W 1918 r. nie wiedziano jeszcze szeroko o rzece kapitału, jaki niemieckie tajne służby zainwestowały w partię bolszewicką. A mimo to Lenin był często postrzegany jako niemiecki agent. Wyprowadził wszak Rosję z wojny, pozwalając tym samym Niemcom przerzucić wojska na front zachodni. W traktacie pokojowym w Brześciu oddał im ogromne tereny dawnego Imperium Rosyjskiego. W bolszewickich formacjach służyła zaś masa niemieckich i austro-węgierskich jeńców. Gdy jedna z grup tych rewolucyjnych kondotierów defilowała przed Leninem, zamiast skandować „Niech żyje światowa rewolucja!", krzyknęła „Niech żyje cesarz Wilhelm!". Kajzer Wilhelm miał co prawda poważne zastrzeżenia do strategii wspierania bolszewików (uważał, że doprowadzi ona do zniszczenia całej Europy), ale maniacy ze Sztabu Generalnego mieli inne zdanie. Wsparcie więc nadal szło, choć bolszewicki wirus zaczął infekować same Niemcy. Gdy pod koniec 1918 r. niemiecka armia okupacyjna na Wschodzie zaczęła wracać do domu, oddawała bolszewikom władzę w terenie i przekazywała im swoje magazyny broni. 18 grudnia 1918 r. niemieccy wojskowi pomogli zorganizować Radę Delegatów Robotniczych w okupowanym Wilnie. 21 i 22 grudnia wiece dla 10 tys. jeńców rosyjskich urządzili tam komisarze Joffe i Kamieniew. 1 stycznia 1919 r. Niemcy wycofali się z Wilna, mając zamiar przekazać je bolszewikom. Ubiegła ich jednak polska samoobrona, która opanowała miasto, ale po czterech dniach została stamtąd wyparta przez przeważające siły rosyjskie. Zaczynała się niewypowiedziana wojna o przetrwanie państwa polskiego. Wojna, w której główny agresor nacierał ze wschodu, ale miał silnego sojusznika na zachodzie, który niczym szakal czekał na to, by pożywić się „trupem pańskiej Polski".