Rzeczpospolita: Dokładnie 60 lat temu, 25 października 1957 r., przygody uczłowieczonego szympansa Tytusa de Zoo zadebiutowały w piśmie „Świat Młodych". Co takiego miał w sobie ten komiks, że „Tytus, Romek i A'Tomek" odnieśli tak wielki sukces?
Sebastian Frąckiewicz: To zasługa minimalistycznej, surowej kreski, do dziś obecnej w publikacjach prasowych, i specyficznego, opartego na surrealizmie sytuacyjnym poczuciu humoru autora, Henryka Jerzego Chmielewskiego. Bohaterowie przeskakują kadry, podróżują w czasie, uwagę zwraca język, do którego Papcio Chmiel miał ogromne wyczucie – powiedzonka obecne w tych komiksach cytowały przecież całe pokolenia. Poza tym konkurencja nie była duża: w PRL autorów tworzących dobre komiksy było raptem kilkunastu.
W serii Papcia Chmiela znajdziemy trochę propagandy. Dlaczego autorowi się tego nie wypomina?
Dzieci nie obchodziło, czy Tytus działał na rzecz PRL czy nie. Owszem, księgi były różnie sprofilowane, szympans uczłowieczał się przez bycie żołnierzem, ale odwiedzał też Wyspy Nonsensu i trafiał na Dziki Zachód. Bogu, co boskie, cesarzowi, co cesarskie – Papcio Chmiel musiał co jakiś czas wrzucić coś takiego, żeby się obronić. Nachalniejszej propagandy raczej należałoby szukać w komiksach o Klossie i Kapitanie Żbiku. Chyba że założymy, iż propagandą jest promowanie harcerstwa...
Tytus i jego kompani doczekali się ponad 30 ksiąg powstających w latach 1966–2008. Jak ta postać ewoluowała?