10 czerwca 1692 r. w miasteczku Salem w Nowej Anglii na szubienicy kończy życie Barbara Bishop, pierwsza ofiara słynnych purytańskich polowań na czarownice. Tego samego dnia wiele tysięcy kilometrów od amerykańskiego miasteczka, w małej wsi Falmierowo w Wielkopolsce, płoną na stosie cztery niewinne kobiety: Katarzyna Błachowa, Katarzyna Derlina, Regina ze wsi Gromadno oraz Barbara, sędziwa pracownica szpitala w tej samej miejscowości. Jeszcze dwa tygodnie wcześniej, zanim zaczął się proces, żadna z nich nie powiedziałaby o sobie, że jest wiedźmą. Niektóre załamują się jednak w trakcie tortur, zaczynają nawet wierzyć, że naprawdę zbratały się z szatanem, inne walczą o sprawiedliwość do końca. Patrzą na siebie z nietłumioną nienawiścią, mając świadomość, że męczarnie sprawiły, iż podczas śledztwa wzajemnie się oskarżały. Każda z nich umiera w cierpieniu, bo zgodnie z tradycją procesów o czary płomienie, w których giną „oblubienice diabła", podsyca się wilgotnym chrustem, aby kaźń trwała dłużej.
Upiorne przedstawienie, którego finałem są płonące stosy w Falmierowie, rozpoczyna się tuż po Zielonych Świątkach w 1692 r. we wsi Młotkowo. To wtedy zbiera się po raz pierwszy przybyły z Łobżenicy sąd i rozpoczyna przesłuchania kilku kobiet z okolicznych wsi, na które padło oskarżenie o uprawianie czarów (obok Błachowej, Derliny, Reginy i Barbary przed obliczem trybunału staje jeszcze Anna z Żelaznego). Oskarżenie wnieśli ludzie, których dobrze znały – sąsiedzi albo były pracodawca, jak w wypadku Reginy. Wszystkie kobiety utrzymują, że są niewinne. Tłumaczenia jednak nic nie dają, dlatego zgodnie proszą o próbę wody. Jak skrzętnie notują sędziowie w aktach sprawy, pławione kobiety za każdym razem niczym kaczki utrzymują się na powierzchni wody. Regina i Anna sugerują, że kat podciągał je do góry „stryczkiem", ale kto by tam wierzył ubogim dziewczynom, skoro mistrz małodobry zaprzecza. Po pławieniu sędziowie są już niemal pewni, że mają do czynienia z osobami, które parają się magią, ale prawo wymaga, aby oskarżone same przyznały się do zarzucanych im czynów. A do tego niezbędne są tortury. Pierwsza seria tormentów trwa dwa dni, lecz nie przynosi oczekiwanych efektów. Przypalane i rozciągane na kole kobiety uparcie zaprzeczają, że są czarownicami. „Ogniem przez siarkę była palona na bruszczach łokciowych, od ramion począwszy, znowu na piersiach, także i pod kolanami, pytana różnemi sposobami nic nie zeznała" – notuje pisarz sądowy podczas przesłuchania Barbary. Ból musi być jednak ogromny, skoro Anna prosi, aby „przebito ją szablą, żeby nie musiała dalej cierpieć".
Pierwsza załamuje się Barbara, która przyznaje, że przed trzema laty pewna kobieta z Młotkówka zadała jej „pokuśnika" w chlebie. Poddaje się także rybaczka Katarzyna, która „skoro na drabkę wzięta" opowiada, jak nieżyjąca już sąsiadka oddała jej kiedyś pożyczoną mąkę, a z niej najpierw zrobił się ptak „jak kur wielki", a następnie „pokuśnik", który był w szatach niemieckich, pod piórem w kapeluszu, na kurzych nogach. „Zaraz mnie namawiał, abym mu powolna była, co mu się udało, gdyż sypiam z nim" – wyznaje. Bywa też na Łysej Górze w okolicach Młotkówka. W trakcie sabatów tańczy, a na skrzypcach przygrywa jej Jan Papieżów, który dostaje za to od diabła o imieniu Jakub po 3 grosze. Katarzyna zaczyna także sypać inne „czarownice", w tym sądzone razem z nią Barbarę i Derlinę. Również Regina przyznaje się do bywania na Łysej Górze pod Młotkówkiem. Ponieważ Derlina uparcie trwa przy swoim, twierdząc, że jest niewinna, dochodzi do konfrontacji z Reginą i ta w oczy jej mówi, jak to Derlina po nią przyjechała w złocistej kolasie zaprzężonej w piękne gniade konie i zabrała ją na Łysą Górę. Katarzyna stwierdza, że jej oskarżycielka bredzi, więc ponownie trafia w ręce kata. Zanim ten sięga po narzędzia, przerażona kobieta wymyśla na poczekaniu własną historię zgodną z oczekiwaniami sądu. Ponieważ i ona oskarża Jana Papieżnika, mającego na Łysej Górze grywać jej na igle do tańca, bogu ducha winny chłop zostaje wzięty najpierw na próbę wody, podczas której oczywiście utrzymuje się na powierzchni, a następnie na tortury, na których przyznaje się do bywania na sabatach czarownic. Sędziom to nie wystarcza, ale Papieżnik „tak pociągniony, że już dalej ciągnąć kat nie mógł, nic więcej nie zeznał, tylko lada co bajał".
Z „czarownic" sądzonych w Młotkowie tylko Anna z Żelaznego wykazuje niezwykły hart ducha i mimo wielokrotnych tortur do niczego się nie przyznaje. Ratuje jej to życie, bo ostatecznie właściciel Łobżenicy uniewinnia ją, ale nakazuje wygnać ze swoich dóbr. Pozostałe kobiety płoną na stosie. Co się stało z sabatowym muzykantem Papieżnikiem, do dzisiaj nie wiadomo.
Polska specyfika