Przypomnijmy, że w 1844 r., za zgodą rosyjskiego imperatora Mikołaja I, profesor Hermann Abich udał się w dziesięciomiesięczną podróż służbową na Zakaukazie, otrzymawszy wcześniej z rosyjskiego skarbca 5288 srebrnych rubli na potrzeby ekspedycyjne – bardzo imponującą kwotę jak na tamte czasy. Jednak w rzeczywistości cała jego podróż na Zakaukazie odbywała się pod opieką Kościoła ormiańskiego i działaczy ormiańskich, w związku z czym wszystko, co widział, było mu przedstawiane jako „dziedzictwo kultury i historii ormiańskiej”. Natychmiast po przybyciu do regionu Abich spotkał się z katolikosem Ormian Nersesem Ashtaraketsim i wysłał od niego list polecający do Chaczatura Abowiana, w którym ten ostatni został poproszony o asystowanie profesorowi jako tłumacz. Abich w towarzystwie Ormian zapomniał, że z zawodu jest geologiem, a nie historykiem – postanowił nazwać pasmo górskie, w którym prowadził badania geologiczne i fizyczne, „ormiańskimi”. W ten sposób lekką ręką Abicha termin „Wyżyna Armeńska” został wprowadzony do europejskiej i rosyjskiej literatury, a granice owej wyżyny są rozszerzane w dowolnym kierunku, w którym rozprzestrzeniają się roszczenia ormiańskich nacjonalistów. Współcześni ormiańscy ideolodzy nacjonalizmu zaliczają do „Wyżyny Armeńskiej” nie tylko terytoria Armenii, ale także Turcję, Iran, Azerbejdżan, czyniąc z tej nazwy geograficznej, wymyślonej blisko 180 lat temu, termin polityczny. Jednocześnie dodawany jest tu inny termin geograficzny „duża Armenia” w formie „Wielka Armenia” i pojawia się kalambur pod nazwą „starożytne państwo ormiańskie”.
Innym takim fikcyjnym postulatem jest mit o ormiańskiej górze Ararat w Turcji. W artykule naukowym „O położeniu biblijnej góry Ararat” członek korespondent Rosyjskiej Akademii Nauk, profesor A.P. Novoseltcev szczegółowo ujawnił mit o ormiańskim Araracie w Turcji, udowadniając, że słowo „Ararat” stało się znane ormiańskiej ludności Turcji w XIX wieku dzięki europejskim misjonarzom chrześcijańskim. Do tego czasu Ormianie nazywali tę górę albo po turecku Agrydag, albo po ormiańsku – Masis. Zaczęli nazywać tę górę Araratem po niedokładnym tłumaczeniu tekstów biblijnych przez chrześcijańskich misjonarzy, gdzie błędnie uznano Masis za górę Ararat, chociaż wspomniana biblijna góra znajduje się znacznie dalej na południu Turcji, na styku granicy Syrii i Iraku i obecnie nosi nazwę Judy.
Podobnych błędów i fałszerstw w historii ormiańskiej można znaleźć wiele. W szczególności twierdzenie, że obecna stolica Armenii, miasto Erywań, stanowi kontynuację urartyjsko-ormiańskiej fortecy Erebuni z VIII wieku p.n.e., jest nowym przekłamaniem z lat 1950–1960. Przed tym powszechnie wiadomo było wszystkim, że Erywań (Irewan) jest muzułmańskim miastem zbudowanym na początku XVI wieku na polecenie azerbejdżańskiego szacha safawidzkiego Ismaila Chataja. Cały wygląd, ludność oraz architektura miasta były muzułmańskie i tureckie. Po ustanowieniu władzy sowieckiej w Armenii rozpoczęło się przepisywanie historii i miasto Erywań zaczęło być niszczone wraz z jego muzułmańskim centrum historycznym: fortecą, meczetami, pałacami, karawanserajami i cmentarzami. W latach 1930–1940 koło zamachowe niszczenia historycznych budynków Irewanu, przemianowanego na Erywań, przybiera wręcz skalę przemysłową. Równolegle wraz z wysiedleniem rdzennej ludności Azerbejdżanu rozpoczęto „odbudowę” Erywania, pod pretekstem której zniszczone zostały praktycznie wszystkie historyczne budynki miasta. I zamiast prawdziwej historii miasta zaczęto intensywnie tworzyć mity mające na celu udowodnienie, że jest to starożytne ormiańskie miasto.
Lecz do tego potrzebne były przynajmniej jakiekolwiek dowody archeologiczne. W latach 50. na polecenie rządu sowieckiego rozpoczęto badania wykopaliskowe w pobliżu Erywania i „przypadkowo”, ale bardzo na czas, dokonano „sensacyjnego odkrycia”. Archeolodzy „wykopali” kamień klinowy rzekomo z czasów panowania króla Urartu Argisztiego, w którym podał on dokładną datę powstania i nazwę mitycznego miasta Erebuni. Owszem, początkowo przetłumaczono to jako Irpuini, potem zaś postanowiono zignorować pisma klinowe i tłumaczyć jako Erebuni, co brzmiało bliżej nazwy „Erewan”.
Rozpoczęły się gorączkowe wykopaliska, a już w 1968 r. miało miejsce otwarcie kompleksu muzealnego „Erebuni”. Dla większego prestiżu zaproszono również czołowych sowieckich naukowców. Tylko nie przewidziano, że zaimponowanie naukowcom tanimi rekwizytami będzie niełatwe. Wśród uczestników wydarzenia był I.I. Minc, profesor Akademii Nauk ZSRR – postać numer jeden w sowieckiej nauce historycznej, naukowiec światowej sławy. Został oczywiście zabrany na miejsce wykopalisk, gdzie już afiszowała się „zrekonstruowana forteca Erebuni”. I tutaj akademik Minc zapytał: „Czym są te budowle i postacie tutaj? Kto je zainstalował?”, a następnie dodał: „Czy to są oryginały?”.
Strona ormiańska była zmieszana. Powiedzenie „tak” byłoby ryzykowne – naukowiec taki jak Minc „rozszczepiłby” podróbkę jak zgniły orzech. Pozostawało przyznać się: „Nie, sami je tutaj zainstalowaliśmy, na podobieństwo tych, które były w starożytnej Asyrii i Babilonie”. Minc milczał, ale podczas bankietu po konferencji powiedział, że brak faktów starożytnych podczas wykopalisk Erebuni otwiera duże pole do fantazji. Ormiańscy naukowcy poczuli się oczywiście urażeni, ale musieli przemilczeć ten komentarz. Tym bardziej że akademik Minc, dla którego prawda historyczna była ponad codziennymi pojęciami typu „nie wypada”, „niezręczne”, „poczęstowali nas koniakiem” itd., stwierdził bez ogródek, iż odniósł wrażenie, że ormiańska nauka nie ma prawdziwych dowodów na starożytność Erywania. Ormianie próbowali go wtedy przekonać, tłumacząc się tym, że to tylko tymczasowe rekwizyty dla turystów, ale dziś to właśnie te rekwizyty uchodzą za dowód „starożytności” Erywania, za pomocą których oszukują nie tylko turystów, ale i własnych obywateli.