Długo oczekiwana wizyta Horsta Köhlera w Skierbieszowie na Lubelszczyźnie zaczęła się od spotkania z Zofią Kropornicką. 86-letnia kobieta wspominała, jak uczyła chodzić małego Horsta. – Synuś taki mały był, za rękę go wzięłam, żeby do rowu nie wpadł – opowiadała. Köhler nie potrafił ukryć łez. Serdecznie i długo ściskał kobietę. – To spotkanie to dla mnie wielki dar – powiedział, wręczając Zofii Kropornickiej czerwoną różę.
Porządna rodzina
Rodzina Köhlera pochodziła z Besarabii (obecnie w Mołdawii), ale podczas II wojny światowej została przesiedlona do podzamojskiego Skierbieszowa, skąd w dramatycznych okolicznościach 28 listopada 1942 r. wysiedlono Polaków. – To była najstraszniejsza noc dla mieszkańców. Dzieci rozdzielano od rodziców, którzy nie wiedzieli, co się z nimi stanie – przypomniał Julian Grudzień, jeden z miejscowych kombatantów, który sam stracił wtedy m.in. ojca wywiezionego ostatecznie do Auschwitz.
Horst Köhler urodził się w Skierbieszowie w 1943 r. jako siódme dziecko. – To była porządna, cicha rodzina – wspomina Zofia Kropornicka.
Jednak Julian Grudzień przyznaje, że Polacy byli uprzedzeni do niemieckich rodzin, które wprowadziły się do opuszczonych polskich domów. – Nieufność miejscowej ludności była, ale dziś nie czas na rozpamiętywanie – mówi.
Jeszcze w czasie II wojny Köhlerowie decyzją centrali wysiedleńczej zostali zmuszeni do przeprowadzki do Łodzi, skąd wyjechali do Niemiec.