Turyści o bitwie gorlickiej dowiadują się najczęściej dopiero, gdy w zaroślach Beskidu Niskiego natkną się przypadkiem na cmentarz o dziwacznej, pompatycznej architekturze. To jedna z wielu nekropolii, jakie jeszcze przed końcem I wojny światowej zostawił tu austro-węgierski Kriegsgraber Abteilung.
Rzędy krzyży zachodniochrześcijańskich i prawosławnych stoją na nich w porządku prawdziwie ekumenicznym, a różnorodność pisowni nazwisk na emaliowanych tabliczkach przypomina spis języków z biblijnej wieży Babel. Pochodzą z całkiem innych czasów, gdy szczyty gór zamiast lasów pokrywały rozległe pastwiska i nic nie przesłaniało widoków na doliny po obu stronach Karpat. Łagodne przełęcze bardziej wtedy łączyły, niż oddzielały Galicję od Niziny Węgierskiej. Wielka Wojna sprawiła, że na te wzgórza padł uważny wzrok aż trzech mocarstw.