Instytut zakupił właśnie w Augustowie od prywatnego właściciela tzw. Dom Turka, w którym zaraz po wojnie urzędowało NKWD i UB.
Po przeprowadzeniu badań archeologicznych, a także sprawdzeniu stanu technicznego budynku (jest on w bardzo złym stanie) rozpoczną się prace, aby dostosować go do potrzeb placówki muzealnej. Znajdzie się w nim muzeum poświęcone Obławie Augustowskiej. Na razie trudno powiedzieć, kiedy zostanie otworzone, ale prace mogą potrwać około dwóch lat. Instytut Pileckiego apeluje o zgłaszanie się osób, które mogą udostępnić pamiątki i dokumenty związane z Obławą Augustowską lub były świadkami tamtych wydarzeń.
Wybudowana w 1900 r. kamienica położona jest w Augustowie przy ulicy 3 Maja 16. W latach 30. XX wieku mieściła się w niej cukiernia prowadzona przez bośniackiego imigranta Kamila Tiakosza, nazywanego „Turkiem". Po zajęciu tych terenów przez Sowietów w 1939 r. budynek zajęło NKWD. W podziemiach zorganizowano areszt (do dzisiaj zachowały się cele). Po agresji niemieckiej na ZSRR budynek zajęły władze niemieckie. Pozostawał on w ich rękach do zajęcia Augustowa przez Armię Czerwoną w 1944 r. Wtedy do budynku przy ul. 3 Maja na krótko powróciło NKWD, a od stycznia 1945 r. obiekt przejęli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Augustowscy ubecy zamordowali co najmniej kilkadziesiąt osób. W trakcie badań archeologicznych naukowcy sprawdzą, czy w piwnicach budynku lub na pobliskiej działce są pochowane ich ofiary.
W lipcu 1945 r. żołnierze Armii Czerwonej, funkcjonariusze sowieckiej bezpieki wspierani przez funkcjonariuszy UB rozpoczęli obławę w lasach w rejonie Augustowa, Suwałk i Sejn. Jednostki sowieckie przeczesały obszar Puszczy Augustowskiej i zatrzymały ponad 7 tysięcy osób. Część z nich przesłuchiwano w Domu Turka.
Po przejściu „weryfikacji" część zatrzymanych została wypuszczona do domu, około 500 przekazano do dyspozycji służb bezpieczeństwa Litewskiej SRS. Z rosyjskich dokumentów archiwalnych wynika, że 592 osoby uznano za członków „band Armii Krajowej" , Sowieci zamordowali ich w nieznanym miejscu. Los kolejnych 900 jest wciąż nieznany. Być może ich ciała zostały pochowane w pasie granicznym z Białorusią lub w okolicach wsi Kalety. Białorusini i Rosjanie odmawiają pomocy w ustaleniu ich losów.