Gdy jesienią 1987 roku bezpieka wpadła do mieszkania Kornela Morawieckiego, aresztując go po sześciu latach ukrywania się, natychmiast – w obawie przed odbiciem – został przetransportowany śmigłowcem do Warszawy. Jeden z esbeków nie taił zdziwienia, że przywódca Solidarności Walczącej nie ma przy sobie broni. Morawiecki odpowiedział, że jak zostanie powieszony, to następca będzie uzbrojony w uzi...
Dialog ten dowodził nie tylko słabego rozpracowania przez Służbę Bezpieczeństwa struktur tej organizacji, ale także strachu, jaki budziła wśród komunistów. Powołana została w czerwcu 1982 r. we Wrocławiu przez środowisko skupione wokół działacza przedsierpniowej opozycji i Solidarności – fizyka z Uniwersytetu Wrocławskiego Kornela Morawieckiego. Programem Solidarności Walczącej była zdecydowana i bezkompromisowa walka z komunizmem w sojuszu z uciemiężonymi krajami Europy Wschodniej, a jej celem niepodległość. Nie zabiegała o porozumienie z komunistyczną władzą z obcego nadania, ale „chciała tę władzę pozbawić władzy". Nie wierzyła w reformowalność komunizmu.
Nawiązaniem do tradycji zmagań z okupantem sowieckim i niemieckim był także znak SW stylizowany na symbol Polski Walczącej – kotwica oznaczająca nadzieję pierwszych chrześcijan i litera „S" symbolizująca solidarność.
Organizacja nie łączyła też większych nadziei z polityką Michaiła Gorbaczowa. „Pieriestrojka była z góry zaplanowaną transformacją komunizmu, obliczoną na wzmocnienie systemu. (...) Nie mogłem popierać pieriestrojki, ponieważ nam, Solidarności Walczącej, zależało przede wszystkim na rozbiciu imperium. Pochodną negatywnego stosunku do komunizmu było popieranie działań wolnego świata wszędzie tam, gdzie starał się stawiać opór Sowietom" – tłumaczył Morawiecki i pytał „Czy w afgańskie góry uda się kiedyś polski legion ochotniczy sformowany z tak licznej najnowszej emigracji polskiej?". Komuniści byli dla SW uzurpatorami z obcego nadania, a na ich „rękach była krew tysięcy patriotów zamordowanych w latach 40. i 50. pod osłoną i przy współudziale Sowietów".
Solidarność Walcząca zyskała duże poparcie wśród młodzieży; krytycznie oceniała rozmowy Okrągłego Stołu. „Część elit, które to porozumienie zawierały, była skażona agenturalnością już u samego korzenia Solidarności (...). Jednak większość elit zdradziła, nie zdając sobie sprawy, że zdradza. Zabrakło im trochę wiary i wyobraźni, że można, że komunizm jest do pokonania na wyciągnięcie ręki" – oceniał przywódca SW, który został zapamiętany, jak w wyborach w 1990 r. przewrócił w telewizyjnym studiu okrągły stół. Za swój antykomunizm i bezkompromisowość ludzie SW zapłacili wysoką cenę, w III RP zepchnięto ich na margines i w niepamięć, na co nigdy nie godził się Instytut Pamięci Narodowej.