Sojusznicy Becka. Ulotki zamiast bomb

Anglicy i Francuzi nie tylko zdradzili Polskę, ale popełnili jeszcze poważny błąd. Gdyby wówczas zaatakowali, Rzesza musiałaby kapitulować

Publikacja: 01.09.2012 12:00

3 września 1939 roku Polska odetchnęła z ulgą. A potem eksplodowała radością. O godzinie 11: 15 Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Trzeciej Rzeszy. O piątej po południu w jej ślady poszła Francja. Polskie Radio natychmiast nadało hymny obu krajów, które zostały w całym kraju wysłuchane na stojąco. Na ulice Warszawy, w patriotycznym uniesieniu, wyległy tłumy mieszkańców. Pod ambasadami Wielkiej Brytanii i Francji odbyły się demonstracje, w których udział wzięły tysiące ludzi. Choć Warszawa od trzech dni była bezwzględnie bombardowana przez Luftwaffe, nastroje były wspaniałe. Tłumy wznosiły okrzyki na cześć dzielnych sojuszników. Polacy byli przekonani, że teraz Hitler zostanie wzięty w kleszcze i wojna skończy się szybkim, spektakularnym zwycięstwem.

I bylibyśmy sami

Minister spraw zagranicznych Józef Beck – człowiek, który wprowadził Polskę do wojny w oparciu o sojusze z Wielką Brytanią i Francją – wyraźnie się odprężył. Napięcie poprzednich trzech dni ustąpiło. W Pałacu Brühla, gdzie znajdowała się siedziba ministerstwa, zapanował nie mniejszy entuzjazm niż na ulicach. Jak zapamiętali jego współpracownicy, Beck był ożywiony i dobrej myśli. – Naród miałby prawo postawić mnie pod mur i rozstrzelać, gdyby oni nie weszli do wojny – powiedział swojej żonie Jadwidze.

Jak relacjonował wiceminister Jan Szembek, podczas obiadu panowało podniecenie. – Jak to dobrze, że w Londynie zawarłem przymierze z Anglią i że po powrocie stamtąd nie wdałem się w parszywe rozmowy z Niemcami. Może byśmy wybuch wojny oddalili, ale na wiosnę byśmy ją mieli. I bylibyśmy sami – mówił Beck.

Pani Jadwiga umieściła na stole trzy małe flagi. Polski, Wielkiej Brytanii i Francji. „Nagle bez żadnego powodu – wspominał sekretarz Becka Paweł Starzeński – nikt stołu nie trącił, okna były zamknięte, przeciągu nie było, nasza chorągiewka się przewróciła. Obecni popatrzyli po sobie, nikt się słowem nie odezwał. Po krótkiej chwili Beck wstał i zwrócił się do mnie: chodźmy. Przeszliśmy w milczeniu i w zupełnych ciemnościach przez plac Piłsudskiego ''.

Była to wróżba złowroga. Bo choć Beckowi wydawało się inaczej, Polska w rzeczywistości była sama. Sojusze, które zawarł, były nic niewarte. W Londynie i Paryżu wystawiono mu weksle bez pokrycia.

Drogocenny czas

Przez kolejne dni nasi ambasadorzy w Londynie i Paryżu, Edward Raczyński i Juliusz Łukasiewicz, czynili rozpaczliwe wysiłki, aby skłonić sojuszników do wystąpienia zbrojnego przeciw Niemcom. Domagali się, aby Francja i Anglia wypełniły sojusznicze zobowiązania. Opowiadali o horrorze, który rozgrywał się w ich ojczyźnie. O błyskawicznych postępach Wehrmachtu, o tysiącach ofiar bombardowań.

Sojusznicy pozostali niewzruszeni. Wielka Brytania ograniczyła się do zrzucania ulotek nad niemieckmi miastami, a Francuzi przeprowadzili drobne lokalne działania, które były tylko demonstracją. W ten sposób złamała zawartą z Polską konwencję wojskową, a Wielka Brytania układ sojuszniczy podpisany zaledwie kilka dni wcześniej, bo pod koniec sierpnia 1939 roku.

Zgodnie z umową Francuzi mieli przystąpić do rozstrzygającego uderzenia na Niemcy 15 dni po ogłoszeniu mobilizacji, czyli 17 września. Już pięć dni wcześniej na posiedzeniu Najwyższej Rady Wojennej w Abbeville – w obecności premierów Neville'a Chamberlaina i Eduarda Daladiera – zdecydowano jednak, że mocarstwa zachodnie nie przyjdą Polsce z pomocą. O tym „drobnym" fakcie oczywiście nas nie poinformowano. – Czy generał Gamelin – zwrócił się do francuskiego dowódcy brytyjski minister Lord Chatfield – rozważa jakieś zmiany w swoich planach w razie gdyby Polska zdołała utrzymać się dłużej, niż to pierwotnie przewidywano?

– Nie – odparł Gamelin – zaoszczędzi to tylko więcej drogocennego czasu Anglii i Francji.

Finis Germaniae

Nie ma zaś wątpliwości, że wystąpienie aliantów w 1939 roku byłoby dla Trzeciej Rzeszy zabójcze. Hitler zagrał bowiem va banque i rzucił na Polskę niemal wszystkie swoje siły. Na Zachodzie pozostawił niewiele ponad 20 dywizji, przy czym były to jednostki niemal pozbawione ciężkiego sprzętu. Przewaga Francuzów w artylerii wynosiła 4:1, w czołgach 80:1. Niemcy na Zachodzie właściwie nie mieli samolotów.

Gdyby Francuzi wówczas się ruszyli, Niemcy zostaliby zmiażdżeni, a alianci wkrótce znaleźliby się w Berlinie. Klęska Rzeszy nastąpiłaby sześć lat wcześniej, niż miała miejsce w rzeczywistości. – Cóż za niewybaczalny błąd! Cóż za hańba! – mówił gen. Alphonse Juin. – Pozwoliliśmy zdruzgotać Polskę, a nie było ryzyka. Niemcy nie mieli żadnych sił przeciw nam. Linia Zygfryda była blefem.

Przyznawali to zresztą sami Niemcy. – Do roku 1939 byliśmy oczywiście w stanie sami rozbić Polskę – mówił gen. Alfred Jodl podczas procesu norymberskiego. – Ale nie zdołalibyśmy sprostać skoncentrowanemu wspólnemu atakowi Wielkiej Brytanii, Francji, Polski. I jeśli nie doznaliśmy klęski już w roku 1939, należy to przypisać jedynie faktowi, że podczas kampanii polskiej około 110 dywizji francuskich i brytyjskich pozostało kompletnie biernych wobec 23 dywizji niemieckich.

Gen. Erich von Manstein mówił zaś, że Niemcy pokonały Polskę dzięki spełnieniu dwóch przesłanek. Po pierwsze, kierownictwo niemieckie podjęło bardzo wysokie ryzyko na Zachodzie w celu uzyskania niezbędnej przewagi na Wschodzie. Po drugie, mocarstwa zachodnie nie wykorzystały w żaden sposób tego ryzyka, aby przyjść na pomoc Polakom.

Sam Hitler przyznał zaś, że gdyby wówczas Zachód ruszył do natarcia, oznaczałoby to „Finis Germaniae".

Upragnione słowo Rosja

Tak się jednak nie stało. 17 września zamiast Francuzów do akcji wkroczyły Sowiety. I to nie Niemcy zostały zmiażdżone wojną na dwa fronty, ale Polska. Zostaliśmy zdradzeni. Takich to właśnie sojuszników dobrał nam Józef Beck. A przecież Józef Piłsudski tyle razy powtarzał mu, że Polska nie ma co liczyć na Zachód, że nadzieje na pomoc ze strony Francji są mrzonką.

– Nie wyobrażaliśmy sobie, że Wielka Brytania i Francja mogą rozpocząć wojnę i jednocześnie nie przyjść nam z pomocą. Ich interes utrzymania dwóch frontów przeciwko Niemcom wydawał się bezsporny – tłumaczył jeden z urzędników MSZ Stanisław Zabiełło. Utrzymanie dwóch frontów przeciwko Niemcom bezsprzecznie leżało w interesie Francji i Wielkiej Brytanii. Problem tylko w tym, że to nie my mieliśmy dla nich ten front stworzyć.

Paryż od początku istnienia II RP traktował ją bowiem jako sojusznika zastępczego (une alliée de remplacement). Cały czas marzył jednak, aby tak jak podczas I wojny światowej do rozgrywki przeciwko Niemcom wciągnąć Rosję. Choćby i czerwoną. Gdy stało się oczywiste, że wybuchnie II wojna światowa, myśl ta wróciła ze zdwojoną siłą. Właśnie dlatego nasi sojusznicy nie przyszli nam z pomocą we wrześniu 1939 roku.

Liczyli bowiem, że upadek Polski i wytworzenie na jej gruzach wspólnej granicy niemiecko-sowieckiej prędzej czy później doprowadzi do wybuchu wojny między dwoma totalitarnymi kolosami. Że kolejną wojnę uda się wygrać przy pomocy rosyjskich żołnierzy.

„W całej korespondencji dyplomatycznej angielskiej od tej chwili powtarza się ciągle jeden wyraz: Rosja, Rosja i Rosja" – pisał Stanisław Mackiewicz. „Anglia rozumuje: Polska jest słaba, jej armia na konikach jest nic niewarta, jej sztab generalny składa się z ludzi małej wartości intelektualnej, jej sprzęt wojenny jest ubogi. Toteż Hitler prędko da sobie radę z wojskiem polskim i oto spotka się oczy w oczy z Rosjanami. Musi z tego wyniknąć wojna rosyjsko-niemiecka, a więc spełnienie naszych marzeń".

Dziś wiadomo już, że Francuzi i Brytyjczycy wiedzieli o tajnym protokole do paktu Ribbentrop-Mołotow. Jego treść 24 sierpnia 1939 roku przekazał Amerykanom sekretarz ambasady niemieckiej w Moskwie Hans von Herwarth, człowiek bardzo przyzwoity, przeciwnik Hitlera. Dzień późnej o planowanym rozbiorze Polski dowiedział się ambasador francuski w Berlinie Robert Coulondre. Wiadomość pochodziła z otoczenia szefa Kancelarii Rzeszy Hansa Lammersa.

Była to kolejna „drobna" sprawa, o której sojusznicy zapomnieli nas poinformować. Fakt, że spodziewali się, iż Polska zostanie zaatakowana od wschodu przez Armię Czerwoną, był zaś kolejnym powodem, dla którego w 1939 roku nie wystąpili w obronie Polski. Francja i Wielka Brytania za wszelką cenę chciały bowiem uniknąć sytuacji, w której popadłyby w stan konfliktu z Sowietami. Swoim wymarzonym sojusznikiem na kolejny etap wojny.

Józef Beck nie przejrzał angielsko-francuskiej gry i wraz z całą Polską dał się wciągnąć w pułapkę.

– Polska jest rozbita, lecz honor jej ocaleje. Liczymy na naszych sojuszników, których szukałem i których znalazłem – mówił we wrześniu 1939 roku w rozmowie z posłem Hiszpanii Luisem de Pedroso. Niestety, nie rozumiał, że nie ma na kogo liczyć.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem