Zbrodnie stalinowskie: Odnajdują ślady ofiar NKWD

Skopino, Pobiedinka, Tuła, Miass, Nowomoskowsk – tam w bezimiennych mogiłach pochowani są Polacy – ustalił prokurator IPN.

Aktualizacja: 29.11.2016 11:29 Publikacja: 28.11.2016 18:26

Szczątki ofiar łagrów znalezionych w Pobiedince w 2012 r. Wtedy nie było jeszcze potwierdzenia, że c

Szczątki ofiar łagrów znalezionych w Pobiedince w 2012 r. Wtedy nie było jeszcze potwierdzenia, że chowano tam także Polaków.

Foto: Archiwum prywatne/ Mariusz Bondarczuk

Mowa o ofiarach przymusowych deportacji przeprowadzonych na przełomie 1944 r. w ramach oczyszczania zaplecza frontu przez NKWD. W głąb Rosji wywieziono wtedy co najmniej 35 tys. Polaków – głównie żołnierzy AK.

Zachowały się nieliczne wspomnienia osób, którym udało się później wrócić do kraju. Opisali straszne warunki panujące w obozach. Tajemnicą pozostawało przede wszystkim to, gdzie pochowano zesłańców, którzy w łagrach zmarli.

Bez pomocy Rosji

Marek Rabiega, naczelnik szczecińskiego pionu śledczego IPN, w ramach śledztwa zbadał deportacje do ZSRR w okresie od grudnia 1944 r. do roku 1951 r. Ustalił część nazwisk ofiar pochodzących z północnego Mazowsza i południa Warmii i Mazur, ale przede wszystkim miejsca dotychczas tajnych miejsc pochówków. Stworzył też listę 159 sowieckich funkcjonariuszy bezpieki, którzy uczestniczyli w represjach.

W czasie śledztwa prokurator zwróciła się do władz rosyjskich z wnioskiem o pomoc prawną. Chodziło o ustalenie losów pokrzywdzonych, danych sprawców represji, lokalizacji obozów.

– Po blisko dwóch latach strona rosyjska odmówiła udzielenia jakiejkolwiek pomocy – mówi nam prokurator.

Jak zatem odkrył miejsca, w których pochowano Polaków? – Znalazłem je w aktach deportowanych, które w latach 90. zostały przekazane przez Rosję do Polski i trafiły do Centralnego Archiwum Wojskowego w Rembertowie (dzisiaj Wojskowe Biuro Historyczne – red.). Dokumenty nie były pełne, ale udało się ustalić konkretne lokalizacje pochówków niektórych osób – opisuje prok. Rabiega.

– Dzisiaj nie ma już śladu po łagrach, w których przebywali Polacy. Trzeba jednak robić wszystko, aby takie miejsca odnaleźć i oznaczyć – uważa Mariusz A. Bondarczuk, dziennikarz, który bada m.in. deportacje Polaków z okolic Przasnysza (jego ojciec i dziadek trafili do łagru w Stalinogorsku).

Politycznie niepewni

Prokurator Rabiega ustalił, że selekcja osób przeznaczonych do wywózki nie była przypadkowa. Rozpracowaniem środowisk AK wyznaczonych do deportacji zajmowały się oddziały zwiadowcze sowieckiego kontrwywiadu wojskowego Smiersz oraz NKWD działające na tyłach frontu jako oddziały partyzanckie. Pomagali im członkowie komunistycznych oddziałów Gwardii Ludowej i Armii Ludowej.

– Nierzadko jedynymi kryteriami stanowiącymi podstawę do zatrzymania było posiadanie kenkarty, czyli dowodu tożsamości wydawanego przez niemieckie władze okupacyjne. Takie osoby traktowano jak współpracowników Niemców – tłumaczy Rabiega.

Jak mówi, władze sowieckie postępowały na zasadzie „najpierw aresztować, deportować, a dopiero potem ustalić, czy istniały do tego podstawy".

Formalną podstawę prawną deportacji stanowiło porozumienie z 26 lipca 1944 r. pomiędzy Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego (tymczasowy komunistyczny rząd) a rządem ZSRR, podpisane przez Edwarda Osóbkę-Morawskiego i Wiaczesława Mołotowa. PKWN pozwolił, aby w ramach oczyszczania zaplecza frontu aresztować „niepewnych politycznie Polaków".

Transporty śmierci

Osoby przeznaczone do deportacji najpierw trafiały do nadzorowanych przez NKWD obozów filtracyjnych w Ciechanowie, Działdowie, Białymstoku i Iławie. Potem wywożono je pociągami. Prokurator ustalił niektóre terminy transportów, zwykle w każdym z nich na wschód jechało 1–2 tys. osób. Ludzi ładowano do nieogrzewanych towarowych wagonów. Nie dostawali jedzenia i picia. Wielu ginęło w drodze.

Przykład? 21 lutego 1945 r. wyruszył transport z 2028 osobami. Zanim 6 lub 9 marca dotarł do Stalinogorska (obecnie Nowomoskowsk; ponad 200 km na południe od Moskwy), 174 z nich zmarły.

W innym transporcie, który 25 marca 1945 r. dotarł do miejscowości Bokowo-Antracyt (w regionie Donbasu na dzisiejszym wschodzie Ukrainy), zmarło 900 osób.

Większość wywożonych trafiała do łagrów zlokalizowanych w Stalinogorsku i okolicznych miejscowościach (patrz mapka), a część transportowano jeszcze dalej na południe: do Saratowa i wspomnianego Donbasu.

Prokurator Rabiega ustalił dane łącznie kilkudziesięciu zmarłych w obozie nr 26 w Skopinie chowanych na przyobozowych cmentarzach w Stalinogorsku i pobliskich: Pobiedince, Tule-Szczokinie, Miassie i Bakszejewie. Te cmentarze dziś najprawdopodobniej nie istnieją.

– Funkcjonował także cmentarz szpitala specjalnego NKWD w pobliżu Skopina, on być może nadal istnieje – dodaje Mariusz Bondarczuk.

Według prokuratora śmiertelność wśród wywiezionych Polaków sięgała w zależności od łagru od kilku do 30 proc. Ciała chowano w zbiorowych mogiłach tylko latem. Przez okres mrozów leżały na ziemi. Niekiedy żerowały na nich dzikie zwierzęta.

Jak w obozie koncentracyjnym

Warunki panujące w obozach znamy m.in. dzięki Marianowi Klajnerowi ps. Kloc, żołnierzowi Kedywu AK z Podkarpacia, który na początku 1945 r. przez Białystok został deportowany do łagru nr 21 Stalinogorsk-Uzłowaja. Razem z nim przebywali tam żołnierze AK i Batalionów Chłopskich z okolic Rzeszowa, powstańcy warszawscy, ale też Rosjanie zwolnieni z fińskiej niewoli.

Po powrocie Klajner opisał dwutygodniową podróż bydlęcym wagonem, w trakcie której zmarło kilka osób, i katorżniczą pracę na miejscu. Pracował w kopalni węgla, która była zalana wodą. Gdy górnicy wychodzili na zewnątrz, ich mokre ubrania zamarzały. Dwa razy dziennie dostawali zupę, tzw. bałandę (ze zgniłych odpadków warzyw) oraz 10 dkg chleba. „To była mozolna praca o głodzie" – wspominał.

Gdy na początku 1946 r. Klajner wrócił do kraju, nie poznała go żona. Ważył wtedy 36 kg.

– W czasie śledztwa uzyskałem relacje pokrzywdzonych, którzy byli więźniami zarówno niemieckich obozów koncentracyjnych, jak i sowieckich łagrów. Wskazywali, iż niczym się w zasadzie nie różniły – mówi prokurator Rabiega.

Historia
Paweł Łepkowski: „Największy wybuch radości!”
Historia
Metro, czyli dzieje rozwoju komunikacji miejskiej Część II
Historia
Krzysztof Kowalski: Cień mamony nad przeszłością
Historia
Wojskowi duchowni prawosławni zabici przez Sowietów w Katyniu będą świętymi
Historia
Obżarstwo, czyli gastronomiczne alleluja!
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem