Reklama
Rozwiń
Reklama

Sowiecki kodeks bushido

Znane z pieśni sopki Mandżurii widziały wiele srogich bitew w ciągu stuleci, a nawet tysiącleci.

Publikacja: 01.01.2010 06:58

Od początku XX wieku Rosjanie walczyli tam z Japończykami w latach 1904 – 1905 oraz 1939. Były to boje zacięte i krwawe. Nigdy jednak wcześniej tamtejsze wzniesienia nie widziały takiego impetu, takiej przewagi jednej ze stron i takiej masakry, jaką Armia Czerwona urządziła japońskiej Armii Kwantuńskiej latem 1945 roku.

Nawet nie chodzi tylko o to, że Sowieci zgromadzili w Mandżurii armie trzech frontów, liczące więcej żołnierzy i dużo, dużo więcej doskonałych dział, czołgów i samolotów, niż mieli Japończycy. Ci ostatni najlepszy sprzęt już dawno wysłali do Chin, na wyspy Pacyfiku i do samej Japonii, a nad granicą sowiecką zostawili wprawdzie niemal milion żołnierzy, ale niedożywionych, źle wyekwipowanych oraz tkwiących latami na dalekowschodnich bezkresach bez próby sił z nieprzyjacielem. Decydowała przewaga Rosjan w sferze, powiedzmy, niematerialnej.

Oto ze zdobytych Niemiec nadjechały transporty żołnierzy upojonych zwycięstwem nad wrogiem niezwykle groźnym, bitnym i nadzwyczajnie dowodzonym i wyszkolonym. A oni go pokonali totalnie, wybijając w pień lub biorąc do niewoli oraz dyktując bezwarunkową kapitulację. Okazali się silniejsi, a nade wszystko naprawdę nauczyli się walczyć.

Mandżuria raz jeszcze potwierdziła fakt znany ze wszystkich poprzednich wojen: zastrzelenia nie boi się żołnierz już w boju ostrzelany.

Oczywiście, czuje strach przed śmiercią, ale potrafi go przezwyciężyć, bo już wie, że opanowanie lęku i perfekcyjna, skuteczna walka pozwolą mu właśnie przeżyć. Najprostszą bowiem drogą do zachowania życia jest pozbawienie życia człowieka w obcym mundurze.

Reklama
Reklama

Na filmach spod Harbinu pokazują czasem bezradnych żołnierzy japońskich idących z karabinem i granatem pod gąsienice tanków. Ich fatalizm przypomina rozpacz niemal bezbronnych czerwonoarmistów ginących szeregami pod Moskwą zimą 1941 roku. Po ponad trzech latach role się odwróciły. Z Berlina wrócili zwycięzcy, aby pokazać spadkobiercom samurajów, jak wygląda kodeks bushido po sowiecku.

[i]Maciej Rosalak, redaktor „Batalii największej z wojen”, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, e-mail: [mail=m.rosalak@rp.pl]m.rosalak@rp.pl[/mail][/i]

Od początku XX wieku Rosjanie walczyli tam z Japończykami w latach 1904 – 1905 oraz 1939. Były to boje zacięte i krwawe. Nigdy jednak wcześniej tamtejsze wzniesienia nie widziały takiego impetu, takiej przewagi jednej ze stron i takiej masakry, jaką Armia Czerwona urządziła japońskiej Armii Kwantuńskiej latem 1945 roku.

Nawet nie chodzi tylko o to, że Sowieci zgromadzili w Mandżurii armie trzech frontów, liczące więcej żołnierzy i dużo, dużo więcej doskonałych dział, czołgów i samolotów, niż mieli Japończycy. Ci ostatni najlepszy sprzęt już dawno wysłali do Chin, na wyspy Pacyfiku i do samej Japonii, a nad granicą sowiecką zostawili wprawdzie niemal milion żołnierzy, ale niedożywionych, źle wyekwipowanych oraz tkwiących latami na dalekowschodnich bezkresach bez próby sił z nieprzyjacielem. Decydowała przewaga Rosjan w sferze, powiedzmy, niematerialnej.

Reklama
Historia
Pamiątki Pierwszego Narodu wracają do Kanady. Papież Leon XIV zakończył podróż Franciszka
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama