Większość polityków w 1914 r. zdawała sobie sprawę, jak katastrofalne skutki może przynieść konflikt zbrojny. Jednocześnie wszyscy rozgrywali partykularne interesy. Byli bardzo bliscy nam, ludziom żyjącym w wielobiegunowym i nieprzejrzystym świecie pozimnowojennym – przekonuje autor głośnej książki „The Sleepwalkers" (Lunatycy).
Jarosław Kuisz, Karolina Wigura: Od rozpoczęcia kryzysu ukraińskiego w dyskursie medialnym coraz modniejsze są analogie między światem współczesnym, a tym z 1914 r. W głośnej książce „The Sleepwalkers" („Lunatycy"), na temat skomplikowanych przyczyn wybuchu I wojny światowej, również pan dokonuje takich porównań. Znajdujemy tam na przykład twierdzenia, że zabójstwo arcyksięcia Franciszka Ferdynanda było dla świata sprzed 100 lat wydarzeniem na miarę ataku na WTC. Nie obawia się pan, że niesie to ze sobą więcej uproszczeń niż prawdziwego rozumienia tamtego czasu?
Christopher Clark:
Musimy zrozumieć, jak potężnym szokiem dla ówczesnych społeczeństw był zamach w Sarajewie. A także, jak istotne dla ludzkości może stać jedno, pozornie odosobnione wydarzenie. W istocie wybuch I wojny światowej był wynikiem być może najbardziej skomplikowanego kryzysu międzynarodowego w historii najnowszej. Nie spowodował go stopniowy wzrost nacjonalizmu albo wieloletni przyrost siły XIX-wiecznych imperiów. Doprowadziły do niego krótkotrwałe, szokowe zmiany w systemie międzynarodowym. Takie jak nagłe pojawienie się państwa albańskiego, rywalizacja turecko-rosyjska na Morzu Czarnym albo wojny bałkańskie z przełomu 1912 i 1913 r., które zmiotły z powierzchni ziemi geopolitykę całego Półwyspu, stworzyły zupełnie nową sytuację, na którą każde państwo musiało odpowiedzieć po swojemu. A przy tym wszystkim, gdyby Gavrilo Princip nie strzelił 28 lipca 1914 r. – a wszyscy wiemy, że stało się to właściwie przypadkiem – może do tej wojny w ogóle by nie doszło. Aktorzy wydarzeń sprzed stulecia naprawdę są bardzo bliscy nam, ludziom żyjącym w wielobiegunowym i wciąż komplikującym się świecie pozimnowojennym. Jesteśmy świadkami rosnącej potęgi Chin, transformacji Rosji, doświadczamy skutków iluś kryzysów regionalnych. Nasz świat staje się coraz bardziej nieprzewidywalny i nieprzejrzysty, mętny, a poziom zaufania w relacjach międzynarodowych spada zamiast rosnąć.