawie wobec Francuzów rząd brytyjski „złagodził” jego pierwsze, oskarżycielskie wobec Pétaina linijki. Przywrócone później „dla potomności” przez de Gaulle’a.

Ten założycielski dla dalszej historii kraju akt dokonał się niemal w samotności. Początkowo u boku de Gaulle’a stanęło zaledwie 7 tys. żołnierzy, marynarzy i lotników tworzących siły zbrojne Wolnych Francuzów (którzy za znak przybiorą podwójny krzyż lotaryński). Z politycznego punktu widzenia konserwatywny katolik w mundurze zawodowego oficera naturalnie odstraszał lewicę, natomiast bliscy generałowi poglądami zwolennicy prawicy oraz oficerowie nie mogli mu wybaczyć brutalnego ataku na reżim Vichy i jego przywódcę. Siły Wolnych Francuzów będą rosnąć (już w grudniu 1940 roku będzie ich 27 tys. i 20 okrętów wojennych) wraz z zajmowaniem przez Brytyjczyków kolejnych terytoriów afrykańskich. Od końca maja 1942 roku francuska brygada (3700 ludzi, w dużej części z Legii Cudzoziemskiej) gen. Koeniga przez dwa tygodnie opóźniała pod libijskim Bir-Hakeim marsz Włochów i samego feldmarszałka Rommla.

Większość francuskiego imperium kolonialnego pozostała jednak wierna marszałkowi, a pozycję de Gaulle’a osłabiało to, że nie został uznany za szefa rządu na uchodźstwie. Swą odwzajemnianą przez Roosevelta antypatię do Amerykanów (było wśród nich wielu zwolenników Pétaina) tłumaczył wspierającemu go wiernie Churchillowi słowami: „Jestem zbyt biedny, by się zginać”. W styczniu 1943 roku, na konferencji w Casablance, Amerykanie przedstawili mu swego faworyta gen. Girauda, opromienionego sławą uciekiniera z niemieckiej niewoli. Powstający 3 czerwca 1943 roku Francuski Komitet Wyzwolenia Narodowego (CFLN) będzie miał dwóch przewodniczących. Mimo udanego lądowania Girauda na Korsyce, de Gaulle pozbył się konkurenta w listopadzie, pozostawiając mu (na trochę) formalny tytuł dowódcy wojsk Wolnej Francji. Od tej pory walcząca o niepodległość i honor Francja miała tylko jedną głowę.

[srodtytul]Od sabotażu do „krzaków”[/srodtytul]

Francuski ruch oporu (Résistance) rozwijał się spontanicznie, przybierając różne formy – od manifestacji patriotycznych (np. 11 listopada) i kolportażu nielegalnej pracy przez wywiad, po sabotaż i walkę z bronią w ręku. Mimo że do różnych form walki z Niemcami i ich sojusznikami z Vichy przystąpiło od 1 do 1,5 proc. ludności, do końca 1941 roku ruch oporu był rozproszony, a amatorsko zorganizowane grupy często konkurowały ze sobą. Nie było organizacji działających zarazem w strefie okupowanej i wolnej. Wspomnijmy też, że do ruchu oporu przystąpiło ze świadomością ryzyka wielu mieszkających we Francji cudzoziemców – antyfaszystów włoskich, republikanów hiszpańskich i Polaków, których prawie pół miliona pozostało (zwłaszcza na górniczej północy) po wielkich migracjach lat 1919 – 1939.

Oddzielny problem stanowili komuniści, którzy po pakcie Ribbentrop-Mołotow odrzucili wojnę z Niemcami jako imperialistyczną, a ich przywódca Maurice Thorez zdezerterował z wojska i zbiegł do Moskwy. 26 września 1939 roku Francuska Partia Komunistyczna została zdelegalizowana. Po klęsce aż do maja 1941 roku komuniści w większości zachowywali się biernie bądź (wielu z ciężkim sercem) uznawali Hitlera za „obiektywnego” sojusznika Stalina. Szeregowi członkowie partii źle znosili jej politykę, byli bowiem pierwszym celem niemieckiej i francuskiej policji politycznej. Założony w maju 1941 roku, lecz aktywny od lipca, komunistyczny Front Narodowy objął jednak – jako jedyny – obie strefy.

Wolna Francja potrzebowała uznania ruchu oporu, a on potrzebował jej pomocy. Akcja „zjednoczeniowa” stawała na porządku dnia, a do jej wykonania de Gaulle wybrał inteligentnego i energicznego prefekta (o lewicowych sympatiach) Jeana Moulina. Moulin, już w 1940 roku krótko więziony i torturowany przez Niemców, skoczył do ojczyzny na spadochronie 1 stycznia 1942 roku i pozostał w niej do lutego następnego roku. Kolejny powrót, w marcu 1943 roku, okazał się ostatnim. Wiosną organizacje dawnej wolnej strefy zlały się w Zjednoczony Ruch Oporu (MUR), a te ze strefy północnej poczęły uzgadniać działania. Przedstawiciele ruchu, partii politycznych i związków zawodowych z obu stref weszli do utworzonej w maju 1943 roku przez Moulina (ps. Rex) Narodowej Rady Ruchu Oporu (CNR). Jej program, przyjęty w marcu 1944 roku, głosił, że powstała po wyrzuceniu Niemców i obaleniu reżimu Pétaina nowa republika przeprowadzi szerokie reformy społeczne i gospodarcze. Na początku roku powstał też Ruch Wyzwolenia Narodowego (MLN) spajający działania MUR i wielu grup z północy.

Cały zaś ruch oporu, włącznie z komunistycznym FTP (Franc-tireurs et partisans), został w marcu 1944 roku podporządkowany generałowi Koenigowi jako Wewnętrzne Siły Francuskie (Forces françaises de l’intérieur) – posługujące się magicznym odtąd skrótem FFI. W terenie akcja scaleniowa przebiegała jednak opornie.

Moulin tego nie doczekał – 23 czerwca 1943 roku w Caluire (na przedmieściu Lyonu) został aresztowany podczas zebrania z kilkoma przywódcami ruchu oporu. Przesłuchiwany przez szefa lyońskiego gestapo Klausa Barbiego został posłany do Paryża i poddany torturom. Zmarł 8 lipca w pociągu wiozącym go do Berlina. Do dziś nie umilkła polemika w sprawie przyczyn aresztowania – nieostrożność konspiratora René Hardy’ego czy jego zdrada. Niejasna wydaje się też rola komunistów. Dowódca gaullistowskiej Tajnej Armii (Armée Secrete) gen. Delestraint został aresztowany na dwa tygodnie przed „Reksem”, gdy miał się spotkać z… René Hardym. Zginie w 1945 roku od niemieckiej kuli w Dachau.

[srodtytul]Paryski bunt[/srodtytul]

W stolicy partyzanci gaullistowscy i komuniści doszli do porozumienia: szefem FFI regionu paryskiego został w czerwcu 1944 roku były członek brygad międzynarodowych w Hiszpanii, oficer FTP, 36-letni „pułkownik” Henri Rol-Tanguy. Ma on w regionie paryskim aż 60 tys. podwładnych, tyle że broni posiada ledwie… 3300 sztuk. Prawda, że do sierpnia sytuacja nieco się poprawi dzięki brytyjskim zrzutom, ale większą ich część przejmą Niemcy.

Francuzi chcą witać alianckich wyzwolicieli, którzy lądują w Normandii jak gospodarze. W stolicy Rol Tanguy może liczyć na ok. 25 tys. ludzi. Na wieść o zbliżaniu się aliantów 13 sierpnia Paryski Komitet Wyzwolenia (CPL) wzywa stolicę do powstania i uwalniania więźniów. Staje metro, do ruchu oporu dołącza żandarmeria i policja. 18 sierpnia wybucha strajk generalny, a człowiek de Gaulle’a w Paryżu gen. Chaban-Delmas (lat 29 – najmłodszy generał od czasów Napoleona) alarmuje Koeniga i domaga się zajęcia miasta.

Wybuchają starcia zbrojne z Niemcami. Powstańcza milicja wycofuje się z centrum, ale bije się z oddziałami 17-tysięcznego garnizonu gen. Dietricha von Choltitza pod budynkami ministerialnymi, pod Prefekturą Policji (koło katedry Notre Dame) i na przedmieściach. Na szczęście dla powstańców, którzy nie mają łączności radiowej z aliantami, niemieckie siły są rozproszone,

a wśród 80 czołgów, którymi dysponują, są wzięte w 1940 roku do „niewoli” stareńkie renault F-17. Von Choltitz godzi się 19 sierpnia na krótki rozejm, ale jego proklamacje są twarde – powstańców zabić, domy, z których strzelają – wysadzić. Paryskie ulice przecinają więc barykady.

Tu i ówdzie wybuchają strzelaniny, ale trudno mówić o zaciekłych walkach. Przeżywający na odległość tragedię Warszawy Andrzej Bobkowski, autor wspaniałych „Szkiców piórkiem”, zresztą syn polskiego generała, notuje cierpko w dzienniku pod datą 22 sierpnia: „W gazetach wielkie tytuły: Paris conquiert sa liberté par les armes, Paris se libere lui-meme [Z bronią w ręku Paryż zdobywa wolność. Paryż sam się wyzwala] i w ogóle cała Francja uwalnia się sama przy skromnej zaledwie pomocy aliantów. Za tydzień w ogóle przestanie się mówić o Amerykanach i Anglikach. Kogut – trudno o lepszy symbol tego narodu. Całe to bractwo rajcujące po bramach i w bistrach trzepie skrzydłami i pieje, potrząsa grzebieniem – i czeka na amerykańską czekoladę i konserwy. A gdy z daleka nadjeżdża motocykl niemiecki, w przeciągu trzech sekund ulica jest pusta, bramy zamykają się i przy dziurkach od klucza następuje walka wręcz, żeby »zobaczyć«. Paryż »walczy«”.

[srodtytul]Odsiecz z zachodu[/srodtytul]

Dowodzący wojskami sprzymierzonych gen. Eisenhower rozumie polityczną wagę zdobycia stolicy Francji, ale z wojskowego punktu widzenia ma kłopot, bo miasto dotychczas oszczędzano. Generał wspominał później: „nawet niszcząc linie komunikacyjne w okolicach Paryża, atakowaliśmy raczej węzły kolejowe na peryferiach, a nie stacje końcowe w samym mieście. Trzymaliśmy się tej zasady, chcąc uniknąć walk w samym Paryżu. Zaplanowaliśmy zatem operacje mające na celu okrążenie jego okolic, chcąc zmusić garnizon do kapitulacji. Nie mogliśmy oczywiście znać dokładnie warunków, w jakich żyła ludność miasta. Teraz najbardziej chodziło nam o to, by zaoszczędzić każdy gram paliwa i każdy nabój potrzebny do operacji i przesunąć nasze wojska jak najbliżej linii obrony. Miałem nadzieję, że uda mi się opóźnić zdobycie Paryża, chyba że się przekonam, iż wśród mieszkańców panują rozpacz i głód”. Krótko mówiąc, walki uliczne w wielkim mieście były ostatnią rzeczą potrzebną Amerykanom do szczęścia, podobnie jak zaopatrzenie czteromilionowej aglomeracji.

De Gaulle’a, który ponownie wylądował na ojczystej ziemi 20 sierpnia w Cherbourgu (w czerwcu był w Bayeux, potem odwiedził Algierię), nie zachwyca powstanie komplikujące mu rolę jedynego wyzwoliciela ojczyzny. Paryż trzeba jednak ratować. Zgadza się, by na odsiecz miastu ruszyła 2. Dywizja Pancerną gen. Leclerca, której ruch ku stolicy doprowadza do furii amerykańskich przełożonych. Wiedząc, że nie zatrzyma Francuzów, Eisenhower aprobuje atak i daje do pomocy 4. Dywizję Piechoty. Pozbawiony wsparcia lotnictwa, 200-kilometrowy rajd spod Argentan pozwala Leclercowi (jego ludzie nie jedzą i nie śpią) osiągnąć zajęte w ciężkiej walce paryskie przedmieścia. Widok shermanów i halftracków z francuskimi załogami budzi ogromny entuzjazm. Prawdziwa euforia wybucha zaś, gdy wieczorem 24 sierpnia pojazdy 2. DPanc. ciągną pod Ratusz. Następnego dnia dołącza do nich amerykańska piechota, a na ulicach dochodzi do pancernych pojedynków z niemieckimi wozami bojowymi.

Mimo nacisków Hitlera (podobno wywrzaskiwał w słuchawkę telefonu pytanie „Czy Paryż płonie?!”) von Choltitz nie zdecyduje się na zniszczenie części miasta. Wie, że walczy o przegraną sprawę i nie chce zostać nowym Herostratesem. Wybiera honorową kapitulację – część jego osłabionego garnizonu (poległo ok. 3 tys. żołnierzy) uniknie niewoli, nie pójdą też do niej żołnierze SS. Traktowany przez swoich jak zdrajca (odczuje to w obozie jenieckim), z czasem von Choltitz doczeka się sprawiedliwego osądu historii. I wdzięcznej pamięci Paryżan. Także dzięki niemu cena wolności nie była zbyt wysoka – niespełna 1500 zabitych Francuzów i nieduże zniszczenia w mieście.

[srodtytul]Od Łuku Triumfalnego do Notre Dame[/srodtytul]

De Gaulle przybył z Chartres do Paryża ok. godz. 17, kierując się do kwatery Leclerca na dworcu Montparnasse. Wraz z nim powraca polityka, a dowódcy 2. DPanc. dostaje się za dopuszczenie Rola-Tanguy do podpisu pod aktem kapitulacji. Generał omija Pałac Elizejski, nocując w Ministerstwie Wojny, które opuścił wiosną 1940 roku. „Wszystko tu jest – napisze później – poza państwem”. Humor poprawia mu orkiestra w prefekturze policji, która za pięć dwunasta wprawdzie, ale dzielnie podjęła walkę. Miły nastrój gaśnie na pobliskim Ratuszu, przy spotkaniu z władzami ruchu oporu i powstania, które wylewnie witają tego, jak mówi Georges Bidault, „na którego czekamy od czterech lat”. De Gaulle odmawia jednak uznania „samozwańczych” władz, których rola skończyła się dlań z wyzwoleniem i przyjazdem szefa rządu tymczasowego.

To właśnie z balkonu Ratusza generał – zdolny pisarz i świetny mówca – wygłosi swój oratorski majstersztyk. Słowa: „Paryż znieważony! Paryż złamany! Paryż umęczony! Ale Paryż wyzwolony! Wyzwolony przez siebie, przez swój lud, z pomocą wojsk Francji”, zna każdy wykształcony Francuz. Dla Amerykanów miejsca w tej wizji zabrakło… Nazajutrz przychodzi najpiękniejszy dzień życia de Gaulle’a. Otoczony gigantycznym tłumem schodzi po Champs-Élysées i dociera do Notre Dame.

[srodtytul]To jeszcze nie koniec[/srodtytul]

Mimo zajęcia stolicy Francji daleko jeszcze do końca wojny. Na atlantyckim wybrzeżu trzymają się niemieckie wysepki (St. Nazaire, Lorient). Twarda postawa Niemców, wyczerpanie zwycięzców i braki w zaopatrzeniu sprawiły, że pościg w kierunku Renu traci impet, a klęska alianckiej operacji „Market-Garden” – przebicia się do Renu, daje żołnierzom Hitlera wytchnienie. Szczególnie krwawe walki toczono w Alzacji. Czołgi Leclerca wjadą do Strasburga dopiero 24 listopada (Amerykanie byli tam „nieformalnie” dzień wcześniej!). Rozgrywane w śnieżnej i mroźnej pogodzie boje o Colmar zakończą się dopiero 9 lutego 1945 roku za cenę życia 8 tys. Amerykanów i 14 tys. Francuzów. Tych ostatnich dopisać musimy do prawie 600 tys., głównie cywilnych, francuskich ofiar wojny.

[i]Andrzej Nieuważny, historyk z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku[/i]

Po rozejmie z Niemcami zawartym 22 czerwca 1940 roku armia francuska została zredukowana do 100 tys. ludzi w metropolii i 120 tys. w koloniach, flotę rozbrojono i zablokowano w portach, a wszystkie fortyfikacje przejęli okupanci. 2 miliony jeńców wojennych miały pozostać w Niemczech aż do podpisania ostatecznego pokoju. Francuzi mieli zaś wydać uciekinierów z państwa Hitlera, zwłaszcza niemieckich Żydów.

Francja została rozebrana na części. Alzacja i część Lotaryngii (z Metzem) wróciły do Rzeszy, w której przeżyły już lata 1871 – 1918. Reszta Lotaryngii, część Ardenów oraz terytorium Belfortu mianowano tzw. strefą zakazaną, do której nie wolno było wracać uciekinierom, gdyż osiedlić się mieli w niej niemieccy rolnicy. Północny skrawek wraz z Arras podporządkowano niemieckiemu dowództwu w Brukseli.

Pozostało 97% artykułu
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater