– To było kilka minut po 11 wieczorem. Siedzieliśmy w porcie, w którym sprawdzaliśmy, czy poniżej poziomu wody do wpływających statków nieprzyjaciel nie przyczepił min magnetycznych. Nagle usłyszeliśmy ryk silników startującego samolotu. Od razu się zorientowałem, że coś jest nie tak. Po kilku sekundach doszedł do nas potężny huk. Maszyna runęła do wody, rozbiła się. Natychmiast zawyły syreny alarmowe – opowiada w rozmowie z „Rz" Sidney Knowles.
Knowles jest ostatnim żyjącym członkiem oddziału brytyjskich płetwonurków, w którym służył słynny Lionel Crabb.
4 lipca 1943 roku, gdy doszło do katastrofy liberatora z premierem Władysławem Sikorskim na pokładzie, oddział znajdował się właśnie na Gibraltarze. Gdy płetwonurkowie usłyszeli uderzenie samolotu o wodę, natychmiast wskoczyli na łódź i ruszyli w stronę miejsca katastrofy.
– Gdy tam przybyliśmy, przy wraku znajdowała się już inna jednostka ratunkowa. Samolot spadł dość blisko brzegu. Leżał do góry brzuchem. Część wystawała z wody. Wokół pływały jakieś przedmioty oraz trzy ciała. Między innymi, jak się później dowiedzieliśmy, ciało Sikorskiego. Świeciliśmy na nie reflektorem. Polski premier unosił się na wodzie. Twarzą był zwrócony w dół. Miał szeroko rozłożone ręce – relacjonuje Knowles.
Jednostką, która dotarła do Liberatora jako pierwsza, był ratunkowy okręt HSL-181. Właśnie na jego pokładzie znajdował się nasz drugi rozmówca Kenneth Brooks. – Byłem radiooperatorem. Tej nocy przypadał mój dyżur i to ja odebrałem wiadomość o tym, co się stało. Była bardzo krótka. Powiedziano nam, że przy brzegu rozbił się startujący samolot, i rozkazano, abyśmy natychmiast ruszyli na pomoc – powiedział „Rz" Brooks.