[b]Co się wtedy stało z wami? [/b]
To był już rok 1943. Spodziewałyśmy się, że miasto może wkrótce wpaść w ręce bolszewików. Nie miałyśmy żadnych wątpliwości, że nasz los były w takiej sytuacji przypieczętowany. Wyjechaliśmy więc na Śląsk do naszych kuzynów do Czechowic-Dziedzic. Wtedy to była jeszcze Rzesza. Trzeba było uważać, żeby nie mówić po polsku na ulicy. I znowu zetknęłyśmy się z agresją dzieci — tym razem niemieckich.
[b] Widziała pani na własne oczy upadek Tysiącletniej Rzeszy. [/b]
Tak. Wielu naszych sąsiadów uciekło jeszcze przed przybyciem bolszewików. Inni gdy zbliżał się koniec zmienili wobec nas swoje nastawienie. Dominowało uczucie strachu. W naszej miejscowości miały miejsce ciężkie walki. Wraz z innymi mieszkańcami kamienicy schowałyśmy się w piwnicy. Stamtąd słyszełyśmy gęstą kanonadę. W pewnym momencie w budynek trafiła sowiecka katiusza. Huk, pył — zostałyśmy zasypane, całkowicie odcięte od świata. Odkopano nas dopiero po kilku dniach. Miasto było już pod kontrolą bolszewicką. Wszędzie walały się trupy. Niemieckich i sowieckich żołnierzy oraz cywilów. Nikt tego nie sprzątał. Bolszewicy mieli inne sprawy na głowie — zabrali się za gwałcenie kobiet. Moją siostrę, która była dwa lata starsza, trzeba było wysłać na wieś żeby ją przed tym uchronić.
[b]Zostałyście w Czechowicach? [/b]
Nie, w styczniu 1946 przeprowadziłyśmy się do Gdańska. Zamieszkałyśmy w ruinach, w poniemieckim mieszkaniu. Zaczęły się siermiężne czasy. Szarość i nuda opanowanego przez komunizm kraju. I strach przed represjami. W 1956 roku zostałam zatrzymana na 48 godzin w siedzibie UB na ul. Okopowej. Przyczyną było to, że śmiałam się podczas akademii na cześć Armii Czerwonej.
[b]Co się działo na Okopowej? [/b]
Brutalna rewizja, strażnik, który nie odstępował mnie nawet w toalecie. Nie bito mnie co prawda, ale zwracano się do mnie słowami, których nie mogę powtórzyć. Ja byłam wychowywana w zupełnie inny sposób, nie spotykałam się z takim zachowaniem, nikt tak do mnie nigdy nie mówił. Byłam zszokowana. Straszyli mnie, że nigdy nie wyjdę na wolność i tym podobne. Ze względu na ten epizod nie pozwolono mi zdać matury w liceum wieczorowym. Kadrowiec w pracy pisał zaś na mnie donosy, że „jestem obca klasowo”.
[b]Kiedy zaangażowała się pani w działalność opozycyjną? [/b]
Impulsem do tego były starcia uliczne w 70. roku, których byłam naocznym świadkiem. Uważałam, że trzeba się włączyć w to co się dzieje, że wreszcie mam możliwość zrobienia czegoś wartościowego. Gdy powstała „Solidarność” natychmiast się do niej zapisałam. A 16 grudnia 1981 zostałam ciężko pobita pałą przez ZOMO-wca podczas demonstracji. Miałam rozbitą głowę, na którą trzeba było założyć 17 szwów. W szpitalu SB szukało pobitych ludzi ale uratowały nas pielęgniarki. Ścieliły łóżka, na których leżeliśmy w taki sposób, że nie było widać, że ktoś na nich leży. Całkowicie nas przykrywały.
[b]Pobicie nie zraziło pani do opozycji? [/b]
Nie. Wprost przeciwnie. Choć represji było coraz więcej. Zwolniono mnie z pracy. Założyłam wtedy w domu podziemną drukarnię. W końcu coś trzeba było robić. Drukowaliśmy ulotki, gazety. W sierpniu 1982 przyszli po mnie na skutek zdrady jednego z kolegów. Mieszkałam na czwartym piętrze, a do budynku w tym miejscu przylegał dach i zauważyłam, że SB-cy byli także na tym dachu. Spytałam ich po co tam wleźli? „Bo baliśmy się, że pani wyskoczy” — odpowiedzieli.
[b]Jak odbyło się aresztowanie? [/b]
SB-ków było ośmiu. Bardzo długo i uważnie przeszukiwali moje mieszkanie. W pewnym momencie weszłam do drugiego pokoju i zobaczyłam, że na moim tapczanie leży dwóch facetów. „A panowie co tu robią? ”. „A, śpimy bo jesteśmy zmęczeni”. Natychmiast ich zgoniłam: „Proszę wstawać, sami sobie taką pracę wybraliście! ”.
[b]Trafiła pani do więzienia? [/b]
Tak, za pierwszym razem przesiedziałam rok. Doprowadzałam śledczych do szału bo nie składałam żadnych wyjaśnień i niczego nie podpisywałam. Często przychodzili do mnie do celi i mówili: „My mamy przez panią tyle przykrości, niech pani to podpisze”. Dopiero po pół roku pozwolono mi się skontaktować z adwokatem. Wypuszczono mnie w lipcu 1983 roku, bo przyjechał papież i z tej okazji zwolniono politycznych.
[b]Mówi pani „za pierwszym razem”. [/b]
Tak, bo po wyjściu z więzienia natychmiast zaangażowałam się w działalność opozycyjną i w październiku 1985 roku znowu mnie zamknęli. Wszystko odbyło się w dużo bardziej nieprzyjemny sposób niż poprzednio. Podczas aresztowania wyważyli drzwi bo nie chciałam im otworzyć. Również śledztwo było bardziej brutalne. Znowu przesiedziałam rok bez wyroku. Więzienie były przepełnione i część więźniarek musiała spać na ziemi.
[b]Z kim pani siedziała w celi? [/b]
Ze zdemoralizowanymi więźniarkami. To też był rodzaj szykany. One były bardzo agresywne, używały wulgarnego języka, miały pretensje do kobiet z „Solidarności”. Mówiły, że to przez nas wprowadzono stan wojenny. Dochodziło do nieprzyjemnych scen. Była tam na przykład dziewczyna, która oddawała się przez okno. Rozbierała się w oknie, a potem więźniowie mężczyźni dostarczali jej zapłatę: papierosy czy herbatę. Ta kobieta znakomicie rzucała żyletką i cały czas mi nią groziła. Ona siedziała za uduszenie jakiejś babci przy pomocy kabla. Z więzienia wyszłam w 1986 roku.
[b] Co dla pani znaczył rok 1989 roku? [/b]
To było coś niesamowitego! Wierzyłam, że komuna kiedyś padnie, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Współpracowałam wtedy z księdzem Jankowskim i Lechem Wałęsą, który zatrudnił mnie do organizowania wyborów. Przyjeżdżał do nas Michnik i Mazowiecki. Działy się wielkie rzeczy! Do tej pory, za mojego życia miały miejsce raczej ponure wydarzenia. A tu nagle coś takiego — odzyskanie wolności! To była euforia. [b] Czy wolna polska spełniła pani oczekiwania? [/b]
No cóż, wyobrażałam to sobie lepiej. Niestety w kraju tym widać wielkie zaszłości z okresu PRL. Widać to w szczególnie w urzędach czy służbowych kontaktach między ludźmi. Mentalność tamtych lat nadal ma się dobrze. To zupełnie inny kraj niż przed wojną. Najbardziej jednak boli mnie to, że wolna Polska w jednoznaczny sposób nie potępiła funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i ich tajnych współpracowników. Ostatnio dowiedziałam się, że jeden z kolegów z konspiracji, któremu dostarczałam bibułę, któremu udostępniałam swoje mieszkanie, donosił na mnie na SB. Ludzie tacy jak on nie mają poczucia winy. Uważają, że „takie były czasy”. Sami SB-cy zaś wspaniale sobie żyją. Mają bardzo wysokie emerytury i nawzajem się wspierają. Przeraża mnie ich buta i cynizm.
[b] „Gruba kreska” była błędem? [/b]
Fatalnym!. Należy rozliczyć tych ludzi. Nie chodzi mi o to, żeby ich wieszać, zagłodzić czy pozbawić pracy. Nie chodzi mi o zemstę, ale o elementarną sprawiedliwość. Ci ludzie wyrządzili swoim bliźnim tyle zła, nie można im teraz tego tak łatwo wybaczyć.
[i]Pani Janina Wehrstein do dziś prowadzi bardzo aktywną działalność społeczną. Prowadzi stowarzyszenie „Amazonki”, które wspiera młode kobiety którym amputowano piersi. Dokarmia koty. [/i]