Reklama

IPN: Karać za żelazną kurtynę pod prądem

IPN chce ukarania osób odpowiedzialnych za instalowanie elektrycznej zapory między Czechosłowacją a Austrią.

Aktualizacja: 11.06.2017 16:32 Publikacja: 11.06.2017 00:01

Obecna granica austriacko-węgierska, granica obok miejscowości Sopron

Obecna granica austriacko-węgierska, granica obok miejscowości Sopron

Foto: Wikimedia Commons/ domena publiczna

Pion śledczy IPN w Krakowie prowadzi śledztwo dotyczące osób, które zostały śmiertelnie porażone prądem przy przekraczaniu granicy czechosłowacko-austriackiej. Na liście ofiar jest 30 Polaków.

Postępowanie dotyczy zbrodni komunistycznej, stanowiącej jednocześnie zbrodnię przeciwko ludzkości, popełnionej na obywatelach polskich w latach 1948–1989. Sprawcami zabójstw byli funkcjonariusze różnych służb komunistycznej Czechosłowacji.

Prokurator ma już m.in. dokumentację na ten temat odnalezioną w Oddziałowym Archiwum IPN w Krakowie, materiały przekazane przez Czeski Urząd Dokumentacji i Badania Zbrodni Komunizmu. Śledczy poszukują teraz bliskich osób, które zginęły przy próbie pokonania ogrodzenia pod napięciem na granicy. Chcą ich przesłuchać w charakterze świadków. Z wydanego w czwartek komunikatu IPN wynika, że „osoby mogące ponosić odpowiedzialność karną ze te przestępstwa żyją na terenie dawnej Czechosłowacji".

– Przygotowujemy wnioski do strony czeskiej dotyczące przekazania materiałów z prowadzonych w przeszłości postępowań przez tamtejsze organy ścigania – mówi nam Waldemar Szwiec, naczelnik krakowskiego pionu śledczego IPN. W materiałach tych są m.in. dane dotyczące obsady punktów granicznych, dokumentacja dotycząca sposobu zabezpieczenia granicy, a także poleceń wydanych na najwyższym szczeblu.

Przy wyjaśnianiu tej zbrodni nasi śledczy współpracują z Platformą Europejskiej Pamięci i Sumienia, która powołana została w 2011 r., a IPN jest jednym z 21 członków założycieli. Cele Platformy to współpraca na rzecz rozpowszechniania wiedzy dotyczącej systemów totalitarnych i upamiętnianie ofiar zbrodniczych reżimów. Jeden z jej projektów dotyczy powołania międzynarodowego trybunału, który zająłby się rozliczeniem zbrodni komunistycznych. Na początku przyszłego tygodnia w Warszawie odbędzie się spotkanie władz IPN z kierownictwem tej organizacji.

Reklama
Reklama

Z badań przeprowadzonych przez historyków IPN Moniki Bortlik-Dźwierzyńskiej i Marcina Niedurnego, autorów publikacji „Uciekinierzy z PRL", wynika, że od 1949 r. stopniowo granica Polski była wzmacniana. Tam, gdzie pojawiało się najwięcej uciekinierów, wznoszono wieże obserwacyjne, stawiano zapory i ogrodzenia z drutu kolczastego, zakładano urządzenia sygnalizacyjne. Budowano też pas zaoranej ziemi o szerokości kilkunastu metrów. Groźniejsze przeszkody czekały jednak na uciekinierów wzdłuż granicy między Czechosłowacją a Niemcami i Austrią. Wsie pograniczne wysiedlono, a budynki wyburzano.

Na początku lat 50. komendant Czechosłowackiej Straży Granicznej Ludvik Hlavaczka (nieosądzony, zmarł w Pradze w 2005 r. w wieku 94 lat) wpadł na pomysł śmiercionośnego uszczelnienia południowej granicy. Na jego rozkaz między dwoma barierami zasieków umieszczone zostały sowieckie miny przeciwpiechotne, zainstalowane zostały też blokady elektryczne pod napięciem 3–6 tys. woltów.

O zagrożeniu minami czy prądem nie informowały znaki ostrzegawcze, dlatego uciekinierzy o nim nie wiedzieli. Z badań IPN wynika, że między wrześniem 1952 r. a sierpniem 1965 r. (do tego czasu działała zapora elektryczna) na granicy czechosłowacko-austriackiej zginęło ok. 30 Polaków. W sumie zaś poniosło tam śmierć co najmniej 428 osób, m.in. w okolicach czeskiego Mikulova, a także miejscowości Znojmo.

Ofiarami elektrycznej kurtyny byli też pogranicznicy. W wyniku porażenia prądem zginęło 22 czechosłowackich funkcjonariuszy, a 60 się utopiło.

Wśród polskich ofiar czechosłowacko-austriackiej granicy był m.in. Józef Korniluk, uczestnik wojny polsko-sowieckiej, aresztowany przez NKWD po 17 września 1939 r. i wywieziony do łagru. Wyszedł on z bolszewickiej Rosji wraz z armią generała Andersa. Po wojnie wrócił do Polski, aby odnaleźć bliskich. Nie odnalazł żony i dzieci, dlatego zdecydował się na ucieczkę na Zachód. We wrześniu 1952 r. został porażony prądem w chwili, gdy przeczołgiwał się pod zaporą z drutu kolczastego.

W taki sam sposób latem 1953 r. zmarł Tadeusz Golec, osiemnastolatek pochodzący z Kóz koło Bielska-Białej. Marzył o tym, aby iść do seminarium, ale nie w Polsce. Na granicy zginął też Tadeusz Bernat, który pierwszy raz próbował uciekać w 1954 r., ale wtedy dostał się do strefy sowieckiej w Austrii. Złapany, został odesłany do kraju. W 1962 r. ponowił próbę. Zginął na drutach w pobliżu miasta Znojmo.

Reklama
Reklama

Według historyków czeskiego Urzędu Dokumentacji i Badania Zbrodni Komunizmu ciała ofiar granicy były przekazywane do kremacji albo chowane w ziemi na terenie innym niż ostatnie miejsce zamieszkania.

Pogrzeb miał się odbyć w tajemnicy, a mogiła nie mogła być oznaczona nazwiskiem.

Historia
Artefakty z Auschwitz znów na aukcji w Niemczech. Polski rząd tym razem nie reaguje
Historia
Julia Boyd: Po wojnie nikt nie zapytał Niemców: „Co wyście sobie myśleli?”
Historia
W Kijowie upamiętniono Jerzego Giedroycia
Historia
Pamiątki Pierwszego Narodu wracają do Kanady. Papież Leon XIV zakończył podróż Franciszka
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama