13 grudnia 1981 roku wypadał w niedzielę. W poniedziałek pracownicy zakładów Predom Polar na wrocławskim Psim Polu, przyszli do pracy. Większość to mieszkańcy podwrocławskich gmin, niewielkich miasteczek i wsi. W Solidarność uwierzyli do tego stopnia, że chcieli współzarządzać swoim przedsiębiorstwem. Stan wojenny odebrał im to marzenie.
14 grudnia, Krzysztof Zadrożny, członek Komisji Zakładowej i zarządu regionu NSZZ „S": Przyszedłem do zakładu i zacząłem rozmawiać z ludźmi, większość była za tym, żeby coś zrobić, żeby podjąć strajk. Zaczęła się przepychanka. My staliśmy, protestując, a dyrekcja usiłowała uruchomić produkcję. Poszczególne wydziały jednak stawały. Stanęła pierwsza, a potem druga zmiana. Ok. 20 dyrekcja wymusiła „na chłodziarkach", pod groźbą zwolnienia z pracy, żeby produkcja na trochę ruszyła.
15 grudnia, Małgorzata Calińska-Meyer (szefowa NSZZ „S" w Polarze od 1989 roku do dziś): Powstał jawny komitet strajkowy: Henryk Dydo – przewodniczący, Krzysztof Kuna, Bogdan Krzyżosiak, no i Barbara Litwiniuk, która już po 24 godzinach okazała się najważniejszą dziewczyną w Polarze. Ich decyzja o ujawnieniu się podziałała na załogę mobilizująco. Oni podjęli ryzyko, wiedzieli przecież, że to może skończyć się długoletnim wyrokiem lub internowaniem.
Powstały też dwa trzyosobowe tajne komitety strajkowe (TKS) (w jednym m.in. Przemysław Bogusławski i Krzysztof Zdrożny), ubezpieczenie na wypadek aresztowania członków JKS.
Małgorzata Calińska-Meyer: Dyrektor wierzył, że przekona załogę na zebraniu. Zarządził głosowanie nad strajkiem. A przewodniczący Dydo powiedział do ludzi: „Jak chcecie chodzić w walonkach, to zagłosujecie przeciw". Więc zagłosowali za. Dyrektor wściekł się i wyszedł. A załoga była już w tym momencie na dobre scementowana. W dodatku można było korzystać ze sprzętu nagłaśniającego, który nieopatrznie pozostawił na hali dyrektor.