15 tysięcy budynków zajmie powierzchnię 500 mkw. – Z tego, co wiem, większe makiety mają Nowy Jork i Singapur. Ale twórcy posłużyli się tam mniejszą skalą, zrezygnowali z architektonicznych detali, które i tak byłyby niewidoczne. A ja chcę te szczegóły pokazać w 90 proc. – tłumaczy Krzysztof Przybyła, rzeźbiarz z Poznania, który ma ambicję stworzyć największą na świecie makietę miasta w skali 1:150.
Budynki zachowają charakterystyczne kształty i zdobienia, w ich oknach będzie się paliło światło. – Zrezygnuję właściwie tylko z krzyży na kościołach i rynien. Byłyby małe, cienkie i łatwe do zniszczenia podczas konserwacji – mówi Przybyła.
Na ulicach stanie kilka tysięcy latarni, kilkanaście tysięcy drzew, figurki ludzi. Będą ruchome pociągi, tramwaje, port na Warcie i lotnisko zeppelinów, które kiedyś znajdowało się blisko Cytadeli. Aby dojrzeć detale, oglądający będą mogli skorzystać z lornetek teatralnych.
Prace trwają już dwa lata, a mają potrwać jeszcze pięć. Przybyła spędza w pracowni po osiem godzin dziennie, czasem pomaga mu syn. – Wykorzystuję wszystkie dostępne materiały: od gliny do drewna – mówi rzeźbiarz. O kosztach nie chce rozmawiać, choć przyznaje, że są niemałe. Twierdzi, że większą trudność stanowi brak dokumentów, na podstawie których można by odtworzyć wygląd XIX-wiecznego Poznania. – Czytam wszelkie dostępne książki, przeglądam ryciny i widokówki, liczę też na osoby, które mają np. zdjęcia z tamtego czasu – podkreśla Przybyła.
– Archiwum budowlane miasta spłonęło pod koniec drugiej wojny światowej, nie mamy też opracowania, które parcela po parceli pokazywałoby, jak Poznań wyglądał. Niemniej zbiory dotyczące tamtego okresu są bogate – twierdzi Janusz Pazder, znawca historii Poznania.