„Przywrócić godność prawu!” - takie hasło widnieje na murze zabytkowego budynku Sądu Okręgowego w Kaliszu. Napis powstał w listopadzie 1981 roku. Namalował go Bogusław Śliwa, były prokurator wyrzucony z pracy za polityczne poglądy, a jednocześnie działacz „Solidarności”. - Boguś użył jakiejś przedziwnej mieszaniny, na którą składały się między innymi farba drukarska i smar kolejowy. Za komuny próbowano napis zamalować, ale zawsze wychodził na wierzch - wspomina Jan Mosiński, przewodniczący „Solidarności” w południowej Wielkopolsce. Śliwa już nie żyje, jego hasło nadal jednak wzbudza emocje.
Konflikt rozpoczął się trzy lata temu. Wówczas to, przy okazji remontu, władze sądu postanowiły usunąć napis. - Zajmowany przez nas budynek ma 200 lat. To jeden z najładniejszych obiektów w Kaliszu. Napis go po prostu szpeci - tłumaczy Ewa Głowacka-Andler, rzecznik sądu. Ale to nie jedyny powód. - Niewiele osób pamięta już, kiedy i w jakich okolicznościach hasło powstało. Znajdą się zapewne tacy, którzy będą go odnosili do czasów współczesnych. A to nam uwłacza - podkreśla sędzia Głowacka-Andler.
Na wieść o planach sądu zaprotestowała „Solidarność”. - Napis jest unikatem na skalę kraju. Przez tyle lat nikomu nie przeszkadzał, a teraz nagle stał się problemem. Rozumiem estetów, ale hasło to część naszej historii. Jeśli ktoś się go boi, daje dowód na emocjonalny związek z komunistyczno-esbeckim układem. Inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć - grzmi Mosiński.
Mocny atut do ręki dał związkowcom konserwator zabytków. Wpisał bowiem hasło na listę obiektów chronionych. - Sprawa jest bardzo skomplikowana. Z pewnością jednak hasło ma wartość historyczną - tłumaczy Beata Matusiak, szefowa kaliskiego oddziału Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
Tu jednak zaprotestował sąd. - Jeśli napis jest zabytkiem, trzeba go chronić. A kto da nam na to pieniądze? - pyta Głowacka-Andler.