Propaganda sowiecka stworzyła mit narodów imperium zjednoczonych w walce z hitlerowską agresją. Także dziś monolit wojennego ruchu oporu pozostaje fundamentem polityki historycznej, scalającej wielonarodową Rosję. Jednak w tej samej Rosji funkcjonuje równoległy pogląd, że radziecka kolaboracja lat 1941–1945 była przejawem drugiej, po prowadzonej w latach 1918–1921, wojny domowej. Jak zatem nazwać radzieckich współpracowników III Rzeszy? Zdrajcami czy uczestnikami antykomunistycznego powstania? Zważywszy na liczby, kwestia jest niebagatelna, bo tylko w uzbrojonych formacjach kolaboracyjnych służyło grubo ponad milion osób, w tym spora grupa generałów Armii Czerwonej.
Brzozowa swastyka
Oficjalna historia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej głosi, jakoby od 22 czerwca 1941 r., czyli dnia hitlerowskiej napaści, internacjonalistyczne imperium zjednoczone bolszewicką ideologią stawiło najeźdźcom bohaterski opór. Propaganda kreowała symbole nieugiętej postawy, takie jak postać komsomołki Zoi Kosmodiemiańskiej, dywersantki NKWD powieszonej przez Niemców pod Tambowem. Wielokrotnie przywoływano także fenomen moskiewskiego opołczenija, czyli bohaterskiego pospolitego ruszenia, które rzekomo zatrzymało pancerną ofensywę Guderiana. Tymczasem prawda była taka, że dziesiątki tysięcy moskwian uzbrojonych w stare karabiny, które Stalin rzucił pod Wiaźmę, zostało zmasakrowanych w okrążeniu przez niemieckie czołgi.
To niepodważalne fakty i w żaden sposób nie można zaprzeczyć 27 milionom wojennych ofiar, a więc ogromnej daninie krwi wszystkich narodów imperium. Jednocześnie to tylko część skomplikowanego obrazu radzieckiego społeczeństwa czasu wojny. Bo, jak twierdzi historyk – profesor Oleg Budnickij, sytuacja wcale nie była czarno-biała. Odcieniem szarości kładzie się na niej między innymi entuzjastyczne powitanie wojsk hitlerowskich w anektowanych przez ZSRR republikach bałtyckich, zachodniej Białorusi, Besarabii i na Ukrainie. Miejscowa ludność potraktowała niemiecką armię jak wyzwoliciela, z nadzieją na przywrócenie narodowego bytu w hitlerowskiej nowej Europie. Jak się okazuje, takie same uczucia żywiła także ogromna rzesza Rosjan. Oleg Budnickij jest współautorem monografii pod znaczącym tytułem „Dokonało się! Przyszli Niemcy", a rzecz dotyczy właśnie realnych nastrojów i postaw Rosjan. Zresztą sam tytuł to cytat z pamiętnika inteligentki Lidii Osipowej, opublikowanego na Zachodzie pod równie wymownym tytułem: „Dziennik kolaborantki". Wojnę, która zastała Osipową w Carskim Siole, autorka powitała zapisem: „Spadają niemieckie bomby. Bomby wyzwolenia". Obrazowym dopełnieniem tej mało znanej strony mitu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej są niemieckie zdjęcia z epoki, na których chłopi centralnej Rosji masowo witają najeźdźców symbolicznymi, szeroko otwartymi bramami (koniecznie ze swastyką), wykonanymi z najbardziej rosyjskiego drzewa, brzozy. Tymczasem sowieccy historycy przedstawiali zdrajców jako pojedynczych odszczepieńców, a więc zdecydowany margines społeczeństwa. A raczej margines marginesu, bo nawet pospolici bandyci otrzymali możliwość „odkupienia swoich win z bronią w ręku". W zbiorowej świadomości Rosjan pozostali jedynie konformista Własow, psychopata Kamiński, biały ataman Krasnow i oczywiście ukraiński nacjonalista Bandera. Jaka jest więc prawda o „białej plamie historii", czyli radzieckiej kolaboracji?
Kolaboracja, czyli świadomy wybór
Od 22 czerwca 1941 r. do końca 1942 r., czyli w okresie zwycięskich ofensyw Wehrmachtu, hitlerowcy zajęli obszar ZSRR od przedmieść Leningradu przez Wołgę po wybrzeże Morza Czarnego i granice Kaukazu Północnego, a więc tereny etnicznie rosyjskie. Pod okupacją znalazło się 88 mln mieszkańców, stanowiących 46 proc. całej populacji. Według Budnickiego liczba ludności jest przesadzona, bo ewakuacji podlegał aparat partyjny, administracyjny, represyjny oraz poszczególne kategorie osób, takich jak poborowi i personel przemysłowy. Szacunkowo na terenach okupowanych pozostało więc ok. 70 mln ludzi, których zaskoczył niemiecki blitzkrieg. Nastroje mieszkańców ZSRR, szczególnie tych żyjących w granicach sprzed 1939 r., można określić jako zbiorowy szok, bo radziecka propaganda malowała ewentualny konflikt jako Tour de Europe własnej armii. Jednak zgodnie z rosyjskimi badaniami „ludzie radzieccy" nie poszli za przykładem Francuzów i koniunkturalna kolaboracja nie stała się dominującym zachowaniem na terytorium okupowanym. Prawdziwą przyczyną kolaboracji w ZSRR, i to masowej, była straszliwa spuścizna władzy radzieckiej, która nie tylko wzbudzała nienawiść i wrogość, lecz także zdewastowała pojęcie patriotyzmu.
Dlatego w chwili wybuchu wojny każdy myślący mieszkaniec ZSRR musiał sobie odpowiedzieć na pytanie, po czyjej stronie stoi. Dla wielu hitlerowska agresja była po prostu długo wyczekiwaną, zbawczą interwencją. Pierwszą grupę niezadowolonych stanowiły oczywiście narody inkorporowane w imperium siłą w latach 1939–1940. Drugą, również bardzo liczną, były osoby pamiętające przedrewolucyjne życie i pragnące powrotu dawnych relacji społecznych. Wśród nich przeważali inteligenci, którzy udając lojalnych obywateli ZSRR, żyli w stanie wewnętrznej emigracji, a także ocaleni duchowni. Trzecią kategorię stanowili represjonowani lub raczej rodziny ofiar kolektywizacji oraz masowych stalinowskich czystek. Grupa czwarta to zagnani do kołchozów chłopi. Okazuje się, że jeszcze długo po kolektywizacji radziecka wieś była areną tysięcy antypaństwowych wystąpień, w tym ponad 400 o charakterze powstańczym. Wreszcie ostatnią, piątą kategorię, stanowili poborowi i młodsza oraz średnia kadra oficerska sił zbrojnych. Według raportów NKWD w armii antyradzieckie nastroje w siłach zbrojnych utrzymywały się przez cały okres przedwojenny i nie miały charakteru incydentalnego. Jak zatem podsumował profesor Budnickij, łącznie dwie trzecie ludności terenów okupowanych, a więc ok. 46 mln obywateli ZSRR, było nastawione wrogo do nominalnie własnego państwa. Spośród nich wielu zdecydowało się na aktywną kolaborację, dokonując świadomego wyboru. Współpracę z najeźdźcą potraktowali jako formę ideowej walki z bolszewickim porządkiem. Co ciekawe, szacunki Budnickiego można śmiało rozciągnąć na drugą stronę frontu, wystarczy zajrzeć do wojennych statystyk. Ponad 450 tys. czerwonoarmistów (w tym oficerów) przewinęło się przez sztrafbaty, czyli karne bataliony. Ponad 1,5 mln mężczyzn uchylało się od poboru lub zdezerterowało. Co najmniej 8 mln Rosjan zostało osądzonych za przestępstwa przeciwko socjalistycznej własności i za przestępstwa czasu wojny. Około 5 mln robotników zostało osądzonych za „samowolne opuszczenie miejsca pracy", czyli próbę ucieczki z przymusowych robót.