Rzeczpospolita: Przypadający na 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych to okazja do oddania hołdu tym, którzy podjęli zbrojną walkę przeciwko komunistom. Jednak stanowią oni tylko część społecznego oporu wobec kształtującej się po wojnie nowej władzy.
Piotr Semka, publicysta "Do Rzeczy": To święto powinno upamiętniać tych, którzy ryzykowali najwięcej i byli najczęściej eksterminowani, czyli żołnierzom oporu leśnego. Ale w okresie pomiędzy rokiem 1944 a 1956, możemy wyróżnić wiele form opozycji antykomunistycznej. Po pierwsze był to ruch wydawniczy i pisemka podziemne związane bardzo często z tym, co czuli Polacy. W drugiej kolejności można wymienić tradycję Polskiego Stronnictwa Ludowego Stanisława Mikołajczyka. Działacze tego ugrupowania tuż po wojnie byli mordowani, a ogromny ruch społeczny został zduszony w ciągu zaledwie dwóch lat. Trzecim elementem był cywilny ruch oporu, czyli konspiracja polityczna. Kolejny epizod, o którym zapominamy, to działalność kurierów Delegatury Rządu na Kraj. To oni, krążąc pomiędzy Europą Zachodnią a Polską, przekazywali pieniądze albo instrukcje polityczne. Ostatnią część stanowiła konspiracja licealno-młodzieżowa, która była w największym stopniu bezbronna, niedoświadczona i także poniosła największe ofiary.
A co z zaangażowaniem zwykłych Polaków?
Nie wolno nam zapomnieć o tzw. cichym ruchu oporu. Polegał na pomocy sąsiedzkiej, czy też przyjacielskiej dla rodzin aresztowanych i ukrywających się przed władzą. Najlepszym przykładem tego typu działalności jest postać przedwojennego wojewody wołyńskiego Henryka Józewskiego, któremu udało się ukrywać przez kilka lat i został aresztowany dopiero w 1953 roku.
Dlaczego ten opór pozostaje w cieniu akcji oddziałów leśnych?