Skąd się wziął Front Narodowy? Z najmroczniejszych kart francuskiej historii

Dziś Zjednoczenie Narodowe – jeszcze do niedawna znane jako Front Narodowy – jest nad Sekwaną o krok od przejęcia władzy. Ale nic, co jest fundamentem tej formacji, nie jest produktem ostatnich lat.

Publikacja: 08.08.2024 21:00

Jean-Marie Le Pen przemawia podczas corocznej parady organizowanej przez Front Narodowy na cześć Joa

Jean-Marie Le Pen przemawia podczas corocznej parady organizowanej przez Front Narodowy na cześć Joanny d’Arc. Paryż, 1 maja 2007 r.

Foto: Marie-Lan Nguyen

Jean-Marie Le Pen w tym roku obchodził 96. urodziny, a partia, której twarzą był jeszcze wcale nie tak dawno, minimalnie rozminęła się z wyborczym zwycięstwem. Ale ani on, ani Front Narodowy, któremu przewodził, nie są fenomenami ostatnich dekad. Korzenie tej partii sięgają wydarzeń sprzed kilkudziesięciu, a nawet 100 lat.

Przykładem może być choćby szukanie źródeł kłopotów Republiki w imigracji. Jak wspominał Jean-Yves Potel, francuski pisarz i dyplomata, w wydanym w Polsce wywiadzie rzece „Francja – ta sama czy inna?”, w latach 70., gdy Le Pen zaczynał wkraczać na tamtejszą scenę polityczną, wzrost imigracji zbiegł się z kryzysem gospodarczym, co zaowocowało gwałtownym wzrostem obaw o utratę pracy na rzecz rywalizujących o nią przybyszów. Dla Le Pena mogło to być dejà vu: podobne nastroje panowały, gdy był dzieckiem.

Czytaj więcej

Francja: Nie ma już Frontu Narodowego. Jest Zjednoczenie Narodowe

„Już w latach 30. XX wieku związki zawodowe, a szczególnie CGT (Powszechna Konfederacja Pracy, związana z komunistami francuskimi), domagały się wprowadzenia limitów imigracji – chodziło zresztą głównie o Polaków” – przypomina we wspomnianej rozmowie Potel. Wystarczyło przedwojenne obawy przyoblec w bardziej współczesną retorykę i polityczny oręż, znacznie mocniejszy niż wszelkie dyskusje o francuskiej tożsamości czy ratowaniu francuskiego imperium, był gotowy.

Od Vichy, przez Ordre Nouveau, po Front Narodowy

Inna sprawa, że niekończąca się dyskusja o imigracji czy europejskiej integracji była zwieńczeniem politycznego projektu. Jego korzenie tkwiły raczej w mroczniejszych zakamarkach francuskiej historii. „Niemal od momentu stworzenia w 1972 roku Frontu Narodowego partię wiązano z nazwiskiem Jean-Marie Le Pena. Gdy na początku lat 80. osiągnęła ona swoje pierwsze sukcesy wyborcze, to on personifikował jej przesłanie i to jego retoryka zdobywała jej poparcie. Le Pen i Front były tak ściśle kojarzone, że trudno byłoby sobie wyobrazić tę partię bez jej charyzmatycznego i tryskającego energią lidera” – pisze Jonathan Marcus, w swoim czasie korespondent BBC i autor poświęconej temu fenomenowi książki „The National Front And French Politics: Resistible Rise of Jean-Marie Le Pen”.

„Ale – u progu i przez większą część lat 70. – pozycja Le Pena nie była wcale taka pewna” – dodaje. „Front Narodowy nie był jego dziełem. Został założony przez liderów najważniejszej powojennej francuskiej organizacji neofaszystowskiej, Ordre Nouveau. Celem było stworzenie ruchu, pod którego egidą zbiorą się rozproszone i często zwaśnione frakcje skrajnej prawicy” – kwituje. Front miał być dla nich platformą wzmacniającą przekaz i organizacją, która – przynajmniej z pozoru – oderwie się od kontrowersyjnej przeszłości.

Czytaj więcej

Vichy, główny sojusznik Hitlera

W sumie było się od czego odrywać. Przedwojenna prawica w olbrzymiej mierze splamiła się bowiem współpracą z III Rzeszą, a za swoje konszachty z Hitlerem zapłaciła wysoką cenę. L’épuration – „oczyszczenie” – tak oględnie nazwano powojenne rozliczenia, które dla jednych oznaczały wieloletnie wyroki lub pluton egzekucyjny, a dla innych – kulę w niezbyt formalnych okolicznościach. W 1959 r. generał de Gaulle oszacował, że liczba egzekucji w ramach „oczyszczania” Francji ze złogów rodzimego faszyzmu mogła sięgnąć 10 800. „To dosyć ograniczona liczba, biorąc pod uwagę skalę popełnionych zbrodni” – skwitował wówczas.

W czasie, kiedy to mówił, fala powojennego gniewu już dawno opadła. W latach 50. XX w. do głosu ponownie zaczęli dochodzić ludzie, którym do establishmentu było daleko. Wśród współtwórców Frontu mieli się znaleźć m.in. Maurice Bardèche – najbardziej prominentny z intelektualistów Vichy, jacy przetrwali czas „oczyszczenia”, piewca faszyzmu we włoskim wydaniu, dziś zapewne moglibyśmy powiedzieć: negacjonista – czy François Brigneau, były członek paramilitarnych sił Vichy, a po wojnie żarliwy publicysta. Obaj w swoim czasie mieli się znaleźć na listach wyborczych Frontu.

I nie oni jedni, ponieważ w tych samych kręgach obracali się obrońcy Vichy, katoliccy integryści czy francuscy antysyjoniści (albo po prostu: antysemici). Impetu ich działaniom nadały jednak wydarzenia w odległych krajach: lata 50. XX w. przyniosły rozpad francuskiego imperium, usamodzielnienie się Indochin, frankofońskiej Afryki, a przede wszystkim narodziny algierskiego ruchu niepodległościowego i wojnę, która wybuchła na przeciwległych brzegach Morza Śródziemnego.

Krwawe walki w Algierii

Mało która kolonia miała dla metropolii tak wielkie znaczenie, jak Algieria dla Francji. Francuska arkadia w Maghrebie, mieszanina pionierskich wspomnień o zamienianiu pustyni w ogrody czy niesieniu cywilizacji barbarzyńcom, zamieniła się w ciągu kilkunastu miesięcy w brutalną wojnę domową, w której francuskie oddziały masakrowały zwolenników niepodległości, a ci odpłacali się równie brutalnie algierskim „pomagierom” Francuzów. Gdy zwolennicy utrzymania się w Algierii wiedzieli już, że Paryż podaruje kolonii niepodległość, sformowali paramilitarną Organisation armée secréte, Organizację Tajnej Armii, która przez ponad rok podtrzymywała terror w Algierii, a także polowała na de Gaulle’a i członków jego gabinetu.

Le Pen wylądował w Algierii jako ochotnik i żołnierz Legii Cudzoziemskiej w 1957 r. Służył tam przez kilka miesięcy i wziął udział w najsłynniejszej chyba operacji w historii tego konfliktu, tzw. bitwie o Algier. W zasadzie była to okupacja dzisiejszej stolicy kraju połączona z polowaniem na członków algierskiego ruchu oporu, represjami i torturami, których to metod Le Pen bronił jeszcze kilka dekad po tych wydarzeniach. Po powrocie do Francji zaś był blisko środowisk kojarzonych z OAS, pojawił się m.in. nad grobem dowódcy zamachowców, którzy byli o włos od zastrzelenia de Gaulle’a. Ówczesnej polityki, strategii i metod bronił nawet w wydanej ledwie sześć lat temu autobiografii „Syn narodu”.

Gdyby jednak chodziło tylko o obronę Vichy czy francuskiej Algierii, Front Narodowy zapewne przeszedłby do historii wraz z blednącymi wspomnieniami o tych konfliktach. W latach 50. przydarzyło się francuskiej polityce coś, czego pierwotnie na świecie właściwie nie zauważono: na scenę polityczną z rozmachem wkroczyło (i równie szybko z niej zniknęło) ugrupowanie stworzone przez lokalnego, małomiasteczkowego biznesmena Pierre’a Poujade’a. „Antypodatkowy, antykapitalistyczny ruch protestu był w dużej mierze reakcją przeciw siłom modernizacji gospodarczej” – kwituje Marcus. Choć sam Poujade okazał się efemerydą, to ten bunt przeciw rujnowaniu tradycyjnych metod funkcjonowania niewielkich przedsiębiorstw stał się stałym elementem oferty Frontu Narodowego. Uniwersalnym bez względu na epokę, bo przecież i dziś łatwo wpisać w strach przed przyszłością i wygryzienie z pracy przez pracujących za grosze imigrantów oraz widmo sztucznej inteligencji, która będzie pozbawiać ludzi firm i pracy, czy robotyzację albo przenoszenie produkcji gdzieś za Wielki Mur.

Mozolna droga Frontu na salony

Zagospodarowanie tak różnorodnej palety lęków i frustracji ma tę zaletę, że w odpowiednich okolicznościach można swobodnie zmieniać tematy dyskusji, odwołując się do konkretnych emocji i poglądów. Tożsamość i francuskość? Rozpasanie młodzieżowej kontrkultury? Imigracja i islamizacja? Sekularyzacja i upadek Watykanu? Liberalne reformy gospodarcze i nabijanie kabzy bogatym? Proszę bardzo.

„W pierwszych wyborach powszechnych, w marcu 1973, na FN zagłosowało jedynie 108 tys. wyborców, 1,32 proc. w skali całego kraju” – przypomina Daniel Stockemer w książce „The Front National in France. Continuity and Change under Jean-Marie Le Pen and Marine Le Pen”. Partia ruszyła do wyborów bez jednolitego, jasnego programu, na dodatek zderzały się w niej dwie frakcje: ekstremiści i… umiarkowani zwolennicy Le Pena. Wynikający z tego wyborczy falstart tylko wzmógł ten wewnętrzny spór. O ironio, to frakcja Le Pena przeważyła – gdyby stało się inaczej, być może Front Narodowy byłby podobną do ruchu Poujade’a polityczną kometą.

Jedne frakcje się pojawiały, inne znikały. Le Pen szukał luk w politycznej świadomości rodaków, przekładając akcenty, łagodząc retorykę w jednych sprawach, ale i wykorzystując nowe elementy, zgodnie z bieżącymi nastrojami: od antykomunizmu, przez militaryzm, po rasizm. W wyborach 1978 r. na Front zagłosowało 200 tys. wyborców.

W tym samym roku zginął w zamachu kluczowy współpracownik Le Pena i współzałożyciel Frontu François Duprat. Paradoksalnie to zniknięcie ze sceny byłego członka OAS, negacjonisty Holokaustu i ekstremistycznej twarzy partii, okazało się dla Le Pena szansą na przesunięcie Frontu bliżej centrum – formacja stała się bardziej akceptowalna tak dla studenta, jak i weterana II wojny światowej. A tzw. drugi szok naftowy (1979) oraz rosnące podczas prezydentury Giscarda d’Estainga bezrobocie dopełniły obrazka. Front całkowicie przestawił retorykę – z obrony radykałów czasu wojny i powojnia na imigrację i bezpieczeństwo publiczne oraz ekonomiczne.

I to przyniosło efekty. U progu lat 80. politycy Frontu zaczęli wchodzić na salony – na początek te lokalne, w mniejszych miasteczkach i na przedmieściach dużych miast, gdzie szybko przybywało imigrantów. Zainteresowanie mediów tylko napędzało partię, aż nadszedł rok wyborów europejskich – 1984. „Ów wieczór 11 czerwca 1984 roku, gdy w wyborach uzupełniających do Parlamentu Europejskiego (wówczas już po raz drugi powszechnych i bezpośrednich) lista wyborcza Frontu Narodowego z Jeanem-Marie Le Penem na czele uzyskała 11 proc. głosów. Tamtego wieczora skrajna prawica zdobyła sobie prawo – by posłużyć się banalnym wyrażeniem zapożyczonym ze szkolnego słownictwa – do gry na boisku dla dorosłych” – pisał nieżyjący już historyk i politolog René Rémond w monografii „Francuska prawica dzisiaj”.

Dziś Rémond zapewne sięgnąłby do poważniejszego niż szkolny zasobu słownictwa. Le Pen na niemal dwie dekady zagospodarował kilkanaście procent francuskiego elektoratu, a u progu nowego stulecia miał zagrozić kandydatom mainstreamu, wchodząc w 2002 r. do drugiej tury wyborów prezydenckich. Jego córka Marine, odbierając mu władzę w ugrupowaniu w ramach mało subtelnego wewnętrznego puczu, właściwie powtórzyła jego manewr sprzed lat: odesłała na partyjny margines wszystkich weteranów o niewyparzonym języku i niedzisiejszych poglądach, poszerzając pole walki.

I w zasadzie powtarza ten manewr co wybory. Połączenie tej skuteczności z cierpliwością będzie sprawiać, że każde kolejne wybory nad Sekwaną będą coraz większym wyzwaniem dla politycznego centrum Francji.

Jean-Marie Le Pen w tym roku obchodził 96. urodziny, a partia, której twarzą był jeszcze wcale nie tak dawno, minimalnie rozminęła się z wyborczym zwycięstwem. Ale ani on, ani Front Narodowy, któremu przewodził, nie są fenomenami ostatnich dekad. Korzenie tej partii sięgają wydarzeń sprzed kilkudziesięciu, a nawet 100 lat.

Przykładem może być choćby szukanie źródeł kłopotów Republiki w imigracji. Jak wspominał Jean-Yves Potel, francuski pisarz i dyplomata, w wydanym w Polsce wywiadzie rzece „Francja – ta sama czy inna?”, w latach 70., gdy Le Pen zaczynał wkraczać na tamtejszą scenę polityczną, wzrost imigracji zbiegł się z kryzysem gospodarczym, co zaowocowało gwałtownym wzrostem obaw o utratę pracy na rzecz rywalizujących o nią przybyszów. Dla Le Pena mogło to być dejà vu: podobne nastroje panowały, gdy był dzieckiem.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Trwają obchody 44. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych
Historia
Gdzie w Warszawie można jeszcze zobaczyć ślady walk z czasów powstania?
Historia
Pamiętajmy o ofiarach totalitaryzmów. Dziś Europejski Dzień Ofiar Reżimów Totalitarnych
Historia
Las Białucki odkrywa tajemnice
Historia
Królewska kamienica we Lwowie zostanie odnowiona
Materiał Promocyjny
Citi Handlowy kontynuuje świetną ofertę dla tych, którzy preferują oszczędzanie na wysoki procent.