Pod Kostiuchnówką poległo kilkuset oficerów i żołnierzy. Nie dowiemy się nigdy, ilu z nich zostałoby poszukiwanymi lekarzami, nauczycielami, architektami, inżynierami, urzędnikami. A przecież im podobni ginęli wcześniej – od Kielecczyzny przez Podkarpacie, Bukowinę, Lubelszczyznę, Wołyń, Tyrol...
Krzysztof Masłoń wylicza w dzisiejszym zeszycie, że samych malarzy i rzeźbiarzy znalazło się w Legionach 70. Pewnie drugie tyle służyło literatów: pisarzy, poetów, autorów piosenek. Ludzi utalentowanych, mogących parać się w przyszłości piórem i pędzlem, znalazłoby się prawdopodobnie jeszcze więcej. Mówimy o tych, którzy przeżyli te cztery legionowe lata w mundurze. Ilu nie przeżyło – tego nikt nie wyliczy.
Legiony okresu 1914 r. – 1918 r. nie stanowią oczywiście wyjątku w naszych dziejach. Najmężniejsi z mężnych, najuczciwsi, najbardziej ofiarni bywali zarazem niejednokrotnie ludźmi najbardziej utalentowanymi. Tacy uciekali do pierwszych Legionów – Jana Henryka Dąbrowskiego; podobni wylegli na ulice Warszawy nocą listopadową i poszli do lasu w styczniu 1863. Najlepsza młodzież, studenci i nawet dzieci, bronili Lwowa w dramatyczne Zaduszki 1918 r. Całe klasy licealne wstępowały do wojska latem 1920r.
Śmierć Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w Powstaniu Warszawskim literaturoznawca skwitował powiedzeniem o – karygodnym w domyśle – „strzelaniu brylantami”. W latach 50. trudno mu było dodać „nieprawomyślnych” dla komuny, poległych poetów „Sztuki i Narodu”: Wacława Bojarskiego, Tadeusza Gajcego, Zdzisława Stroińskiego czy autora „Czerwonej zarazy” Józefa Szczepańskiego z „Parasola”. A to pięciu poetów z setek i tysięcy chłopców pokolenia Armii Krajowej, jakich ojczyzna – nawet ta Polska, która zawsze wzywała do boju najbardziej wartościowych – nie miała nigdy przedtem ani nigdy potem. Tylu zginęło...
Próżny żal. Żołnierze I Brygady sami śpiewali: „Nie chcemy dziś od was uznania, ni waszych mów, ni waszych łez... ”. To tylko taki ich polski los, który czeka na swego Tukidydesa. Straceńców los.