17 września 1939 r. Sowieci wysłali przeciwko Polsce w pierwszym rzucie 620 tys. żołnierzy, 4,7 tys. czołgów i 3,3 tys. samolotów. Ich siły powietrzne i pancerne były ponad dwa razy większe od niemieckich. Cios w plecy zadany przez Stalina zdezorganizował polski opór. W przeddzień sowieckiej inwazji armia niemiecka miała przed sobą wciąż 800–900 tys. polskich żołnierzy. Co prawda spora część naszych jednostek została rozbita, ale polscy dowódcy wykazywali się niesamowitym talentem w ich zbieraniu i odtwarzaniu. Wehrmachtowi brakowało już paliwa, by przeprowadzić dużą operację miażdżenia oporu na wschodnich terenach II RP. A gdyby zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Francuzi przeprowadzili poważną ofensywę przeciwko Zagłębiu Ruhry, przemysłowemu sercu Niemiec, wiele jednostek z Polski musiałoby zostać pospiesznie przerzuconych na Zachód. Groźba ciosu od Zachodu spędzała sen z powiek niemieckim generałom. 15 września Niemcy ponaglali Sowietów do inwazji, deklarując, że armia niemiecka nie będzie nacierała aż do granicy polsko-sowieckiej i że w związku z tym może powstać we wschodniej Polsce „próżnia polityczna”. Myślano więc o scenariuszu, w którym front by się zatrzymywał, a za Bugiem i Sanem funkcjonowałaby nadal polska administracja. Niestety, Stalin okazał się znacznie lepszym sojusznikiem dla Hitlera niż Francja dla Polski. Czy była jednak możliwość wyplątania się przez nas z tej pułapki?