Niektórzy z najgorszych antysemitów to Żydzi, nawet Hitler miał żydowskie korzenie” – na początku maja br. taką puentą miał podsumowywać swoje wywody na temat denazyfikacji Ukrainy i pochodzenia prezydenta Wołodymyra Zełenskiego szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow. Cóż, przewrotnie można powiedzieć, że czerpał z rodzimych doświadczeń.
„No już, nazywajcie mnie faszystą i porównujcie z Hitlerem. Im częściej to robicie, tym więcej głosów dostanę w następnych wyborach” – mawiał ćwierć wieku temu jeden z czołowych politycznych aliantów dzisiejszych gospodarzy Kremla Władimir Żyrinowski. Nie było epitetu, którego by nie usłyszał jeszcze w latach 90.: błazen, ekscentryk, skandalista, bufon, awanturnik, populista, demagog, faszysta, nazista, „rosyjski Hitler” – to tylko garść tych, które powtarzano najczęściej.