Archiwiści IPN przeglądają akta Fundacji Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL w Pułtusku, a także nieskatalogowane materiały w Archiwum Akt Nowych – szukają materiałów o Jaruzelskim.
Poznaliśmy kulisy śledztwa w sprawie ukrywania dokumentów, które powinny znaleźć się w zasobach IPN. W jego ramach policja i prokurator IPN dokonały rewizji w domu wdowy po Wojciechu Jaruzelskim, a także byłego żołnierza AL prof. Lecha Kobylińskiego w Gdańsku.
Śledztwo formalnie zostało wszczęte 8 stycznia 2016 roku. Zainicjowała je notatka, którą do warszawskiego pionu śledczego IPN jesienią poprzedniego roku wysłał prokurator Bogusław T. Czerwiński z Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Prokurator wskazywał na możliwość ukrywania dokumentów przez prominentnych niegdyś działaczy komunistycznych. Zasugerował, że mogą posiadać teczkę tajnego współpracownika informacji wojskowej o kryptonimie „Wolski".
Zdaniem historyka dr. Piotra Gontarczyka (w 2006 r. opublikował w „Rzeczpospolitej" artykuł „Dossier agenta Wolskiego") Wojciech Jaruzelski był w latach 40. tajnym informatorem wojskowej bezpieki o pseudonimie Wolski, ale jego teczka zaginęła najpewniej w latach 70. Zdaniem Gontarczyka ktoś usiłował zatrzeć wszelkie ślady łączące Jaruzelskiego z agentem.
Sprawa przyspieszyła, gdy do prezesa IPN, dr. Łukasza Kamińskiego zgłosiła się Maria Kiszczak, która zasugerowała sprzedaż dokumentów męża za 90 tys. zł. Na dowód pokazała kartkę z informacją opracowaną przez SB z 1974 r. na temat Lecha Wałęsy. Żona szefa komunistycznej bezpieki liczyła, że szef IPN przeleje jej pieniądze na konto. Nawet chciała mu je podać. Miała stwierdzić, że wybrała IPN, chociaż „mogła pójść do Wałęsy, który za te dokumenty zapłaciłby 100 tys. zł".