Mussolini Superstar

Benito Mussolini przez pierwsze 13 lat swoich rządów miał na Zachodzie całe rzesze wielbicieli, do których zaliczali się także przedstawiciele postępowych elit. Jego fanami byli m.in. Winston Churchill, Thomas Edison, Mahatma Gandhi i Sigmund Freud.

Publikacja: 26.10.2023 21:00

Benito Amilcare Andrea Mussolini (1883–1945)

Benito Amilcare Andrea Mussolini (1883–1945)

Foto: PUBLIFOTO / AFP

Czy porównanie kogoś do Benita Mussoliniego byłoby dzisiaj uznane za komplement? Być może tylko we Włoszech, w środowiskach postfaszystowskich. Poza nimi włoski Duce ma zwykle opinię karykaturalnego przegranego dyktatora. Był jednak okres, gdy porównanie kogoś do Mussoliniego było uznawane za wielki zaszczyt. Świadczą o tym słowa modnej w latach 30. w USA musicalowej piosenki „You’re the Top!” napisanej przez Cole’a Portera, niezwykle popularnego wówczas kompozytora. Tekst piosenki jest dialogiem zakochanej pary, która obsypuje się nawzajem komplementami. Chłopak śpiewa więc: „Jesteś Luwrem/Jesteś melodią z symfonii Straussa”. Dziewczyna odpowiada mu natomiast: „Jesteś górą! Jesteś Wielkim Houdinim! Jesteś górą! Jesteś Mussolinim!”. Tekst tej piosenki został napisany w 1934 r. i wygląda na to, że wówczas Benito Mussolini był w USA uznawany za ikonę męskości. Jednak po tym, jak Włochy podbiły Etiopię i zaczęły się zbliżać politycznie do III Rzeszy, Cole Porter zmodyfikował słowa piosenki. Wyrzucił z tekstu wzmianki o Mussolinim i rymującym się z nim Houdinim, a wstawił w ich miejsce słowa: „Jesteś górą! Jesteś Mahatmą Gandhim! Jesteś górą! Jesteś Napoleonem brandy!”.

Duce moim światłem

W styczniu 1927 r. Winston Churchill, ówczesny brytyjski kanclerz skarbu, odwiedził wraz z rodziną Rzym. Podczas tej podróży spotkał również Mussoliniego. Rozmawiali przez półtorej godziny po francusku. Następnego dnia włoski dyktator zamieścił w partyjnej gazecie „Il Popolo d’Italia” bardzo pozytywny artykuł o brytyjskim polityku. Znalazło się w nim prorocze zdanie: „Ci, którzy wątpią w siłę oporu stawianego przez imperium brytyjskie, powinni zastanowić się nad niezłomnością tej postaci!”. Churchill był jeszcze bardziej zachwycony Mussolinim. „Co za facet! Straciłem głowę!” – mówił podczas konferencji prasowej w ambasadzie brytyjskiej w Rzymie. Przyszły brytyjski premier stwierdził, że „podobnie jak inni” nie mógł się oprzeć „jego urokowi, przyjemnemu i naturalnemu sposobowi bycia, jak również jego uroczystemu stylowi”. – Jestem pewien, że gdybym był Włochem, trwałbym z Wami od początku do końca w walce z leninizmem – zadeklarował Churchill. Sympatia do Duce pozostała mu na długo. W 1933 r. nazwał twórcę faszyzmu „największym żyjącym prawodawcą”. Jeszcze w czasie wojny korespondował z Mussolinim, namawiając go do opuszczenia sojuszu z Hitlerem i ponoć nawet obiecując oddanie Włochom części Grecji i Francji.

Czytaj więcej

Risorgimento – Italia odrodzona

Fascynację Mussolinim widać było też wśród ludzi, których obecnie postrzegamy jako wielkich humanistów i tytanów tamtych czasów. „Niestety, nie jestem supermanem takim jak Mussolini” – stwierdził Mahatma Gandhi, przywódca indyjskiego ruchu narodowego. Ów praktyk „oporu bez przemocy” odwiedził faszystowskie Włochy. Z jego wizyty zachowały się zdjęcia, na których Gandhi przytula do siebie dzieci z faszystowskiej organizacji młodzieżowej Balilla.

Sigmund Freud wysłał twórcy faszyzmu swoją książkę z dedykacją: „Benito Mussoliniemu – starzec pozdrawiający Władcę, Bohatera Kultury”. Z kolei Thomas Edison nazwał Duce „największym geniuszem czasów nowoczesnych”.

Czytaj więcej

Nieświęty alians

Podziw dla Mussoliniego łączył ludzi reprezentujących najróżniejsze części spektrum politycznego. Uwielbiali go zarówno prezesi wielkich korporacji, jak i lewicowi dziennikarze. James A. Farrell, prezes koncernu US Steel, stwierdził, że Duce to „najwybitniejszy żyjący człowiek”. Elbert Henry Gary, współzałożyciel tej korporacji, pytał swoich przyjaciół: „Czy nie potrzebujemy człowieka takiego jak Mussolini?”. Gdy w 1926 r. do Włoch udała się Ida Tarbell, mocno lewicowa dziennikarka, która wcześniej m.in. demaskowała praktyki koncernu Standard Oil, urzędnicy Departamentu Stanu niepokoili się, że „ta radykalna czerwona ślicznotka będzie pisać tylko napastliwe artykuły o Mussolinim”. Ich obawy się nie sprawdziły. Tarbell wróciła z Włoch zafascynowana Duce i chwaliła jego dokonania społeczne. Prosowiecko nastawiony dziennikarz Lincoln Steffens stwierdził natomiast, że „Bóg stworzył Mussoliniego z żebra Włoch”. Samuel McClure, założyciel demaskatorskiego pisma „McClure’s Magazine”, pisał natomiast, że faszyzm to „wielki krok naprzód i pierwszy nowy ideał rządów od ustanowienia republiki amerykańskiej”.

Przez kilkanaście lat bardzo pozytywnie o dokonaniach Mussoliniego pisał również „The New York Times”. W jednym z artykułów zamieszczonych w tej gazecie szukano odpowiedzi na to, czy Mussolini to współczesny Garibaldi, czy raczej Cezar. „Mussolini to łaciński Roosevelt, który najpierw działa, a później docieka, czy to zgodne z prawem. Zrobił bardzo wiele dla Włoch” – pisał w 1923 r. na łamach „The New York Timesa” Isaac Marcosson (pisząc o Roosevelcie, miał na myśli niezwykle popularnego byłego prezydenta Theodore’a Roosevelta). Włoskiego dyktatora pozytywnie przedstawiało również Hollywood. Sportretowano go w filmie „Wieczne miasto” z 1923 r. opowiadającym o starciach faszystów z komunistami. W 1933 r. do kin trafił natomiast film dokumentalny „Mussolini mówi”, w którym ukazano Duce jako zbawcę narodu. Film cieszył się dużą popularnością, a reklamowano go jako obraz, który „przemawia do wszystkich dziarskich Amerykanów” i „być może przedstawia rozwiązanie amerykańskich bolączek”.

Czytaj więcej

Faszyzm – kult państwa

Mussolini był również popularny w środowiskach akademickich. W 1926 r. na nowojorskim Columbia University utworzono ośrodek Casa Italiana, który miał być centrum badań nad kulturą włoską. Spełniał podobną rolę jak obecnie chińskie Instytuty Konfucjusza, czyli był centrum propagandy i kształtowania naukowego dyskursu dotyczącego dyktatury. Mussolini obdarował Casa Italiana barokowymi meblami, a rektorowi Columbii Nicholasowi Butlerowi wysłał swoje zdjęcie z autografem i podziękowaniami. Rektor Butler co prawda nie uważał, że faszyzm byłby dobrym ustrojem dla USA, ale był zdania, że pasuje on do Włoch. „Political Science Quarterly”, amerykańskie pismo naukowe poświęcone politologii, opublikowało w 1926 r. artykuł, w którym nazwano Mussoliniego „prorokiem ery pragmatyzmu w polityce”. W 1927 r. pismo „The Literary Digest” przeprowadziło ankietę, zadając pytanie o to, czy światu brakuje wielkich ludzi. Respondenci odpowiadali w większości, że „nie”, a jako „wielkiego człowieka” najczęściej wskazywali Mussoliniego. Kolejne miejsca zajęli: Lenin, Edison, Guglielmo Marconi i Orville Wright.

Choć oficjalnie faszyzm był uznawany za wroga komunizmu (a sami komuniści często nazywali faszystami prawie wszystkich swoich wrogów), to fascynację Mussolinim było widać również wśród bolszewików. „Co za szkoda, że straciliśmy Mussoliniego. To człowiek pierwszego sortu, który doprowadziłby naszą partię do władzy we Włoszech” – narzekał w 1922 r. Lenin. Innym razem sowiecki dyktator wskazywał, że Mussolini był jedynym socjalistą we Włoszech, który był zdolny do przeprowadzenia rewolucji.

„Stalin nigdy nie stworzy socjalizmu. To zrobi raczej Mussolini” – stwierdził natomiast Nicola Bombacci, założyciel Komunistycznej Partii Włoch. W kwietniu 1945 r. Bombacci zawisł obok Mussoliniego, ale przed śmiercią zdołał wznieść okrzyk: „Niech żyje Mussolini! Niech żyje socjalizm!”.

Era faszystowska

Dzisiaj, gdy Mussolini jest stawiany przez opinię publiczną w jednym szeregu z Hitlerem i Stalinem, powszechne uwielbienie, z jakim się spotykał w latach 20. i w pierwszej połowie lat 30., może wydawać się czymś szokującym. Skąd się ono jednak brało?

Analizując źródła poparcia dla Benita Mussoliniego, musimy pamiętać, że był on wówczas bardzo łagodnym dyktatorem. Owszem, faszystowskie bojówki zabiły setki czy nawet tysiące przeciwników politycznych w latach 1919–1922. Samych faszystów też jednak wówczas zabijano, a Włochy były zrewoltowanym krajem o długiej tradycji przemocy politycznej. Starcia bojówek, do których dochodziło wówczas w Italii, nie były niczym nadzwyczajnym w porównaniu z tym, co się działo w dwudziestoleciu międzywojennym we Francji czy w Hiszpanii. Mussolini zdobył jednak władzę nie w wyniku krwawego zamachu stanu, lecz w efekcie przesilenia gabinetowego. Owszem, jego reżim obciążało zamordowanie przywódcy socjalistów Giacoma Matteottiego w 1924 r. Do tego zabójstwa doszło jednak wbrew intencji Mussoliniego – sprawcy chcieli tylko pobić Matteottiego, a zabili go w panice, gdy próbował im uciec. Poza tym jednak nie było w faszystowskich Włoszech terroru politycznego na dużą skalę. Do wybuchu wojny wykonano tam tylko 42 wyroki śmierci, łącznie z egzekucjami niebezpiecznych kryminalistów. Mussolini potrafił nawet skracać wyroki uczestnikom zamachów na siebie. Polski pisarz Ferdynand Goetel miał rację, pisząc przed wojną, że „powiatowa sowiecka czerezwyczajka” zabiła więcej ludzi niż cały włoski faszyzm.

Jednocześnie państwo włoskie odnosiło wówczas wielkie sukcesy w walce z przestępczością. Wolną rękę w zwalczaniu mafii na Sycylii dano prefektowi Cesare Moriemu (który wcześniej zwalczał faszystowskich bojówkarzy). Mori organizował regularne obławy przeciwko mafiosom i wsadzał członków ich rodzin za kraty jako zakładników. Skutkowało to zniszczeniem struktur mafijnych na Sycylii. O ile w 1922 r. w prowincji Palermo odnotowano 223 morderstwa, o tyle w 1928 r. było ich już tylko 29. Gangsterzy mieli do wyboru: albo tłuczenie kamieni w obozie pracy, albo ukrywanie się w jaskiniach, albo emigrację do USA.

Faszyzm włoski w swoich pierwszych kilkunastu latach istnienia miał też oblicze mocno egalitarne i nawet antyrasistowskie. „Rasa to tylko stan umysłu” – mówił Mussolini. W faszystowskim wojsku służyli zarówno Arabowie, jak i Murzyni. Zachowały się też zdjęcia pokazujące afrykańskie dzieci noszące mundurki Balilla i wznoszące rączki w geście rzymskiego salutu. W partii faszystowskiej Żydzi byli wówczas mocno reprezentowani, a niektórzy z nich doszli do bardzo wysokich stanowisk. Czuli się włoskimi patriotami wyznania mojżeszowego. Duce miał kilka żydowskich kochanek i przez pewien czas wspierał prawicowy ruch syjonistyczny (co nie przeszkadzało mu również okazywać wyrazy sympatii palestyńskim Arabom). Antysemickie prawodawstwo zaczął wprowadzać dopiero w drugiej połowie lat 30. ze względu na fatalne zbliżenie z Niemcami. Było to wówczas powodem osobistych tragedii faszystów pochodzenia żydowskiego.

O tym, że Mussolini stara się konsolidować naród wokół siebie, świadczyło też jedno z jego największych dokonań – traktaty laterańskie kończące w cywilizowany i kompromisowy sposób spór Królestwa Włoch ze Stolicą Apostolską. Duce, idąc na ustępstwa wobec papiestwa, sprawił, że wierzący katolicy znów mogli się poczuć pełnoprawnymi obywatelami.

Przede wszystkim jednak reżim Mussoliniego imponował światu swoimi osiągnięciami społecznymi, gospodarczymi i kulturalnymi. Kojarzono go wówczas m.in. z budową pierwszych na świecie autostrad, programami robót publicznych, nowoczesnymi osiedlami dla robotników, walką z bezrobociem, próbą budowy socjalnego państwa dobrobytu czy też upiększaniem Rzymu, przejawiającym się choćby w uporządkowaniu Forum Romanum (które za czasów monarchii parlamentarnej stało się slumsami). Wielu starszych Włochów jeszcze z nostalgią wspomina, że za czasów Mussoliniego pociągi były bardziej punktualne niż obecnie… Oczywiście Włochy wciąż były wówczas krajem stosunkowo mało zamożnym i borykającym się z wieloma problemami typowymi dla południa Europy. Z dzisiejszej perspektywy łatwo też przedstawiać czasy faszyzmu jako „straszny okres zacofania”. Należy jednak pamiętać, że w latach 20. i 30. XX wieku Włochy zadziwiały świat tempem swojej modernizacji. Na przykład, o ile dzisiaj patrzy się na czasy faszystowskie jako „antyfeministyczne”, o tyle wówczas rzucała się w oczy ogromna aktywność kobiet w różnych organizacjach tworzonych pod egidą państwa faszystowskiego. To Mussolini dał prawa wyborcze włoskim kobietom w 1925 r. Co prawda obejmowały one wówczas jedynie wybory samorządowe, ale Włoszki uzyskały je dwie dekady wcześniej niż Francuzki.

Faszystowski Nowy Ład

„Faszyzm był naprawdę podstawą dla New Dealu. To sukces Mussoliniego we Włoszech, z jego gospodarką sterowaną przez rząd, sprawił, że wcześni newdealowcy mówili: »Ale Mussolini sprawia, że pociągi przyjeżdżają na czas«” – stwierdził Ronald Reagan, późniejszy prezydent USA, w wywiadzie dla magazynu „Time” w 1976 r. Jak na dawnego zwolennika Rooseveltowskiego Nowego Ładu te słowa były odważne. Było też w nich sporo prawdy. Rzeczywiście bowiem już w latach 20. XX wieku wielu późniejszych zwolenników New Dealu narzekało, że USA nie prowadzą podobnych eksperymentów gospodarczych jak Włochy Mussoliniego. Po zdobyciu władzy przez Roosevelta uznali, że nadszedł czas na dogłębną przebudowę Ameryki.

Jednym z głównych wykonawców Nowego Ładu był generał Hugh „Iron Pants” Johnson, człowiek roku 1933 tygodnika „Times”. Kierował Narodową Agencją Odbudowy (National Recovery Administration, NRA), czyli jedną z głównych agencji rządowych realizujących założenia New Dealu. Jego agencja miała za zadanie m.in. mobilizować społeczeństwo do walki z kryzysem gospodarczym. Jej symbolem stał się Błękitny Orzeł mający wiązkę błyskawic w jednym szponie, a koło zębate w drugim. Jego wizerunek musieli nalepiać na swoich zakładach sklepikarze i właściciele zakładów usługowych, które współpracowały z NRA, czyli poddawały się jej regulacjom dotyczącym cen i płac. „Kiedy każda amerykańska gospodyni domowa zrozumie, że Błękitny Orzeł znajdujący się na wszystkim, co wpuszcza do swojego domu, jest symbolem przywrócenia bezpieczeństwa, to niech Bóg zlituje się nad człowiekiem albo grupą ludzi, którzy spróbują niepoważnie traktować tego ptaka” – mówił gen. Johnson. Zapowiadał też, że Amerykanie, którzy nie współpracują z Nowym Ładem, „dostaną pięścią w nos”. Członkom administracji Roosevelta rozdawał zaś włoską faszystowską broszurę „Państwo korporacyjne”.

Gdy charyzmatycznego demokratycznego gubernatora Luizjany Hueya Longa nazywano „Mussolinim znad Missisipi”, bynajmniej nie uznawano tego za obelgę. Long atakował wówczas New Deal z lewej strony jako zbyt mało radykalny i wyraźnie się pozycjonował jako następca Roosevelta (notabene wzorowaną na nim postać świetnie zagrał Sean Penn w filmie „Wszyscy ludzie króla” z roku 2006). „W Luizjanie nie ma dyktatury, panuje idealna demokracja, a idealną demokrację trudno odróżnić od dyktatury” – zapewniał gubernator Long.

Pakt z diabłem

Międzynarodowym poparciem dla Mussoliniego mocno zachwiała inwazja na Etiopię. Reakcje na nią były jednak mniej jednoznaczne niż przedstawia to współczesna historiografia. Wielu ludzi wciąż bowiem widziało rację po stronie Włoch. Wszak walki rozpoczęła strona etiopska, atakując sporne tereny przy granicy z będącą włoską kolonią Erytreą. Prowadziła też czystki etniczne na Erytrejczykach. Odwetową inwazję na Etiopię poparła więc choćby redakcja „Chicago Tribune”. „Osobiście jestem za Mussolinim. Włosi mają takie samo prawo wydrzeć Etiopię czarnuchom, jakie miały czarnuchy, gdy ją wydzierały boa dusicielom” – pisał poeta Wallace Stevens. Tymczasem Josephine Baker, popularna czarnoskóra aktorka i tancerka, wzywała do stworzenia przez Włochów „murzyńskiej armii”, która „wyzwoliłaby” całą Afrykę Wschodnią. Baker uznała, że to cesarstwo Etiopii jest „tym złym”, gdyż wciąż panowało w nim niewolnictwo.

Wielu ówczesnych korespondentów wojennych wróżyło wówczas Włochom klęskę. Wszak mieli oni do zdobycia ogromny teren, na którym praktycznie nie istniały drogi. Na froncie południowym wodę trzeba było dowozić do walczących wojsk aż z Somalii. Armia cesarza Etiopii nie była natomiast aż tak zacofana. O ile więc obecnie kampanię abisyńską uznaje się za włoską kompromitację militarną, o tyle wówczas zdumienie wzbudziło raczej to, że Włochom udało się podbić kraj w ciągu 27 tygodni, kosztem 3,7 tys. zabitych żołnierzy, przy stratach etiopskich wynoszących od 55 tys. do 70 tys. zabitych. O ile na Zachodzie dokonywane przez włoskich okupantów masakry mogły wywoływać oburzenie, o tyle odniesione zwycięstwo wprawiło naród włoski w euforię. Nigdy wcześniej ani później nie był on tak zjednoczony. Nawet komuniści wzywali wówczas swoich nielicznych zwolenników, by współpracowali z tą częścią klasy robotniczej, która wspiera faszystów.

„W polityce wewnętrznej Mussolini mógł robić, co tylko chciał, aby wzmocnić swoje rządy i zaradzić problemom, z którymi do tej pory musiał się zmagać. Mógł na przykład zlikwidować monarchię. Grandi i Federzoni twierdzili, że po zwycięstwie w Abisynii rozważano taki wariant. Mógł zalegitymizować swoje rządy na podstawie wolnych, uczciwych wyborów. Coś takiego proponował Balbo, którego potajemnie podsłuchiwał Bocchini. Gdyby to zrobił, zarówno on, jak i jego faszyści mogliby rządzić dalej, sprawując taką samą władzę jak poprzednio, i to z bezpiecznymi widokami na przyszłość” – pisał Göran Hägg (m.in. autor książki „Mussolini. Butny faszysta”, Prószyński i S-ka 2015).

Mussolini wybrał jednak inną drogę. Oszołomiony rosnącą niemiecką potęgą (wręcz przerażony tym, co zobaczył podczas jednej z wizyt w Rzeszy), postanowił związać politycznie swój kraj z Hitlerem, czyli kimś, kogo wcześniej nazywał „pederastą” i „hydraulikiem w płaszczu przeciwdeszczowym”. Starał się jednak przeciągać moment przyłączenia się do wojny. Zrobił to dopiero, gdy Francja była już pokonana i można było odnieść wrażenie, że Wielka Brytania też poprosi o pokój. Trudno mu się było później wyplątać z diabelskiego sojuszu z Niemcami. Doprowadził tym swój kraj (i faszyzm) do katastrofy. Ale pomimo osobistej i narodowej klęski wciąż wielu Włochów nie ocenia źle jego czasów, a podczas włoskich wakacji można bez większego trudu znaleźć w sklepach pamiątki z Mussolinim. Gdyby jednak włoski dyktator posłuchał Churchilla i nie wchodził do wojny po stronie skazanych na klęskę Niemiec, to dzisiaj zapewne w wielu włoskich miastach wciąż stałyby pomniki Mussoliniego.

Podróż Benita Mussoliniego do Piemontu. Gigantyczne „M” na drodze przecinającej Val d’Aosta wita Duc

Podróż Benita Mussoliniego do Piemontu. Gigantyczne „M” na drodze przecinającej Val d’Aosta wita Duce. Chłopcy z faszystowskiej młodzieżówki Balilla salutują i prezentują broń, 19 maja 1939 r. arabola/Leemage/AFP

Leemage via AFP

Benito Mussolini przeprowadzający inspekcję wojsk włoskich, kwiecień 1944 r.

Benito Mussolini przeprowadzający inspekcję wojsk włoskich, kwiecień 1944 r.

NAC

Czy porównanie kogoś do Benita Mussoliniego byłoby dzisiaj uznane za komplement? Być może tylko we Włoszech, w środowiskach postfaszystowskich. Poza nimi włoski Duce ma zwykle opinię karykaturalnego przegranego dyktatora. Był jednak okres, gdy porównanie kogoś do Mussoliniego było uznawane za wielki zaszczyt. Świadczą o tym słowa modnej w latach 30. w USA musicalowej piosenki „You’re the Top!” napisanej przez Cole’a Portera, niezwykle popularnego wówczas kompozytora. Tekst piosenki jest dialogiem zakochanej pary, która obsypuje się nawzajem komplementami. Chłopak śpiewa więc: „Jesteś Luwrem/Jesteś melodią z symfonii Straussa”. Dziewczyna odpowiada mu natomiast: „Jesteś górą! Jesteś Wielkim Houdinim! Jesteś górą! Jesteś Mussolinim!”. Tekst tej piosenki został napisany w 1934 r. i wygląda na to, że wówczas Benito Mussolini był w USA uznawany za ikonę męskości. Jednak po tym, jak Włochy podbiły Etiopię i zaczęły się zbliżać politycznie do III Rzeszy, Cole Porter zmodyfikował słowa piosenki. Wyrzucił z tekstu wzmianki o Mussolinim i rymującym się z nim Houdinim, a wstawił w ich miejsce słowa: „Jesteś górą! Jesteś Mahatmą Gandhim! Jesteś górą! Jesteś Napoleonem brandy!”.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL