Związek Powstańców Warszawskich wystąpił do Urzędu Patentowego z pytaniem o sposoby ochrony znaku Polski Walczącej.
Powstańcy chcieliby zapobiec wykorzystywaniu charakterystycznej kotwicy na kubkach, breloczkach czy zapalniczkach oraz podczas najróżniejszych demonstracji politycznych, z historią niemających nic wspólnego. Tylko czy to się uda? I czy warto?
- Widziałem niedawno młodego człowieka w spodenkach, który na łydce miał wytatuowaną naszą kotwicę. To mało poważne. Dla nas ten znak jest szczególny i chcielibyśmy, by był traktowany z szacunkiem - mówi wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich Edmund Baranowski.
Z pomysłem zastrzeżenia znaku PW nosił się od dawna Andrzej Gładkowski z ZPW, autor książki „Kotwica walcząca". Teraz zaraził tym pomysłem szefostwo Związku, które wystąpiło z pytaniem do Urzędu Patentowego. Jednak idea wywołała konsternację u urzędników, a nawet dyrekcji Muzeum Powstania Warszawskiego, który kotwice ma w swoim logo, jest też na wielu gadżetach w sklepiku.
- Zastrzeżenie kotwicy jako znaku towarowego to zły pomysł, choć należałoby pomyśleć o innych sposobach ochrony i uszanowania, ale bardziej na zasadzie kodeksu etycznego. Spróbujemy na ten temat porozmawiać z ministrem kultury - deklaruje Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania.