Opuszczony zamek w Pilsach koło Neumarkt podupadł i przemieniał się w odstręczającą ruinę, dopóki nie kupiło go małżeństwo Kurzendörferów. W 1982 r. mijał rok, odkąd zaczęli przywracać życie zapomnianej budowli, gdy w stercie gruzu znaleziono na wpół spróchniałą figurkę konia. Skrawek drewna przyniósł nagły rozgłos zamkowi, a stara zabawka jak magnes ściągnęła do wsi media i turystów.
Artefakt, zamiast trafić na śmietnik, stał się sensacją z powodu poprzedniej mieszkanki zamku, pisarki Klary Höffner, która w 1924 r. odkryła kryjówkę między stropem parteru a podłogą pierwszego piętra. Wewnątrz było trochę zbutwiałych ubrań i słomy oraz sylwetka konia narysowana na ścianie czerwoną kredą. Rozmiary komórki o bokach 4,5 na 2,5 m i wysokości 1,6 m z grubsza zgadzały się z opisem sprzed wieku i choć innych związków tego miejsca z „sierotą Europy" nie było, wyobraźni starczyło do napisania książki.
W zabawce podobnej do tych ze wspomnień Hausera wyznawcy zyskali relikwię, a sam mit wjechał na drewnianym koniku w kolejne stulecie. Zlecone przez właścicieli badania dendrochronologiczne miały ustalić, że drewno pochodziło z dwóch pierwszych dekad XIX w., lecz na tym skończył się wszelki dostęp do znaleziska. Jednak legenda wiodła własny literacki żywot, któremu prawdziwy Hauser nie był do niczego potrzebny. Z życiorysem, w którym pewna jest tylko data śmierci, fantazja nie mogła zresztą obejść się inaczej.
„Sierota Europy" pojawia się na scenie
Nawet wśród naocznych świadków nie było zgody, co widzieli od 26 maja 1828 r., gdy zaczęła się ta dziwaczna historia. W Norymberdze uroczyście obchodzącej Zielone Świątki na Unschlittplatz pewien młody człowiek zwracał na siebie uwagę nędznym chłopskim ubiorem, zachowaniem zdradzającym zagubienie i dziwnym chodem przypominającym kroki niemowlęcia. Nic zresztą dziwnego, bo stopy miał poranione do krwi przez źle dopasowane i podarte trzewiki. Być może na ich widok chłopcem zainteresował się miejscowy szewc Georg Weickmann.
Czego chłopak szukał w mieście, zdradzał list adresowany do rotmistrza Fryderyka von Wesseninga, dowódcy szwadronu w 6. regimencie szwoleżerów. Anonimowy autor podawał się za ubogiego parobka, ojca dziesięciorga własnych dzieci, który półsierotą zajmował się od listopada 1812 r., gdy matka oddała mu pod opiekę kilkumiesięczne niemowlę. Informowano, że dziecko jest wychowane po katolicku oraz potrafi czytać i pisać, choć nie bywało poza domem. Tajemniczy opiekun w dramatyczny sposób zalecał Wesseningowi przyjąć chłopca do wojska albo zabić wedle upodobania. List był datowany w 1828 r. i został napisany na bawarskiej granicy, co można czytać w różny sposób, bo Bayerische Grenze było też nazwą miejsca leżącego w obrębie Neumarkt in der Oberpfalz, miasta odległego o 35 km od Norymbergi.