Dwóch mężczyzn w czapkach z daszkiem, każdy na swoim koślawym pomostku, szarpie za wędziska. Za chwilę w poderwanych sieciach błysną złowione ryby. Oglądam fotografie z wirtualnej wystawy zmarłego w 1915 r. Stanisława Filiberta Fleury pt. „Tak sia żyło, kochanieńkie...”. Szanowny czytelnik może sam pooglądać pod adresem [link=http://www.zascianek.pl/users/Wilno/]www.zascianek.pl/users/Wilno/[/link].
W licznych i prześlicznych jeziorach i rzekach kresów północno-wschodnich ryb nie brakowało. „Powiaty rosieński i kowieński obfitują w łososie, które się poławiają w Niemnie, najobficiej pod miasteczkami Skirstymoniem, Wilkiją i Kownem. (...) Na Pomorzu, czyli na brzegach Morza Bałtyckiego, oprócz wszelkiej ryby najobficiej poławiają się dorsze” – pisał Ludwik z Pokiewia w 1846 roku.
No i były te ryby, zwłaszcza na pojezierzach, istotnym elementem diety. Najczęściej chyba je smażono, przy czym warto wspomnieć, że za najlepszy tłuszcz do smażenia ryb słodkowodnych uważano w dawnej Polsce olej konopny.
Polecam dziś kilka bardzo oryginalnych przepisów na ryby niesmażone.
I przypominam: rybka lubi pływać!