Po wielomiesięcznej dyskusji stołeczne władze wyznaczyły miejsce, w którym w 2016 roku pojawi się pomnik św. Włodzimierza (uznawanego za świętego również przez Kościół katolicki), księcia kijowskiego, który w 988 roku ochrzcił siebie i Ruś. Zostanie postawiony na placu Borowickim leżącym tuż przy Kremlu. We wtorek patriarcha moskiewski Cyryl I, mer Moskwy Siergiej Sobianin oraz rosyjski minister kultury Władimir Miedinski wmurowali w tym miejscu kamień węgielny przywieziony specjalnie z Chersonezu Taurydzkiego, miejsca chrztu średniowiecznego księcia (obecnie miejscowość ta znajduje się w pobliżu Sewastopola na okupowanym Krymie).
Początkowo 24-metrowy pomnik miał stanąć na Wróblowych Wzgórzach, lecz ze względu na wysokie koszty wzmocnienia podłoża pomysł został odrzucony. Chrzciciel Rusi miał również stanąć na placu przed główną siedzibą FSB (dawnego KGB i NKWD). Jednak moskwianie w referendum zdecydowali, że wróci tam pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, twórcy pierwszych sowieckich organów bezpieczeństwa.
Po aneksji Krymu kijowski książę pojawił się w rosyjskiej propagandzie jako „twórca państwa rosyjskiego". Moskwa zaczęła wykorzystywać postać świętego w propagandowej wojnie z Kijowem. Wszystko zaczęło się od przemówienia prezydenta Władimira Putina o krymskim Chersonezie.
– Jest to miejsce strategiczne, dlatego że znajduje się tu duchowe źródło formowania scentralizowanego państwa rosyjskiego – powiedział wtedy Putin. Dodał, że Chersonez dla Rosji to jak Wzgórze Świątynne w Jerozolimie dla wyznawców judaizmu oraz islamu. Tymczasem w internetowych sondażach ponad 87 proc. Rosjan przyznało, że nie ma pojęcia, gdzie znajduje się miejsce chrztu św. Włodzimierza.
– Od chrztu Rusi minęło ponad tysiąc lat, a Chersonez należał do Imperium Rosyjskiego jedynie przez 200 lat. Nie miał on związku z formowaniem się rosyjskiej państwowości – skomentował słowa prezydenta rosyjski teolog diakon Andriej Kurajew. Według niego Putin w ten sposób chciał po prostu uzasadnić działania Rosji na Ukrainie.