Artur Starewicz tuż po II wojnie światowej kierował propagandą KC PZPR, utrwalając kult Stalina. Później, gdy był szefem partyjnego Biura Prasy, przylgnęło do niego określenie „pan życia i śmierci dziennikarzy". Zmarł 12 lipca, a pięć dni później jego prochy złożono na Wojskowych Powązkach niedaleko Alei Zasłużonych i kilkadziesiąt metrów od Łączki, gdzie bezpieka potajemnie chowała zamordowanych z więzienia mokotowskiego.
– Najważniejsze metropolie w stolicach państw to wyraz polityki historycznej. Sytuacja z Powązek, gdzie obok siebie grzebie się katów i ofiary, świadczy o tym, że mamy do czynienia z PRL-bis – oburza się dr Jerzy Bukowski z Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych.
Bukowski przypomina, że szybkie uporządkowanie zasad pochówków na tym cmentarzu już w marcu zapowiadało MON. Rezultatów prac wciąż nie ma, problemem nie chcą też się zająć posłowie Platformy.
W ostatnich latach na Powązkach chowano notabli z czasów PRL, m.in. współorganizatora stanu wojennego gen. Floriana Siwickiego i gen. Włodzimierza Sawczuka, byłego szefa Głównego Zarządu Politycznego WP. Gestorem części kwater jest bowiem na Powązkach wojsko i aby dostać tam miejsce, wystarczy posiadanie stopnia generała albo Orderu Virtuti Militari. Z kolei asysta wojskowa podczas pogrzebu przysługuje wszystkim żołnierzom.
Sytuacja zmieniła się po skandalu z marcowym pogrzebem gen. Tadeusza Pietrzaka, byłego komendanta MO, który był posądzany o udział w masakrze w 1946 roku 30 partyzantów Narodowych Sił Zbrojnych. Gdy media podały informację o tym, że ma spocząć na Powązkach, z ceremoniałem, zaprotestowali kombatanci. W efekcie MON zdecydowało, by nie przydzielać asysty. Rzecznik resortu płk Jacek Sońta zapowiedział wtedy powołanie zespołu, który w porozumieniu z IPN miał zmienić przepisy. Twierdził, że ukończenie prac to „kwestia tygodni".