Pod względem popularności dystansuje on nawet Władimira Putina. Z jednej strony Rosjanie wydają się świadomi ogromu zła wyrządzonego przez Stalina, z drugiej nadal żywią całkowicie irracjonalne przekonanie, że jego bezwzględne rządy przyczyniły się do sowieckiego zwycięstwa nad III Rzeszą.
Wiara w słuszność zbrodniczej polityki Stalina jest efektem 70 lat indoktrynacji. Historiografia radziecka zawsze przedstawiała inwazję z 22 czerwca 1941 r. jako niczym niesprowokowaną agresję na państwo, które kierowało się polityką pokojową. W 1977 r. rząd ZSRR wydał specjalną instrukcję określającą sposób przedstawiania przyczyn wybuchu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i portretowania Stalina jako wielkiego wodza, który uratował ojczyznę. Uczniowie i studenci niezmiennie od siedmiu dekad są indoktrynowani, że Józef Stalin nigdy nie planował ataku na Niemcy. Rosyjskie podręczniki pomijają fakt, że w latach 1937–1939 opętany obsesją poszukiwania zdrajców Stalin kazał zabić 42 wysokich dowódców Armii Czerwonej, w tym aż trzech z pięciu marszałków, sześciu dowódców armii i dwóch dowódców marynarki. Straty w kadrach dowódczych wynosiły ponad 60 proc. Stalin kazał zabić 579 z 733 najwyższych rangą i najlepiej wykształconych oficerów. Dlatego w czerwcu 1941 r. zaledwie 7 proc. oficerów miało ukończone studia i wiedzę wyniesioną z akademii wojskowych. Nie oznaczało to wcale, że Stalin dążył do rozbrojenia Armii Czerwonej. Bynajmniej. Większość jego decyzji wskazywała, że szykuje wielką ofensywę przeciw Niemcom i marsz na Europę. Świadczą o tym dane statystyczne. W 1933 r. Armia Czerwona liczyła 885 tys. żołnierzy, cztery lata później ich liczba przekroczyła 1,4 mln, w 1939 r. pod bronią znajdowało się już 2,1 mln ludzi, a w czerwcu 1941 r. niemal 5 mln, czyli o 1,4 mln więcej niż w Wehrmachcie. Stan liczebny Armii Czerwonej rósł zatem w niebywałym tempie.