Z tej okazji we wtorek odbędą się uroczystości przy tablicy pamiątkowej usytuowanej przy ul. Grójeckiej 77. Do dzisiaj nie zachowało się miejsce ukrycia Żydów.
Historia bunkra rozpoczęła się w 1942 r., gdy do rodziny Wolskich mieszkającej przy ulicy Grójeckiej 81 trafiła uciekinierka z getta o imieniu Wiśka. Najpewniej przez nią informacja o Wolskich dotarła do działaczy Żydowskiej Samopomocy Społecznej. Ci zwrócili się do Mieczysława Wolskiego z propozycją przygotowania schronienia dla uciekinierów. Wybudowano go pod szklarnią. Zdaniem dr Justyny Majewskiej z Żydowskiego Instytutu Historycznego nazwa bunkra „Krysi” miała być skrótem od słowa „kryjówka”.
7 marca 1944 r. Niemcy i granatowi policjanci dokonali nalotu na dom Wolskich. Zabrali Żydów wyciągniętych z bunkra, rozstrzelano ich prawdopodobnie na terenie ruin getta
Powierzchnia bunkra wynosiła 28 mkw. Wejście było zamaskowane. Znajdowały się tam dwa rzędy prycz dla 34 osób oraz łóżka polowe, stoły i ławy, kuchenka podłączona do komina sąsiedniego budynku, były też bieżąca woda, światło i prowizoryczna toaleta. Od 1943 r. ukrywał się tam m.in. historyk Emanuel Ringelblum z żoną Judytą i synem Urim. Był on twórcą grupy żydowskich intelektualistów, którzy dokumentowali życie w getcie.
Czy za pobyt w tym miejscu Żydzi płacili? – Na pewno płacili za swoje utrzymanie. Środki pochodziły z Żydowskiego Komitetu Narodowego. Nie wiem, czy płacili dodatkowo. Nie wydaje mi się, żeby Wolski z pomocy zrobił sobie źródło utrzymania. Na pewno nie był tego typu osobą – jakich było wiele – która uznałaby, że przechowywani Żydzi są okazją do wzbogacenia się. Natomiast z zachowanych w bunkrze listów wynika, że Ringelblumowie prosili ŻKN o pieniądze dla dentysty dla matki Wolskiego. Nie jest to dowód na jakieś nadużycia ze strony Wolskich – zastrzega dr Justyna Majewska.