„Przywróćmy Studnickiego Polsce" – brzmi tytuł najnowszej akcji „Nowej Konfederacji", portalu i miesięcznika, w którym publikuje wielu prawicowych autorów. Wydaje ona książkę Władysława Studnickiego „Polska za linią Curzona" i namawia internautów do wpłat, by uzbierać środki na jej promocję. Nie kryje, że prawdziwym celem jest wyciągnięcie Studnickiego z zapomnienia, a to nie pierwszy podobny przypadek. Część prawicowych historyków i publicystów od kilku miesięcy intensywnie promuje tę postać.
Zaczęło się we wrześniu, gdy ukazała się książka o Studnickim „Germanofil" publicysty historycznego Piotra Zychowicza. Z kolei w połowie listopada kilka postaci kojarzonych z prawicą poinformowało, że odnowiło grób Studnickiego w Londynie. Wśród nich znów był Zychowicz, ale też m.in. prof. Sławomir Cenckiewicz, szef Wojskowego Biura Historycznego i członek Kolegium IPN. Renowacji towarzyszyła deklaracja, że trzeba upomnieć się o „należne miejsce Studnickiego w historii Polski".
Badacz ruchów prawicowych prof. Rafał Pankowski z Collegium Civitas i Stowarzyszenia Nigdy Więcej mówi, że rozmach w promowaniu Studnickiego jest zaskakujący. – W ostatnich latach zdarzały się próby eksponowania zapomnianych postaci historycznych. Jednak najczęściej dotyczyło to bohaterów walki zbrojnej z okupantami, a tym razem sięga się po postać wzbudzającą uzasadnione kontrowersje – mówi.
Polityczny prorok?
Kim był Studnicki? Publicystą działającym na przestrzeni obu wojen i II RP, znanym z proniemieckich poglądów. Nie porzucił ich z dojściem do władzy nazistów, np. w 1936 roku wziął udział w kongresie NSDAP w Norymberdze. Po wybuchu II wojny światowej był czołowym orędownikiem walki Wojska Polskiego u boku Wehrmachtu. W 1940 roku spotkał się nawet z Goebbelsem, usiłując skłonić go do złagodzenia okupacyjnego terroru w Polsce.
Najnowsi promotorzy Studnickiego uważają go za politycznego proroka, który przewidział klęskę z Niemcami, najazd Sowietów, zdradę aliantów i miał odwagę podawać niepoprawne politycznie recepty.