Rzeczpospolita: W sobotę, 7 października, minie 10 lat od śmierci Luciany Frassati – włoskiej działaczki społecznej, która w czasie wojny uratowała ponad setkę Polaków z rąk Niemców. Jak tego dokonała?
Jarosław Mikołajewski: Jeszcze przed wojną Luciana Frassati związała się z Polską poprzez swego męża – niezwykle utalentowanego dyplomatę Jana Gawrońskiego. Wkrótce uznała Polskę za swoją drugą ojczyznę. Gdy wybuchła wojna bardzo aktywnie włączyła się w pomoc Polakom. Aż siedmiokrotnie przyjeżdżała do okupowanej Warszawy. Jedną z najbardziej brawurowych akcji, jakiej się podjęła, było namówienie wysokiego funkcjonariusza Gestapo na wywiezienie z Polski pewnej zaufanej osoby, którą przedstawiła jako swoją guwernantkę. A w rzeczywistości była to żona gen. Władysława Sikorskiego – Helena. Ponadto wielokrotnie rozmawiała z Benito Mussolinim, którego informowała o sytuacji w okupowanej Polsce. Poprosiła go nawet o interwencję w sprawie uwięzionych przez Niemców profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dzięki temu uwolniono ponad sto osób.
Czy można zatem powiedzieć, że Luciana Frassati należy do grona największych bohaterów Polski?
Moim zdaniem tak, ale nie powinniśmy porównywać bohaterstwa poszczególnych osób tamtego okresu, jak np. Jana Karskiego czy Ireny Sendlerowej. Frassati niewątpliwie była dzielna i poświęcała się dla Polski, ale miała też ułatwione zadanie. Wykorzystywała do tego obywatelstwo włoskie i sojuszniczy stosunek faszystowskiego rządu Mussoliniego do III Rzeszy. Ale z drugiej strony także wiele ryzykowała. Interesowało się nią Gestapo i wywiad niemiecki. Była osobą niezwykle żywą, barwną i na pewno postacią niekonwencjonalną.
A jak zapisała się w pamięci swoich rodaków?