Rzeczpospolita: Senat RP przyjął uchwałę, w której rzeź wołyńska wprost jest określana jako ludobójstwo, co wywołuje emocje na Ukrainie. Jaka jest ukraińska wersja wydarzeń z 1943 roku?
Jestem przekonany, że powinniśmy rozmawiać o polsko-ukraińskim konflikcie na dużą skalę. Niestety, nie ograniczył się on jedynie do terytorium Wołynia. Obszar był znacznie szerszy i obejmował Galicję oraz ziemię chełmską, Nadsanie, Łemkowszczyznę. Konflikt nie zaczął się w 1943 r., tylko rok wcześniej, i trwał do 1944–1945 r. Ostatnim jego akordem była zorganizowana w 1947 r. przez polskie władze komunistyczne akcja „Wisła", która w tej konfrontacji postawiła kropkę nad i. Według mnie wydarzenia te można interpretować jako wojnę polsko-ukraińską. Z jednej strony była Ukraińska Powstańcza Armia, z drugiej – Armia Krajowa. Była to wojna podziemia, wojna partyzancka. Czynny oraz bierny udział brała w niej też ludność cywilna, która stała się jej główną ofiarą. Wszystkie strony konfliktu kierowały się jedną logiką – kwestia spornych terenów, które Ukraińcy nazywali zachodnią Ukrainą, a Polacy wschodnią Polską, zostanie rozwiązana po wojnie w zależności od tego, jaka ludność będzie je zamieszkiwała. W związku z tym możemy mówić, że działania ukraińskiego i polskiego podziemia były symetryczne. Obydwie strony konfliktu dopuszczały się zbrodni wojennych. Oczywiście, UPA dopuszczała się takich działań wobec ludności polskiej, ale i polskie podziemie, w tym AK, tak samo traktowało ludność ukraińską.
Liczba ofiar była jednak niesymetryczna. Polscy naukowcy szacują, że z rąk ukraińskich nacjonalistów mogło zginąć nawet 100 tys. Polaków. Z kolej w wyniku akcji odwetowych śmierć poniosło kilka tysięcy Ukraińców.
Akcje polskiego podziemia pokazują, że były to działania bardzo podobne do tych, których dopuszczali się Ukraińcy. W marcu 1944 r. w ramach tak zwanej rewolucji hrubieszowskiej zostało całkowicie zniszczonych ponad dziesięć wsi wraz z ukraińską ludnością cywilną. Symbolem tej zbrodni jest wioska Sahryń, zlikwidowana przez AK. Prawda jest taka, że znacznie więcej w tym konflikcie ucierpiało Polaków, i to dlatego, że główną areną tych walk były terytoria, na których Ukraińcy stanowili zdecydowaną większość. Na Wołyniu Polacy to była jedna ósma ludności. Liczba 100 tys. zamordowanych Polaków często pojawia się w dyskursie politycznym. Nie znam jednak żadnych poważnych polskich lub jakichkolwiek innych badań opartych na dokumentach oraz jakiejkolwiek metodologii, które uzasadniałyby tę liczbę. Znam liczby, które podaje Ewa Siemaszko [polska badaczka rzezi wołyńskiej], opiera się ona na opisach, których dokonano już kilkadziesiąt lat po tamtych wydarzeniach. Jej szacunki trochę dziwią, gdyż mówi ona o tym, że udało się ustalić nazwiska 18 tys. zamordowanych Polaków, a około 36 tys. ofiar nie zostało zidentyfikowanych. Ale najciekawsze i najdziwniejsze stwierdzenie pada później. Mówi ona o tym, że „możemy mówić nawet o 100 tys. takich niezidentyfikowanych ofiar". Dla mnie nie jest zrozumiałe, na jakiej podstawie zostało to stwierdzone, skoro nie jest poparte żadnymi dokumentami ani innymi dowodami. Ta mocno zawyżona liczba ciągle rośnie. Słyszymy polskich polityków, którzy mówią o 200 tys., a nawet o 500 tys. To jest amoralne, przede wszystkim wobec tych tysięcy Polaków, którzy rzeczywiście zostali zamordowani w trakcie tego konfliktu. Dlatego, by szanować ofiary, nie trzeba zawyżać ich liczby. Do niczego dobrego to nie doprowadzi, a tylko zniekształci prawdę o prawdziwych ofiarach.
To jaka jest według pana prawda o liczbie ofiar tej tragedii?