Historia Polski z trzeciego piętra

Wrocławski chirurg utrwalił 64 lata powojennych dziejów w swym pamiętniku. To wyjątkowe zapiski

Publikacja: 02.01.2013 00:33

Eugeniusz Piotrowski zachował w pamiętniku m.in. zdjęcie z Janem Pawłem II

Eugeniusz Piotrowski zachował w pamiętniku m.in. zdjęcie z Janem Pawłem II

Foto: archiwum prywatne

Wokół mnie dzieją się rzeczy zwykłe. Z perspektywy czasu stają się niezwykłymi – pisał chirurg z Wrocławia na kartach wyjątkowego pamiętnika.

Eugeniusz Piotrowski prowadzi go od 1944 r. przez całe dorosłe życie. Pisze, bo chce pozostawić wnukom żyjącym na emigracji „kawałek polskiej historii widzianej okiem z 3. piętra".

– Taty wrocławskie mieszkanie było położone właśnie na trzecim piętrze – wyjaśnia syn Bogusław Piotrowski, architekt mieszkający od 20 lat w Australii. – Chciał, by wnuki go w ten sposób poznały. Sam nigdy nie poznał swoich dziadków.

Wycinek tych wspomnień z lat 80. XX w. zajął pierwsze miejsce w konkursie IPN na najciekawszy pamiętnik-dziennik utrwalający tamten czas.

– To wyjątkowe zapiski. Czasy oczami inteligenta patrzącego z boku na politykę, życie codzienne, które się wzajemnie przenikają – ocenia Andrzej Zawistowski, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN.

18 września 1981

„Przyjechał Boguś – wrócił starym – dosyć sfatygowanym pegueotem kombi i przywiózł około 400 kg podarków. Zarobił tak na oko za owe pięć miesięcy ponad 500 000 zł, czyli 100 000 miesięcznie. Jest to miara Zachodu i naszej nędzy. I dlatego między innymi nie dziwię się masowemu exodusowi naszej młodzieży".

Piotrowski, rocznik 1919, urodził się w Wasylkowcach na Podolu. Po latach kpi, że to tereny zagrabione przez ZSRR, więc to tak, jakby urodził się w Związku Radzieckim, co jest „swoistym kuriozum". Wspomina podczas którejś Wigilii, jak z ojcem szli na pasterkę, a pod nogami chrupał od mrozu śnieg. Liczyli żydowskie domy, w których o północy nie paliło się już światło.

Zaczyna naukę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, po wojnie kończy studia we Wrocławiu. W 1951 r. ma dyżur we wrocławskim szpitalu im. Rydygiera. Poznaje Irenę, swoją przyszłą żonę, wówczas studentkę piątego roku medycyny.

Fascynuje go, że w pamiętniku może oceniać świat, jak chce. Wkleja wycinki z gazet, nekrologi kolegów i przyjaciół. Kiedy w latach 90. sięga po swe wczesne pamiętniki, sam jest zaskoczony ich szczerością. „Byłem »amoroso«, zakochiwałem się w byle spódniczce – doraźnie, bez reszty. Tą resztą było późniejsze życie i obecnie z perspektywy 50 lat jest dla mnie jedynie ciekawy los obecnie »babuleńki« (o ile jeszcze żyje?) Rity z Saratowa. To właśnie dla niej poszedłem na wojnę...".

Od lat 80. ma poważne problemy ze słuchem, pisanie jest więc dodatkowo formą kontaktu ze światem.

W stanie wojennym pyta żołnierzy na ulicy: czy po Wujku możecie mi patrzeć prosto w oczy?

„Jestem typowym – tak mi się wydaje – nonkonformistą" – pisze o sobie 30 stycznia 1980 r. po spotkaniu na przystanku tramwajowym z profesorem z uczelni, który namawia go na zrobienie habilitacji. „Przy nazwisku Piotrowski wszyscy towarzysze czynią jakieś nieokreślone ruchy dezaprobaty" – stwierdza kolega profesor niemożność pomocy przy naukowym awansie.

W czerwcu 1980 r. przechodzi na emeryturę, ale prywatnie nadal przyjmuje pacjentów. Codziennie wsiada na rower i krąży po Wrocławiu w ulubionym zielonym dresie. Zastanawia się, jak to możliwe, że 90 proc. Polaków stoi od rana do wieczora w kolejkach. „Emeryt nie ma prawa dzisiaj się nudzić. Chodzi, myszkuje i wypatruje samochodu dostawczego – który obojętnie, co przywiezie – zawsze spowoduje tasiemcową kolejkę przed sklepem" – notuje gorzko.

Krytykuje reżim PRL, poddaństwo wobec ZSRR, o dygnitarzach mówi „kacyki".

31 sierpnia 1980 r., w dniu podpisania porozumień sierpniowych, z satysfakcją pisze, że „mały, bezbronny komitet strajkowy rozłożył w try miga pozornie potężną władzę". „Wczoraj po raz pierwszy od 30 lat w programie drugim Polskiego Radia o godzinie 9  transmitowano mszę świętą z kościoła św. Krzyża w Warszawie. Jeden z postulatów strajkujących spełniony" – cieszy się.

Marzy, by jechać do Ziemi Świętej. Dostaje paszport, ale wybucha stan wojenny.

Piotrowski odnotowuje masakrę w kopalni Wujek, gdzie zomowcy zastrzelili dziewięciu górników. I opisuje smaczną anegdotę pokazującą jego styl bycia. „Napotkałem patrol trzech wojskowych w panterkach, patrolujących ulice Wrocławia. (...) »Czy po tym co się stało w kopalni Wujek, możecie panowie patrzeć mi się prosto w oczy?«. Dowódca zbaraniał i jakby przez chwilę zawahał się. Myślałem, że zechce mnie wylegitymować, ale nie, po chwili nie patrząc mi w oczy, powiedział: »chyba nie«".

W 1981 r. synowie Eugeniusza i Ireny wyjeżdżają za granicę. Tomasz – do Austrii, skąd zamierza emigrować dalej, Bogusław do Szwecji na saksy. – Telefonicznie ustaliliśmy, że po powrocie do kraju zorganizuję paszporty dla rodziny i do niego dołączę – wspomina dziś Bogusław. Ale stan wojenny blokuje te plany.

Tomasz wyjeżdża do Australii, Bogusław dołącza do niego dopiero w 1988 r. Na stałe emigruje w styczniu 1991 r.

17 listopada 1982

„Dzieje się w świecie sporo. Zmarł Breżniew, wypuścili Wałęsę, potrzymali gdzieś tam 48 godzin i w asyście ubeków dowieźli późnym wieczorem do domu w Gdańsku. Jest z tym Wałęsą sporo niejasności. Napisał list do Jaruzelskiego i podpisał się »służbowo« – kapral Wałęsa. W treści listu próbuje szukać dróg „negocjacji". Po liście i po rozmowie z naczelnym ubekiem gen. Kiszczakiem – wypuszczają Wałęsę z Arłamowa, ale ten przez 48 godzin znika z horyzontu".

W 1983 r. Piotrowski po raz pierwszy płynie do syna Tomasza do Australii. Podróż trwa ponad miesiąc. Celnicy zabierają mu m.in. metalowe kieliszki, które wiezie jako prezent. Na statku słucha Radia Wolna Europa, dręczy go trudna sytuacja w kraju, polskie gazety czyta telefaksem, ma wyrzuty sumienia, że opala się w równikowym słońcu, kiedy Polska cierpi. Ani myśli zostać.

„Pytają mnie, jak tam w kraju i czy »wracam«? Odpowiadałem, wracam, bo starych drzew się nie przesadza, wracam, bo tu mi za dobrze. Ten dosyt albo przesyt dóbr materialnych wytraca powoli w człowieku wolę walki. Nasz kraj z całą jego złożonością problemów – walki o wszystko daje większe szanse motywacji życiowych" – pisze w 1983 r.

Danuta i Bogusław Piotrowscy: – Hołdował tej zasadzie do końca życia. Był w Australii w sumie czterokrotnie, kochał ten kraj, ale ciągle go nosiło, był ciekawy świata i wszystko oceniał na swój własny sposób. Jednakże zawsze wracał do domu na ulicę Smoluchowskiego we Wrocławiu i mówił „no i znowu zaliczyłem"...

Na przykład Afrykę w wieku 75 lat.

23 października 1986

„Wałęsie przyznali w Detroit nagrodę pokojową w obronie praw człowieka. Po odbiór miał się zameldować jutro osobiście (nawet dawano mu prywatny samolot) i co... nie uzyskał paszportu z powodu źle (błędnie) wypełnionego kwestionariusza paszportowego. Pewnie też brakło zdjęć z lewym uchem!".

Piotrowski jeździ po świecie – zwiedza m.in. Chiny. Relacje z podróży ukazują bogatą wiedzę autora z dziedziny ekonomii, historii, polityki.

W domowej bibliotece zgromadził kilka tysięcy książek. – Te najbardziej wartościowe przekazał bibliotece uniwersyteckiej Ossolineum we Wrocławiu, w tym swoją oprawioną monografię o doktorze Janie Mikuliczu-Radeckim. – To dzięki jego staraniom we Wrocławiu jest dziś ulica im. Mikulicza-Radeckiego. I to on był twórcą pomysłu umieszczenia tablicy pamiątkowej na budynku Kliniki Chirurgicznej, na odsłonięcie której nie był oficjalnie zaproszony, jako tzw. nonkonformista – uśmiecha się na wspomnienie tej historii syn.

15 grudnia 1989

„Pierwszego stycznia 1990 roku zacznie się w każdej mierze novum.  (...) Rynek i wymienialność złotówki wróży podwyżkę wszystkiego. (...) W PRL rozbierają pomniki. Ponoć Lenina z Nowej Huty chcą kupić Włosi! No, no – obiecują nam w zamian Papieża!".

Ostatni wpis nosi datę 4 stycznia 2008 r. To dzień śmierci jedynej siostry Piotrowskiego. „Pogrzeb w poniedziałek 7/01/2008 – niestety nie pojadę..." – kończy.

Zmarł miesiąc później, 11 lutego. – Ostatni zapisany przez niego zeszyt, obejmujący lata 1999–2008 zabrałem z jego pokoju w Domu Seniora w Warszawie – mówi Bogusław Piotrowski. Nie zachowały się zeszyty z lat 50. i 60. – Domyślamy się, że po śmierci żony nie chciał wracać do przeszłości i je prawdopodobnie zniszczył – zastanawiają się syn i synowa.

12 zeszytów pamiętnika Piotrowski ofiarował synowej Danucie w Sydney na przełomie 2003 i 2004 r.

– Zaglądaliśmy do nich często. Danusia czytała je na głos „do poduszki", często zanosiliśmy się śmiechem, a czasem płynęła łza, bo dzięki pamiętnikom wracaliśmy do naszej młodości – wspomina Bogusław. Kilka pamiętników uszkodziła woda podczas powodzi przed paroma laty w Sydney. W końcu Danuta przepisała pamiętniki teścia, leżąc z nogą w gipsie.

Opracowała je, jak mówi, dla wnuków, którzy pytali: „gdzie jest tam Polska i czy jest tam prawdziwa zima ze śniegiem?". – To właśnie ta część pamiętników ich pradziadka mobilizuje je do uczenia się historii Polski oraz do utrzymania języka polskiego – mówi Danuta Piotrowska.

Najstarsza wnuczka, ośmioletnia Maja, opowiedziała w szkole już o polskim pradziadku Eugeniuszu. – Myślimy, że jest z niego bardzo dumna, chociaż do końca nie potrafi zrozumieć, dlaczego może „wybuchnąć" wojna w kraju, gdzie nie ma przeciwnika – uśmiechają się Piotrowscy.

IPN zamierza wydać pamiętniki z lat 80. Eugeniusza Piotrowskiego. Cytaty pochodzą z nagrodzonej części pamiętnika.

Wokół mnie dzieją się rzeczy zwykłe. Z perspektywy czasu stają się niezwykłymi – pisał chirurg z Wrocławia na kartach wyjątkowego pamiętnika.

Eugeniusz Piotrowski prowadzi go od 1944 r. przez całe dorosłe życie. Pisze, bo chce pozostawić wnukom żyjącym na emigracji „kawałek polskiej historii widzianej okiem z 3. piętra".

Pozostało 96% artykułu
Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska