Nie, zdecydowanie nie. Szczególnie podziwiam pracę operatora Dariusza Wolskiego. I nie chodzi jedynie o zapierające dech w piersiach sceny batalistyczne, poruszające sceny zbiorowe na placach Paryża czy fragmenty przedstawiające obrady Konwentu Narodowego. Urzekły mnie nastrojowe ujęcia nakręcone w pałacowych komnatach oświetlonych jedynie płomieniami świec. Udało się to dotychczas jedynie Stanleyowi Kubrickowi w 1975 r. przy produkcji filmu „Barry Lyndon”. Od strony wizualnej jest zatem „Napoleon” arcydziełem. Byłem w wielu miejscach związanych z życiem pierwszego cesarza Francuzów. Próbowałem sobie wyobrazić, jak wyglądało życie w tamtej epoce, i uważam, że pod tym względem film Ridleya Scotta jest po prostu brylantem w koronie X muzy. Ale na tym kończą się zachwyty.
"Napoleon": Ridley Scott ma problemy z oceną wieku postaci historycznych
To jest film historyczny, zatem – chcąc nie chcąc – muszę go zweryfikować z faktami. Rdzeniem tej opowieści jest burzliwa relacja Napoleona z wicehrabiną Marie-Josèphe Rose Tascher de la Pagerie, wdową de Beauharnais. Wszystkie pozostałe wątki zdają się krążyć wokół tego tematu. Józefinę gra 35-letnia Vanessa Kirby. Pod względem wiekowym to dobry wybór, ponieważ Józefina poznała generała Bonapartego w wieku 32 lat. Była jednak kobietą o urodzie zniszczonej po pobycie w więzieniu. Jej cela znajdowała się w mokrej zaszczurzonej krypcie pod kościołem karmelitów św. Józefa przy ulicy Vaugirard w Paryżu. Przeżyła jakobiński terror prawdopodobnie tylko dlatego, że była nieustannie chora lub gwałcona przez strażników. W późniejszych latach plotkowano o jej licznych romansach, m.in. z generałem Lazarem Hochem, Paulem Barrasem czy z innymi ministrami. Ale czy był to przejaw rozwiązłości, jak to ukazał Scott, czy sposób przetrwania w trudnych czasach? Kiedy w 1795 r. poznała Napoleona, bez wątpienia w niczym nie przypominała swojej filmowej odtwórczyni. Z powodu żucia trzciny cukrowej w dzieciństwie miała zniszczone próchnicą zęby i wyjątkowo nieświeży oddech. Mimo to Napoleon był nią zauroczony. Nie musiał jednak zabiegać o przychylność małżonki w sprawach łóżkowych. Był od niej sześć lat młodszy i nie czuł lęku przed kobietami, jak to ukazał Scott. Tymczasem aktor Joaquin Phoenix ma 49 lat. Dysproporcja między dojrzałym odtwórcą głównego bohatera a dużo młodszą od niego filmową Józefiną fałszuje specyfikę tego związku. Zresztą Scott ma jakieś kłopoty z oceną wieku postaci historycznych. Obecny na koronacji Napoleona 62-letni papież Pius VII jest ukazany jak jakiś niedołężny starzec.
Czytaj więcej
„Film historyczny powinien choć w minimalnym stopniu odnosić się do faktów, które są wynikiem ustaleń historii jako nauki, powinien opowiedzieć się wobec kultury materialnej i obyczajów przedstawianej epoki. Takie są oczekiwania wobec twórców kina historycznego. Dlaczego? Ponieważ kino ma większą siłę oddziaływania od historii jako nauki, widzowie kształtują swoje wyobrażenie o przeszłości właśnie za sprawą filmu” (Film.org.pl, 22 marca 2020).
Joaquin Phoenix w roli "Napoleona" wywołuje mieszane uczucia
Sam cesarz w wykonaniu Phoenixa wywołuje u mnie mieszane uczucia – od podziwu do umiarkowanej krytyki. Pierwowzór był bardzo mądrym człowiekiem o złożonej wielowarstwowej osobowości. Na obrazach Jacques’a-Louisa Davida widzimy człowieka o pogodnej, zdrowej, lekko uśmiechniętej twarzy. Niech każdy sobie odpowie, czy takiego Bonapartego zagrał Phoenix?
Czytaj więcej
W „Napoleonie” widać 200 mln dolarów włożone w scenografię, kostiumy, a przede wszystkim w odtworzenie bitew. Brakuje scenariusza, pogłębienia postaci i nowoczesnego ujęcia.