Co więcej, pod koniec 1925 r. Niemcy podpisały z Francją i Belgią, gwarantowany przez Włochy i Wielką Brytanię, tzw. pakt reński, znany również jako pakt z Locarno, w którym uznawały swą granicę zachodnią za ostateczną. Złożenia podobnych deklaracji względem Polski i Czechosłowacji odmówiły.
Przewrót majowy stanowił dla Niemców kolejny dowód słabości państwa polskiego. Liczono, że w jego wyniku dojdzie do odnowienia animozji między dawnymi zaborami i osłabienia pozycji międzynarodowej Polski, stanowiąc dowód braku stabilności i przewidywalności Rzeczypospolitej, odstraszając zagranicznych pożyczkodawców i inwestorów oraz zaprzepaszczając szanse na uzyskanie miejsca w Radzie Ligi Narodów. Do stolicy Niemiec spływały z rejonów przygranicznych telegramy i szczegółowe raporty na temat przebiegu zamachu majowego i ich reperkusji.
Jak donosił MSW szef administracji w Pile 18 maja: „W prowincji poznańskiej [sic! czyli województwie poznańskim – P.Sz.] wśród zamożniejszej części społeczeństwa generalnie dominują nastroje prorządowe. Za Piłsudskim występuje za to głównie ludność biedniejsza i bezrobotna, która oczekuje od niego poprawy sytuacji gospodarczej, szczególnie poprzez energiczne kroki przeciw korupcji. Władze lokalne są generalnie wierne rządowi. Niemcy i ludność żydowska przyjęły postawę wyczekującą”.
Samemu marszałkowi bardzo złą opinię wystawiał w swych doniesieniach poseł niemiecki w Warszawie Ulrich Rauscher. W raporcie podsumowującym rok 1925 – najczarniejszy jego zdaniem rok w Polsce po odzyskaniu przez nią niepodległości – wspominał o możliwości dokonania przez kogoś przewrotu. Przypuszczał jednak, że ewentualna dyktatura Piłsudskiego z uwagi na jego wady psychiczne i braki intelektualne zakończy się niepowodzeniem. Uznał zamach majowy – który określił mianem „konfederacji sulejowskiej” – za odnowienie najstarszej i najbardziej zgubnej polskiej tradycji politycznej.
Jak pisał 14 maja: „Do tego dochodzi jeszcze to, że najważniejsze stanowisko w państwie obejmie osoba, której dotychczasowe działania były całkowicie destrukcyjne, a mianowicie sam Piłsudski. Bodaj najważniejszym skutkiem, jaki przyniósł ze sobą pucz, jest to, że roztargniona, mająca spiskowy rodowód i wciąż ogarnięta manią spiskowca osobowość Piłsudskiego uzyska w Polsce decydujące wpływy. […] Wszystko, co przez cztery lata słyszałem z ust Piłsudskiego, od pierwszego swawolnie wszczętego kryzysu gabinetowego w 1922 r., który ostatecznie przerodził się w kryzys wokół stanowiska prezydenta i zakończył zamordowaniem Narutowicza, poprzez jego obfitujące w przekleństwa, stojące w całkowitej sprzeczności z ideą autorytetu państwa mowy, wywiady czy publiczne listy, poprzez jego potajemne działania przeciw powołaniu ostatniego rządu, aż po obecny pucz, nieustannie pokazuje ten sam obraz. Sama destrukcja, nic konstruktywnego […] W czasach, gdy rzeczywiście trzeba pracować na rzecz państwa, gdzie prawdziwa dzielność przejawia się w niezmiennej, spokojnej polityce zagranicznej i energicznie przeprowadzonej polityce uzdrowienia finansów, ten nerwowy, chwiejny, niepewny, niemający żadnego programu człowiek jest najgorszym kierownikiem nawy państwowej, jakiego można sobie wyobrazić”. Naturalnie ta opinia pozostała wyłącznie do użytku wewnętrznego.