Generał – brzmi dumnie. Sęk w tym, że do owego klubu należą głównie ci, którzy generalskie lampasy dostali, służąc w ludowym Wojsku Polskim. Część z nich brała aktywny udział np. w pracach Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. W klubie jest też naczelny prokurator wojskowy z czasów stanu wojennego. Zgodnie z porozumieniem z MON panowie generałowie mają brać aktywny udział w uroczystościach wojskowych i państwowych o charakterze patriotycznym. Mają też dbać o pomniki i miejsca pamięci narodowej.
Oczyma wyobraźni widzę już, jak na trybunie honorowej z okazji Święta Niepodległości obok prezydenta RP stoją żołnierze Armii Krajowej i gen. Franciszek Puchała – jeden z autorów stanu wojennego. Defilujący żołnierze salutują przed bohaterskimi obrońcami ojczyzny, jak i komunistycznymi aparatczykami, którzy nie wahali się wycelować luf karabinów w piersi robotników.
Nie odmawiam nikomu prawa do zrzeszania się. Istnieją przecież kółka ministrantów i koła gospodyń wiejskich. Każdy ma prawo do pielęgnowania swojej pamięci. Klub Generałów niech sobie istnieje. Niech panowie przy herbacie czy mocniejszym trunku snują swoje wspomnienia w jakimś osiedlowym klubie spowici papierosowym dymem. W demokratycznym kraju mogą.
Panowie generałowie. Oficerowie. Doskonale wiecie, że istnieje coś takiego jak honor. Komu jak komu, ale wam raczej nie powinno się o tym przypominać. Ale widać trzeba. Istnieje przekonanie, że honor wzmacnia się w ekstremalnie trudnych warunkach. Zdecydowana większość z was miała okazję do tego, by pokazać się jako ludzie honoru. Nie sprostaliście tej próbie – choćby w 1981 roku.
Dlatego dziś nie pchajcie się do pierwszego szeregu. Odwieście swoje generalskie mundury do szafy. Nie udawajcie patriotów. Wasz czas po prostu minął.