Trudno w kwadrans pokonać zamknięte granice, różnice językowe i wzajemny brak zaufania, by powstrzymać maszynerię zagłady. Dlatego symbolem zimnej wojny stała się słynna linia telefoniczna, rzekomo łącząca Kreml z Białym Domem. Mityczny telefon, budzący władców czerwonego guzika o trzeciej nad ranem, na dekady opanował masową wyobraźnię, choć naprawdę nigdy nie istniał. Prawdziwy system był bardziej skomplikowany.
Atomowy poker
Kiedy w 2005 r. Thomas Schelling odbierał Nagrodę Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych, od dawna cieszył się wpływami poza światkiem akademickim. Już w latach 40. przewijał się przez gremia doradcze Białego Domu, a wkrótce zasilił skład słynnej RAND Corporation – potężnego trustu mózgów, stworzonego do współpracy z Departamentem Obrony i amerykańskim lotnictwem. Może dziwić obecność ekonomisty w think tanku obmyślającym strategię zwycięskiej wojny atomowej ze Związkiem Sowieckim. Wszelako RAND nie zatrudnił Schellinga do układania budżetu, lecz jako specjalistę od zarządzania ryzykiem, znanego z nowatorskich badań nad teorią gier. Wkrótce po opuszczeniu korporacji na świat przyszła jego słynna „Strategia konfliktu". W ogromnym uproszczeniu: Schelling rozumiał zimną wojnę jako sytuację przetargową, którą niekoniecznie wygra bardziej zdeterminowany przeciwnik, a chwiejność może być skuteczniejsza od jednoznacznej gwarancji odwetu. Co jednak, gdy sytuacja wyrwie się spod kontroli?
Nie wiadomo, jak do szacownego profesora Harvardu trafiła drugorzędna powieść sensacyjna zalegająca wśród historii o inwazjach kosmitów. Jednakże książka „Red Alert" Petera George'a zwróciła uwagę Schellinga na przemilczaną dotychczas kwestię. Nikt nie znał odpowiedzi, jak reagować na ludzki błąd, zwykłą awarię lub użycie broni jądrowej przez jakiegoś szaleńca. Wbrew pozorom powieść nie była wyssaną z palca fantazją. W pierwszym wydaniu książki, na Wyspach Brytyjskich zatytułowanej „Two Hours to Doom", pisarz krył się za pseudonimem Peter Bryand, ponieważ był czynnym oficerem RAF, nieźle zorientowanym w procedurach i technologii wojennej.
Pomimo zapewnień Pentagonu w bombowcach strategicznych znajdowały się narzędzia autoryzacji pozwalające uzbroić głowice bez rozkazu najwyższego dowództwa. Teoretycznie, działając w porozumieniu, załoga mogła samowolnie zdetonować bomby nad Związkiem Sowieckim. Co by się stało, gdyby przeciwnik zinterpretował wypadek jako zamierzony atak jądrowy i automatycznie zareagował pełnym odwetem? We wszystkich przypadkach kluczowym problemem był niedostatek łączności między mocarstwami.
Schelley, nie kryjąc popkulturowej inspiracji, zamieścił uwagi do powieści w naukowym periodyku, skąd trafiły w ręce wschodzącej gwiazdy Hollywood – Stanleya Kubricka. Zachwycony reżyser, częściowo współpracując z Schelleyem, zmienił powieść w scenariusz okrutnej farsy, znanej jako „Dr Strangelove, czyli jak przestałem się bać i pokochałem bombę". W filmie występuje gorąca linia, gdy fikcyjny prezydent Muffley dzwoni do tow. Kissowa na Kremlu. Jednak w 1958 r. nic podobnego nie mogło się zdarzyć – nawet w obliczu apokalipsy. Wspólnie z asystentem sekretarza stanu Gerardem C. Smithem i innymi osobistościami Schelley forsował konieczność nawiązania bezpośredniej łączności z Kremlem, ale politycy i wojsko reagowali na pomysł otwartą wrogością.