30 czerwca 1941 r. rozpętało się we Lwowie piekło. W odwecie za wymordowanie przez NKWD i NKGB sześć dni wcześniej 7 tysięcy ukraińskich i polskich więźniów politycznych, nacjonaliści ukraińscy rozpoczęli wielki pogrom Żydów i Polaków. Jak wspomina w swojej książce historyk Bogdan Musiał, na ulicach stolicy Galicji OUN-owcy rozdawali ulotki z wezwaniem: „Lachów, Żydów i komunistów niszcz bez litości, nie miej zmiłowania dla wrogów Ukraińskiej Rewolucji Narodowej”.
Filip Friedman, polski historyk żydowskiego pochodzenia, powołał się w 1945 r. na wspomnienia lwowskiego adwokata doktora Izydora Eliasza Lana: „Już w pierwszych godzinach rozlepili Niemcy po mieście afisze podjudzające przeciwko Żydom. W tych afiszach i w ulotkach, rozdawanych na ulicach, przedstawiano Żydów jako winowajców pożogi wojennej (...). Do niemieckich żołnierzy dołączyły się męty społeczne, szczególnie spośród nacjonalistów ukraińskich, oraz zorganizowana przez Niemców naprędce tzw. ukraińska milicja (policja pomocnicza). Zaczęło się od polowania na ulicach na mężczyzn żydowskich. Żydzi lwowscy, ogarnięci panicznym strachem, przeważnie nie wychodzili na ulice. Większość chowała się w swych mieszkaniach, w rozmaitych kryjówkach, lub po piwnicach i strychach. Ukraińska milicja i Niemcy, niezadowoleni ze zbyt skąpego połowu na ulicach, poczęli przetrząsać mieszkania żydowskie w poszukiwaniu ofiar. Zabierano mężczyzn, gdzieniegdzie jednak i całe rodziny, nie wyłączając dzieci, pod pretekstem, że mają oczyszczać więzienia lwowskie z trupów. Kilka tysięcy Żydów zagnano w ten sposób, wśród bicia, naigrywania się i szyderstw gawiedzi do więzień lwowskich na ulicę Kazimierzowską (Brygidki), na ulicę Łąckiego, na ulicę Zamarstynowską i na ulicę Jachowicza. W „Brygidkach” zgromadzono kilkutysięczny tłum złapanych Żydów na podwórzu więziennym i bito ich tam w niemiłosierny sposób. Ściany więzienia dookoła podwórza były aż po pierwsze piętro oblane krwią torturowanych Żydów i oblepione kawałami mózgu”.
Czytaj więcej
W listopadzie 1918 roku austriacka gazeta określiła Polaków w Galicji mianem Herrenvolk. Przedziwne to uczucie dla Polaka czytać po niemiecku, w wiedeńskiej gazecie sprzed stu lat, szwabachą, że przynależał do rasy panów.
Bestialstwo oprawców potwierdza meldunek sytuacyjny Związku Walki Zbrojnej z lipca 1941 r.: „Prześladowanie zaczęło się niezwłocznie po wejściu Niemców. Namówione przez nich i podszczute męty ukraińskie i polskie spędziły Żydów do więzienia, celem umycia zwłok pomordowanych przez bolszewików. (…) Spędzonych przeganiano przez szpaler ludzi z pałkami lub kamieniami w rękach. Zanim Żydzi dotarli do trupów, byli już dotkliwie pobici. Procedura mycia tak wyglądała: 2 mężczyzn Żydów musiało podnieść w górę za głowę i nogi pełne ran lub rozkładające się na upale straszliwe cuchnące zwłoki, a Żydówka wykonać w powietrzu ich umycie prawie nie do uskutecznienia w tym stanie, po czym podnieść rękę trupa do ust i ucałować”.
W Biuletynie Koła Lwowian z 1965 r. możemy przeczytać: „Ludność żydowska pędzona była do dawnych więzień NKWD na Łąckiego, w Brygidkach i na Zamarstynowskiej. O potworności przeprowadzanej tam masakry świadczy fakt, że w Brygidkach od uderzeń żelaznymi drągami mózg rozpryśnięty był na ścianach na wysokości II piętra; krew od bramy więzienia na Łąckiego spływała rynsztokami aż do Głównej Poczty”.