Tajemnice ZSRR: Szurawi z Badaber

W połowie lat 80. XX., kilka lat po rozpoczęciu interwencji ZSRR w Afganistanie, w przygranicznym pakistańskim obozie jenieckim, w którym potajemnie przetrzymywano radzieckich żołnierzy, doszło do krwawego buntu.

Aktualizacja: 26.11.2017 21:14 Publikacja: 25.11.2017 23:01

Tajemnice ZSRR: Szurawi z Badaber

Foto: afp

Historia sowieckiej interwencji w Afganistanie nadal kryje wiele tajemniczych epizodów. Do dziś nieznane są prawdziwe straty interwencyjnej armii, w tym liczba zabitych i rannych. Do dziś niewyjaśniony pozostaje los zaginionych żołnierzy, a jedną ze skrzętnie ukrywanych prawd jest faktyczna liczba radzieckich jeńców wojennych. O tym, że tacy byli, świadczył krwawy bunt w pakistańskim obozie Badaber, do którego doszło 26 kwietnia 1985 r.

Braterska pomoc kolonialna

Wbrew rozpowszechnionemu poglądowi radziecka interwencja w Afganistanie, rozpoczęta w 1979 r., nie była pierwszą w historii wzajemnych relacji. Południowy sąsiad Rosji był postrzegany jako strategiczny obszar niezbędny dla dalszej imperialnej ekspansji w kierunku Persji (Iranu) oraz Indii. Próby zwasalizowania Afganistanu były stałym elementem rosyjskiej polityki zagranicznej. Dlatego, jak tłumaczy znany rosyjski publicysta Jewgienij Kisieliow (w latach 80. XX w. wojskowy tłumacz radzieckiej misji w Kabulu), Afganistan znalazł się w polu rosyjskich interesów już w drugiej połowie XIX w. Armia cesarza Aleksandra II zdobyła wtedy emirat Buchary i w pościgu za przeciwnikiem była gotowa sforsować graniczącą z Afganistanem rzekę Amu-darię. Na przeszkodzie stanęły interesy drugiego światowego imperium – brytyjskiego, które samo próbowało włączyć ten kraj w swoją strefę wpływów. Ale jak pokazał przebieg brytyjskich wojen afgańskich, które zakończyły się klęską, nie było to proste zadanie. Dlatego w wielkiej azjatyckiej grze toczonej między obydwoma imperiami Afganistan zachował suwerenność, stając się buforem między brytyjskimi i rosyjskimi koloniami.

Gry nie zahamowały ani I wojna światowa, ani upadek cesarstwa Romanowów. Wręcz przeciwnie: Afganistan był pierwszym państwem, które uznało istnienie Rosji Radzieckiej, za co Lenin już w 1919 r. zrewanżował się sąsiadowi kolosalną, jak na ówczesne warunki i stan sowieckiej gospodarki, pomocą 500 tys. dolarów. Afgański król Amanullah Chan stał się pożądanym sojusznikiem Moskwy i już w 1924 r. na prośbę Kabulu, lotnictwo Szurawi, jak w Afganistanie nazywają Rosjan, bombardowało oddziały antykrólewskich buntowników. Rok później sowiecki korpus interwencyjny po raz pierwszy w historii przekroczył granice południowego sąsiada, wspierając chwiejący się tron królewski. Został wycofany po 12 miesiącach, ale jego miejsce zajęli doradcy wojskowi, którzy budowali armię afgańską. Przy okazji Szurawi otwierali szpitale i szkoły, a co gorsza, namówili władcę, aby uwolnił kobiety od noszenia tradycyjnej osłony twarzy. I właśnie ta reforma wywołała kolejny bunt feudalnego społeczeństwa - w 1928 r. islamska opozycja obaliła Amanullaha Chana. W Afganistanie nastąpił czas chaosu, któremu kres położyła sowiecka operacja specjalna. Kilkuset czerwonoarmistów przebranych za Afgańczyków osadziło na tronie nowego, proradzieckiego władcę – Mohammada Nader Szaha. Również i tym razem Stalin wycofał szybko swoje oddziały, do czego przyczyniła się ostra reakcja Londynu zaniepokojonego umacnianiem się komunistycznych wpływów zagrażających perle w koronie brytyjskiego imperium, czyli Indiom. Ale kolejne radzieckie wtargnięcie miało miejsce już w 1930 r. W pościgu za oddziałami basmaczy (zbrojnej opozycji antysowieckiej w Azji Centralnej i na Południowym Kaukazie) Armia Czerwona weszła na 50 km w głąb Afganistanu. Kabul nie tylko nie zaprotestował, ale przyłączył się do operacji, biorąc basmaczy w kleszcze.

Dopiero po śmierci Stalina ZSRR zmienił strategię, ale nie cele polityki afgańskiej. Nikita Chruszczow przeniósł punkt ciężkości dwustronnych relacji na płaszczyznę ekonomiczną. Zaoferował Afganistanowi ogromną pomoc gospodarczą, finansując koszty miejscowego planu gospodarczego. Radzieccy inżynierowie budowali elektrownie, a przede wszystkim drogi łączące Afganistan z resztą świata. Afgańscy oficerowie i lekarze kształcili się masowo w uczelniach ZSRR, a armia była wyposażona w radziecki sprzęt. Dlatego były radziecki dyplomata Dmitrij Olszański twierdzi, że stosunki między Moskwą a Kabulem nigdy nie były tak dobre, jak w epoce kolejnego szacha Afganistanu Muhammada Zahir Chana, a Szurawi byli pożądanymi gośćmi w tym kraju.

Podobną opinię podtrzymywał nawet Ahmad Szah Masud, najwybitniejszy dowódca późniejszego antykomunistycznego oporu. Ten syn feudalnego właściciela ziemskiego studiował w latach 70. XX w. na kabulskiej Politechnice pod okiem radzieckich wykładowców, których darzył ogromnym szacunkiem. Nie mógł tego powiedzieć o intencji sowieckiej pomocy, czyli zamiarze wciągnięcia Afganistanu w orbitę komunistycznych porządków, co w 1979 r. udowodniła kolejna radziecka interwencja zbrojna.

Okrutna wojna

Zgodnie z informacjami Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, w czasie internacjonalistycznej pomocy ZSRR zabitych zostało od 1,5 do 2 mln Afgańczyków, a kolejne 2 mln opuściły tereny walk, przenosząc się głównie do sąsiedniego Pakistanu. Według generała Borysa Gromowa, ostatniego dowódcy 40. Armii Radzieckiej stacjonującej w latach 1979–1989 w Afganistanie, przez jej szeregi przewinęło się ok. 600 tys. żołnierzy. Oficjalne dane mówią, że 15 tys. z nich poległo, a ponad 50 tys. odniosło rany. Sowiecki sztab generalny umieścił także wśród tzw. strat bezzwrotnych ok. 400 zaginionych żołnierzy i oficerów, których liczba może być znacznie większa. Eksperci wojskowi gazety „Izwiestia”, na podstawie odtajnionych meldunków o poszczególnych miesiącach interwencji, wyliczyli, że przez oddziały radzieckie w Afganistanie przewinąć się mogło nawet do 3 mln żołnierzy, a 800 tys. uczestniczyło w operacjach bojowych. W związku z tym straty ludzkie mogły wynieść proporcjonalnie – ok. 50 tys. zabitych, 150 tys. rannych i 1000 zaginionych. Wśród tych ostatnich liczną grupę stanowili zapewne jeńcy.

Jak trafiali do afgańskiej niewoli? Generał Władimir Kokurin, były dowódca wywiadu 40. Armii twierdzi, że tylko nieliczni z nich byli ofiarami działań bojowych, ponieważ duszmani, jak Rosjanie nazywali bojowników afgańskich, najczęściej nie brali jeńców. Taka była po prostu cena szalonego pomysłu przeszczepienia komunizmu na grunt feudalnego społeczeństwa rządzącego się prawami Koranu. Narodu wojowników, dla których krwawa zemsta na wrogach była elementem odwiecznego etosu. Do legendy potwierdzonej także przez zachodnich obserwatorów i dziennikarzy przeszły zatem tortury, jakim poddawani byli schwytani Szurawi. Dlatego sowieckie kroniki działań bojowych odnotowały liczne przypadki samobójstw, nawet zbiorowych, podejmowanych przez żołnierzy, którzy znajdowali się w sytuacji bez wyjścia. Wielu z nich zostało pośmiertnie odznaczonych gwiazdami Bohaterów ZSRR, jak np. siedmiu żołnierzy specnazu GRU, którzy okrążeni na granicy z Pakistanem wysadzili się granatami. Nie można przy tym zapominać, że na tak wielką determinację wpływała również ideologiczna indoktrynacja, której poddawany był żołnierz radziecki, oraz stalinowskie podejście do problemu jeńców. Dopiero w drugiej połowie lat 80. XX w. radzieckie prawo zaprzestało uznawania swoich obywateli przebywających w niewoli za zdrajców, napiętnowanych społecznym ostracyzmem i zagrożonych wyrokami więzienia w ojczyźnie. Jednakże wcale liczne były przypadki samowolki i dezercji. W tym ostatnim przypadku wielkie znaczenie miała tzw. diedowszczyna – zwyczaj niezwykle okrutnej fali, tj. znęcania się żołnierzy starszych stażem nad młodszymi rocznikami. Była to tradycja wspierana często przez oficerów, którzy kwestię dyscyplinowania pododdziałów rozwiązywali właśnie za pomocą diedowszczyny. Młodzi żołnierze, doprowadzeni do załamania nerwowego psychicznym i fizycznym terrorem, uciekali, gdzie oczy poniosą, natykając się wcześniej czy później na partyzantów.

Znany rosyjski dziennikarz Sawik Szuster, wówczas korespondent radia „Głos Ameryki” w Afganistanie, potwierdził, że takich jeńców były dziesiątki, a wielu z nich dzięki zachodniej pomocy otrzymało azyl polityczny w Kanadzie i USA. O ile oczywiście organizacje praw człowieka dowiedziały się o ich losie, co wcale nie było regułą. Bo jeśli afgańska opozycja brała jeńców, to byli oni wykorzystywani nie tylko do celów propagandowych, ale głównie jako „towar” wymieniany na swoich współtowarzyszy, którzy znaleźli się w niewoli radzieckiej lub więzieniach słynącej z okrucieństwa afgańskiej policji bezpieczeństwa. Tacy Szurawi byli przetrzymywani w oddziałach partyzanckich do czasu dokonania transakcji. Najsłynniejszym przykładem jest los Rosjanina Nikołaja Bystrowa, który został schwytany przez partyzantów podczas samowolnego oddalenia z posterunku. Zagrożony konsekwencjami karnymi w ZSRR, odmówił powrotu w ramach wymiany, a następnie przeszedł na islam i został osobistym ochroniarzem Szaha Masuda. Do kraju powrócił dopiero po rozpadzie imperium.

Obóz Badaber

Zmiana w afgańskim podejściu do jeńców dała się zauważyć dopiero w 1983 r., kiedy na przygranicznych terenach Pakistanu powstały liczne obozy szkoleniowe partyzantów, finansowane przez USA oraz Chiny. Wtedy na rozkaz Burhanuddina Rabbaniego, jednego z przywódców ruchu oporu i szefa ugrupowania politycznego Islamska Wspólnota Afganistanu, powstało także centrum szkolenia i zaopatrzenia w pakistańskiej miejscowości Badaber. Do obozu zostali skierowani wszyscy jeńcy wzięci do niewoli przez oddziały Masuda i Rabbaniego. Celem było ich niesprecyzowane do dziś propagandowe wykorzystanie – jedna z wersji mówiła o planowanej przez afgańskich komendantów konferencji prasowej i przekazaniu żołnierzy w ręce zachodnich organizacji obrony praw człowieka.

Przeczy to nieco ogromnej konspiracji, jaką obóz jeniecki był otoczony przed władzami pakistańskimi. Oficjalnie Moskwa i tak zarzucała Islamabadowi wsparcie afgańskiej partyzantki, wobec czego przetrzymywanie żołnierzy radzieckich na własnym terytorium było dla władz pakistańskich skrajnie niewygodne. Tak czy inaczej, według różnych źródeł do 1985 r. w Badaber znalazło się od 14 do 20 żołnierzy radzieckich oraz bliżej nieznana liczba żołnierzy komunistycznej armii afgańskiej. Rosyjskie media, które niejednokrotnie podejmowały temat tragicznych wydarzeń, przedstawiały skrajnie odmienne relacje świadków, mówiące o traktowaniu jeńców, a zatem o przyczynach buntu. W jednym z wywiadów telewizyjnych Rabbani określił warunki przetrzymywania jako surowe, podkreślając jednak, że wszyscy jeńcy byli traktowani na równi z uczestnikami partyzanckiego przeszkolenia obejmującego w tym czasie 200 słuchaczy. Niedogodności wynikały zatem z ubóstwa Afgańczyków, a nie ze złej woli.

Nasartzan Rustamow, wówczas obywatel radziecki uzbeckiego pochodzenia i jedyny ocalały z Badaber, stwierdził w wywiadzie dla TV ORT coś zupełnie innego. Przede wszystkim władze obozowe podzieliły przetrzymywanych na Słowian i mieszkańców muzułmańskich republik ZSRR, a więc Uzbeków, Kazachów i Tadżyków – ci ostatni byli traktowani lepiej. Jeśli chodzi o Rosjan, Białorusinów i Ukraińców – sytuacja przedstawiała się już gorzej. Wszyscy zostali zmuszeni do przejścia na islam i obrzezani, co było generalnym warunkiem darowania życia. Ponadto byli wykorzystywani jako niewolnicza siła robocza przy pracach obozowych i okrutnie karani. Za próbę rozmów we własnym gronie groziło bicie pałkami po gołych piętach, jeńcy byli także skuwani łańcuchami każdej nocy oraz głodzeni, choć ten ostatni zarzut wynikał zdaniem Rustamowa z ogólnego niedostatku jedzenia. Jedynym wyjątkiem był żołnierz pochodzenia ormiańskiego, który wkradł się w łaski Afgańczyków i pełnił rolę więziennego nadzorcy. Zachodni dziennikarze, którzy widzieli jeńców przed wybuchem buntu, porównywali ich wygląd z więźniami Oświęcimia i podejmowali wysiłki w celu ich uwolnienia, np. rosyjska emigracja we Francji zwróciła się do władz tego kraju o przyznanie więźniom Badaber azylu politycznego, jednak spotkała się z odmową, bo Paryż nie chciał drażnić Moskwy.

Bunt

Zgodnie z relacją Rustamowa wśród jeńców panowała początkowo apatia. Dotyczyło to zresztą także radzieckich muzułmanów; jeden z więźniów – Kazach – oszalał z powodu skrajnych warunków życia. Sytuacja zmieniła się na początku 1985 r., kiedy do jeńców dołączył Nikołaj Szewczenko, Ukrainiec, który podawał się za cywilnego kierowcę, jednego z wielu, których armia werbowała za niezłe pieniądze do licznych zadań transportowych w Afganistanie. Po wzięciu do niewoli w pobliżu granicy irańskiej Szewczenko otrzymał, tak jak inni jeńcy, muzułmańskie imię Abdurrahman i podzielił ich los. Miał jednak buntowniczą naturę, której nie udało się złamać nadzorcom, i to on zaproponował wzniecenie buntu.

Do dziś nie wiadomo, jakie były cele spiskowców. Według jednej z wersji chodziło o opanowanie obozowej radiostacji i przesłanie władzom radzieckim informacji o fakcie przetrzymywania. Kolejna mówiła o stawianiu oporu do czasu przybycia na miejsce przedstawicieli Czerwonego Krzyża. Jednak w jednym z wywiadów Rustamow powiedział, że psychologiczne i fizyczne umiejętności Szewczenki, m.in. sztuka walki wręcz, wskazywały, że jest to oficer, a w dodatku pochodzący z jednostek specjalnych. W związku z tym w rosyjskiej przestrzeni medialnej funkcjonuje także wersja mówiąca o świadomej infiltracji obozu przez KGB lub GRU i wywołaniu powstania w celu wykorzystania do rozgrywki politycznej z Islamabadem oraz dyskredytacji afgańskiej opozycji. Taki rozwój wypadków miał potwierdzać także fakt przygotowania przez KGB specjalnej grupy wsparcia, która po ucieczce jeńców miała zapewnić im osłonę i środki transportu.

Z pewnością Szewczenko był organizatorem buntu i opracował sprytny plan. Po pierwsze, wykorzystał prześladowania do zmobilizowania woli oporu. Gdy jeden z jeńców spróbował indywidualnej ucieczki i powiadomienia władz pakistańskich, został zgwałcony przez nadzorców. Tak okrutny sposób kary przekonał pozostałych o konieczności oporu. Po drugie, Szewczenko zaproponował komendantowi obozu rozegranie meczu piłki nożnej pomiędzy drużynami słuchaczy kursów dywersji a jeńcami. Do rozgrywek doszło w piątek 26 kwietnia 1985 r. Podczas gdy cała ochrona i kursanci kibicowali afgańskiej drużynie, Szewczenko pozwolił się sfaulować i wraz z innym jeńcem opuścił boisko, co pozwoliło mu zbliżyć się do centralnego magazynu broni. Tam rozbroił umiejętnie strażnika i wraz z towarzyszem przedostał się na dach budynku, skąd kontrolował cały obóz. Według Rustamowa, pierwotnym celem ataku było pomieszczenie radiostacji, ale taki zamiar pokrzyżował nadzorca Ormianin, który poinformował o wszystkim ochronę. Tym niemniej Szewczenko seriami strzałów w powietrze zaalarmował swoich towarzyszy, którzy przebiegli z boiska do arsenału, blokując wejście. Jeńcy byli uzbrojeni w granatniki przeciwpancerne, karabiny maszynowe, szturmowe i lekkie działka przeciwlotnicze. Początkowo nie strzelali do Afgańczyków, chcieli tylko, by na rozmowy przybył Rabbani.

Gdy partyzancki dowódca dotarł do Badaber, zażądali ukarania winnych okrutnych kar oraz poinformowania o swoim losie radzieckiej ambasady i Czerwonego Krzyża. Rabbani twierdził, że spełnił pierwszy warunek, zabijając na oczach jeńców komendanta ochrony. Drugiego żądania spełnić nie mógł, w obawie przed kompromitacją pakistańskich władz, jednak cały czas miał oferować buntownikom zachowanie życia. Gdy negocjacje zakończyły się fiaskiem, nakazał szturm magazynu. Jeńcy odpowiedzieli ogniem, odpierając kilka ataków. Wtedy do walki włączyła się regularna armia pakistańska, która, ostrzeliwując arsenał ogniem artyleryjskim i rakietowym, doprowadziła do ogromnego wybuchu (w magazynach znajdowało się kilkadziesiąt ton amunicji artyleryjskiej i rakietowej, a kilka dni przed buntem do obozu dotarł transport 28 ciężarówek wypełnionych bronią). Eksplozja była tak silna, że została dostrzeżona przez amerykańskie satelity szpiegowskie i oceniona jako taktyczny wybuch jądrowy. Krater miał ok. 100 metrów średnicy, zginęli oczywiście wszyscy jeńcy oraz 100 partyzantów i sześciu instruktorów wojskowych z Pakistanu i Egiptu. Co ciekawe, dzień później radziecka ambasada w Islamabadzie złożyła oficjalną notę protestacyjną w związku ze śmiercią swoich obywateli przetrzymywanych na terytorium Pakistanu, co świadczy o tym, że Moskwa doskonale wiedziała o losie własnych żołnierzy. Od tej chwili afgańskie oddziały partyzanckie otrzymały rozkaz niebrania jeńców lub przetrzymywania ich na terytorium Afganistanu. Dotychczas nieznany jest także los 270 z 400 żołnierzy radzieckich uznawanych oficjalnie za zaginionych w Afganistanie.

Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska