Nikita Siergiejewicz Chruszczow chwalił się, że sowieckie fabryki wypuszczają nowe rakiety balistyczne na masową skalę, „niczym kiełbaski”. Obiecywał, że pokaże Amerykanom, gdzie raki zimują. – Pogrzebiemy was wszystkich! – groził „imperialistom” i dla podkreślenia tego przesłania uderzał butem w pulpit. I na pierwszy rzut oka dysponował narzędziami pozwalającymi mu spalić Wolny Świat na popiół. W 1961 r. z jego rozkazu zdetonowano na Nowej Ziemi największą bombę atomową w historii. Owa Car-bomba miała moc 50 megaton. W wyniku jej detonacji powstała kula ognia o średnicy 4 kilometrów i obłok w kształcie grzyba o wysokości 60 km. Wybuch był odczuwalny nawet na Alasce. Chruszczowowi to jednak nie wystarczało. Pierwotnie chciał, by Car-bomba miała dwa razy większą moc. Ten szaleńczy test nie wystraszył jednak Zachodu wystarczająco mocno. Chruszczow nakazał więc wysłać rakiety z głowicami atomowymi na Kubę, by mogły razić „miękkie podbrzusze” Ameryki. Prezydent USA John F. Kennedy odpowiedział na to blokadą morską Kuby. Dzięki danym wywiadowczym przejrzał blef Sowietów. Wiedział, że stan ich arsenału nuklearnego jest żałosny i że poza Kubą mają oni być może tylko jedną rakietę mogącą dosięgnąć USA. Sowieci zostali zmuszeni do wycofania rakiet z Kuby, a w ramach dyplomatycznej deeskalacji Amerykanie usunęli swoje stare rakiety z Turcji. Kubański kryzys rakietowy stał się wielką kompromitacją Chruszczowa. Jego dni u władzy były już policzone.
Skąd jednak Amerykanie znali żałosny stan sowieckiego arsenału jądrowego? Oficjalna wersja mówi, że informacje przekazał bohaterski sowiecki pułkownik Oleg Pieńkowski, który z czystego altruizmu podzielił się nimi z wrogiem. Chciał zapobiec III wojnie światowej. Poniósł za to straszliwą karę. Jako zdrajcę miano go spalić żywcem w piecu hutniczym. W tej pięknej legendzie jest jednak mnóstwo dziur. Wspomnienia Iwana Sierowa, ówczesnego szefa GRU, czyli sowieckiego wywiadu wojskowego, pozwalają jednak część z tych dziur zapełnić. Wynika z nich, że Pieńkowski miał możnych protektorów w armii i służbach wywiadowczych, którzy zawiązali spisek przeciwko Sierowowi i Chruszczowowi.
Czytaj więcej
Pierwsze kontakty między Rosją a Niemcami wymierzone były w Polskę. Ale konkluzja o zgodnym współdziałaniu Rosji i Niemiec ponad polskimi głowami prowadziłaby na manowce. W największych konfliktach Europy obydwa kraje stawały po przeciwnych stronach barykady.
Zamulone akwarium
Generał Iwan Sierow kojarzy się Polakom przede wszystkim z aresztowaniem 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego i z ludobójstwem dokonanym na naszych oficerach w Charkowie oraz Bykowni. Splamił się również udziałem w tłumieniu powstania węgierskiego w 1956 r. i organizowaniem deportacji narodów Kaukazu w czasie II wojny światowej. Nie da się jednak ukryć, że był bardzo inteligentnym zbrodniarzem. Do bezpieki trafił z armii, a karierę robił m.in. dzięki swoim zdolnościom lingwistycznym. Był typowym Wielkorusem niechętnie nastawionym do gruzińskich i ormiańskich sitw rządzących NKWD za czasów Berii. Stał się też jednym z głównych beneficjentów upadku owego legendarnego szefa bezpieki. W 1954 r. został mianowany przez Chruszczowa szefem KGB, a w roku 1958 – szefem GRU. Miał tam posprzątać po swoich poprzednikach: Michaile Szalinie i Siergieju Sztiemience.
Jego ocena sytuacji zastanej w nowej służbie jest bardzo surowa. GRU nie ma żadnych sukcesów, a jej agenci uczeni są anachronicznych metod z 1937 r. Rezydenci zagraniczni przysyłają do centrali wycinki z gazet przerabiane na depesze. Co gorsza, służba jest zinfiltrowana przez wroga. Po miesiącu pracy Sierowowi udaje się zdemaskować płka Piotra Popowa, funkcjonariusza GRU, który od 1954 r. pracował dla CIA. Popow za symboliczne wynagrodzenie (na początku poprosił o 100 dolarów na aborcję dla kochanki!) przekazywał Amerykanom tajemnice GRU i sowieckiej armii. Sierow już jako szef KGB podejrzewał istnienie takiego kreta, gdyż od swoich szpiegów z USA dostał tekst referatu marszałka Żukowa wygłoszonego w wąskim gronie najwyższych dowódców armii sowieckiej. Informował o sprawie kierownictwo GRU, ale Szalin i Sztiemienko nic w tej sprawie nie zrobili.