Trwające już kilkanaście lat procesy gen. Czesława Kiszczaka dotyczące jego domniemanej współodpowiedzialności za zbrodnię dokonaną w grudniu 1981 r. na górnikach w kopalni Wujek pokazują, jak trudno w III RP osądzić zbrodnie popełnione w PRL.
Kiszczak na ławie oskarżonych zasiada niemal nieprzerwanie od początku lat 90. W 1993 r. jego sprawę wyłączono z katowickiego procesu zomowców, którzy mieli strzelać do górników w Wujku z powodu jego złego stanu zdrowia.
W 1996 r. zapadł pierwszy wyrok w sprawie generała. "Nie ma dowodów na istnienie związku przyczynowego między szyfrogramem a tragicznymi wydarzeniami w kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy" – uznał Sąd Okręgowy w Warszawie i Kiszczaka uniewinnił.
W drugim procesie, zakończonym w 2004 r., uznano go winnym przyczynienia się do śmierci górników. Sąd skazał generała na cztery lata więzienia (w wyniku amnestii złagodzono karę do dwóch lat i zawieszono jej wykonanie).
W trzecim procesie, który zakończył się w 2008 r., sąd uznał, że Kiszczak ponosi "winę nieumyślną" za przyczynienie się do śmierci górników i umorzył sprawę, uznając, że jej karalność już się przedawniła.